Za „Pinokia” zarzut deptania trawnika. Co za gwizdanie na „Długopis”? Zdecyduje sąd

Dariusz Sas
fot. istotne.pl Nasi lokalni aktywiści Bolesławieckiego Strajku Kobiet wciąż spotykają się na komendzie. Aktywiści grają wytrwale swoje role w tej farsie. I kiedy mówią o stawianych zarzutach, dodają: te są za „Pinokia”, te są za „Długopis”.
istotne.pl 86 policja, dariusz sas, strajk kobiet

Reklama

Dariusz Sas znów odwiedził komendę policji. Tym razem aktywista, który wyrażał swoje niezadowolenie z rządów Prawa i Sprawiedliwości otrzymał zarzuty: zakłócania porządku, nielegalnego zgromadzenia i … deptania trawnika podczas ekskluzywnej wizyty Mateusza Morawieckiego w Bolesławcu.

Premier Mateusz Morawiecki odwiedził bolesławiecki szpital powiatowy w kwietniu tego roku. Szpital przy ul. Jeleniogórskiej otoczyła policja. Na chodniku przed szpitalem zebrało się kilkanaście osób z Bolesławieckiego Strajku Kobiet. Obywatelki i obywatele mieli przygotowane transparenty, banery, gwizdki, megafon i miskę z ryżem, w tradycyjne stempelki. To właśnie wtedy Dariusz Sas miał deptać trawnik.

– Zostałem wezwany na komendę w sprawie zakłócania porządku, nielegalnego zgromadzenia i deptania trawnika, podczas wizyty Morawieckiego – mówi Dariusz Sas. – Stałem po drugiej stronie ulicy przed szpitalem. Tam jest trawa, ale ja tam stałem na pieńku i jak już, to deptałem pieniek.  Odmówiłem odpowiedzi, nawet na pytanie, czy zrozumiałem zarzuty – dodaje aktywista.

Sas dodaje, że ma osobiste odczucie, że jest taki nakaz z góry, by władza utrudniała życie ludziom, którzy wyrażali swoje nieprzychylne poglądy na temat premiera i PiS.

– Z jednej strony trzeba to nagłaśniać, z drugiej nagłaśnianie to zastraszanie innych – komentuje Dariusz Sas. – Tego właśnie chce PiS. Ja się nie przestraszę, ale już osoby, które nie znają procedur, nie są obyte z sądem i policją, będą się obawiały wyjść na ulicę – dodaje aktywista.

Dariusz Sas wraz z czwórką innych aktywistów niedługo odwiedzi sąd w Bolesławcu. Tym razem idzie tam za gwizdanie na "Długopis". Podczas wyborczej wizyty Andrzeja Dudy w Bolesławcu w lipcu 2020 roku aktywiści nie powitali prezydenta oklaskami, a go wygwizdali. Było to na bolesławieckim rynku, gdzie nie ma trawników. Niezawisły sąd zdecyduje o losie aktywistów.

Reklama