Odłamki historii: dramatyczny poród na budowie huty miedzi w Łące

Bolesławiec podczas wojny
fot. fotopolska.eu/ Desperado/pastvu.com Podczas II Wojny Światowej w Łące powstawała huta miedzi, która miała służyć hitlerowskiej Rzeszy. W latach 1943-45 był to też obóz pracy. W środku koszmaru, jaki zgotowali ludziom hitlerowscy oprawcy, zdarzył się cud i na świat przyszło dziecko. Walka o życie maleństwa i matki była dramatyczna.
istotne.pl 86 historia, łąka

Reklama

Zatrudnieni pracownicy w Niemieckim Obozie Pracy Przymusowej w Wizau (Łąka) przy budowie huty miedzi byli wygłodniali, osłabieni i pozbawieni jakiejkolwiek opieki medycznej. Pracowali ponad swoje siły. Również ciężarna, dzisiaj nieznana z imienia i nazwiska, kobieta.

Historia jej dramatycznego porodu spisana została we wspomnieniach „Zamordowane dzieciństwo” Edwarda Horoszkiewicza. O książce świadka czasów wojny w Bolesławcu napisał Zdzisław Abramowicz w trzynastym Roczniku Bolesławieckim.

Było to pod koniec wojny, kiedy ważyły się losy hitlerowskich Niemiec. Ciężarna kobieta, o której wspomina Edward Horoszkiewicz, leżała w brudnym baraku dla pracownic, cierpiąc z bólu. Zaczynał się poród. Do kobiety przyszedł dowódca obozu, który zapisał się wszystkim w pamięci jako mężczyzna w średnim wieku z opaską na oku. Lagerführer słysząc krzyk cierpiącej kobiety i mając na uwadze, że potęga III Rzeszy może się niebawem skończyć, zdecydował się wezwać fachową pomoc. Przymusowe pracownice nie były przyzwyczajone do takich reakcji na swoje cierpienie, więc zdziwiły się, że po ciężarną przyjechał samochód i zabrano ją do szpitala w Bolesławcu. W szpitalu na świat przyszła dziewczynka, której nadano imię Halinka. Imię Halina oznacza blask, jasność i pochodnię.

Radość matki ze szczęśliwego porodu trwała krótko, bo zaraz po rozwiązaniu znów trafiła do baraku razem z noworodkiem. Brud i brak higieny spowodowały, że wdała się infekcja i matka była bliska śmierci. Dodatkowo na jej ciele pojawił się ropień. Do kobiety wezwano Niemkę z pobliskiej wsi, świadkowie pamiętają, że nazywano ją felczerem. Niemka musiała być na tyle sprawna, że nieprzytomna matka doszła do siebie.

Po wyzwoleniu wszyscy robotnicy i robotnice zabrali swoje dzieci i odeszli z obozu. Doszli do Ścinawy i tam rozpoczęło się piekło kobiet. Gwałciciele z Armii Czerwonej napadli i wielokrotnie skrzywdzili jedną z wolnych już robotnic. Nie wiemy, czy była to mama Halinki. Inne kobiety wysmarowały sobie twarze sadzą, by się zohydzić, a dzieci zmusiły do płaczu. To podobno je ocaliło od gwałtów.

Reklama