Dariusz Sas znów odwiedził komendę policji. Tym razem aktywista, który wyrażał swoje niezadowolenie z rządów Prawa i Sprawiedliwości otrzymał zarzuty: zakłócania porządku, nielegalnego zgromadzenia i … deptania trawnika podczas ekskluzywnej wizyty Mateusza Morawieckiego w Bolesławcu.
Premier Mateusz Morawiecki odwiedził bolesławiecki szpital powiatowy w kwietniu tego roku. Szpital przy ul. Jeleniogórskiej otoczyła policja. Na chodniku przed szpitalem zebrało się kilkanaście osób z Bolesławieckiego Strajku Kobiet. Obywatelki i obywatele mieli przygotowane transparenty, banery, gwizdki, megafon i miskę z ryżem, w tradycyjne stempelki. To właśnie wtedy Dariusz Sas miał deptać trawnik.
– Zostałem wezwany na komendę w sprawie zakłócania porządku, nielegalnego zgromadzenia i deptania trawnika, podczas wizyty Morawieckiego – mówi Dariusz Sas. – Stałem po drugiej stronie ulicy przed szpitalem. Tam jest trawa, ale ja tam stałem na pieńku i jak już, to deptałem pieniek. Odmówiłem odpowiedzi, nawet na pytanie, czy zrozumiałem zarzuty – dodaje aktywista.
Sas dodaje, że ma osobiste odczucie, że jest taki nakaz z góry, by władza utrudniała życie ludziom, którzy wyrażali swoje nieprzychylne poglądy na temat premiera i PiS.
– Z jednej strony trzeba to nagłaśniać, z drugiej nagłaśnianie to zastraszanie innych – komentuje Dariusz Sas. – Tego właśnie chce PiS. Ja się nie przestraszę, ale już osoby, które nie znają procedur, nie są obyte z sądem i policją, będą się obawiały wyjść na ulicę – dodaje aktywista.
Dariusz Sas wraz z czwórką innych aktywistów niedługo odwiedzi sąd w Bolesławcu. Tym razem idzie tam za gwizdanie na "Długopis". Podczas wyborczej wizyty Andrzeja Dudy w Bolesławcu w lipcu 2020 roku aktywiści nie powitali prezydenta oklaskami, a go wygwizdali. Było to na bolesławieckim rynku, gdzie nie ma trawników. Niezawisły sąd zdecyduje o losie aktywistów.