Będą te wybory czy ich nie będzie? Przesuną? Zrobią korespondencyjnie? Gdzieś poza mną rząd się krząta przy Kodeksie wyborczym, jak dentysta przy pacjencie. Słyszę, siedząc w poczekalni, odgłosy wiertarki zza ściany, borowania zębów, jakieś pojękiwania, jakiś stukot narzędzi, wyobraźnia mi pracuje. Ale co tam majstrują przy tych wyborach, nie wiem i chyba nie chcę już wiedzieć. Wejdę do środka, to się zorientuję, według zasady: jak dają, to brać, jak biją, to uciekać.
Trudno jest tak wysiedzieć w tej niepewności. Jedni mówią: zapomnij o wyborach, zdrowie ważniejsze. Inni przekonują: walczyć trzeba do końca, nie oddaje się meczu walkowerem. Poszłabym sobie do domu i zapomniała, ale ząb boli, trzeba go wyleczyć lub wyrwać, podjąć jakąś decyzję, w końcu w poczekalni też się po coś jest.
Rozglądam się wokół i widzę, że na ścianie tej poczekalni wisi 10 portretów. Dziewięciu facetów i jedna kobieta, więc mój wzrok biegnie do Kidawy-Błońskiej. Po bliższym przyjrzeniu się widzę, że to nie portret a mem. Małgorzata nie jest na nim podobna do siebie, w jej twarzy widać jakieś inne rysy. Zastanawiam się, kogo ona mi przypomina? I w końcu wyjaśnia mi to podpis pod memem: Grzegorzata Kidawa-Schetyńska.
Z ciekawością spoglądam na kolejnego kandydata: jest tak uśmiechnięty, że wpadam w ten uśmiech cała i zaczyna mnie boleć szczęka. Radość, miłość, mindfulness. Gdybym nie mieszkała w małym mieście i miała mieszkanko w stolicy, to kto wie, może bym i zagłosowała? Pod zdjęciem Biedronia duże tęczowe litery: „Wymyśl sobie coś, a ja ci to obiecam”. Spoglądam ze strachem na topniejącą kolejkę do gabinetu dentysty i wiem, że mojego marzenia Robert nie spełni.
Zaraz obok Biedronia zdjęcie przystojnego, eleganckiego mężczyzny z małżonką. Trzymają główkę obok główki, ich twarze są upiększone. Mają błękitne oczy w ciemnej oprawie, jasną cerę, rumiane policzki i kiedy podchodzi się do monidła państwa Kosiniaków-Kamyszów, to zaczyna cicho, jakby z tego portretu, sączyć się muzyka. Słucham jej i jedna nóżka mi zaczyna tuptać w rytm „Żono moja, serce moje. Nie ma takich, jak my dwoje. Bo ja kocham oczy Twojeeee…”. Uspakajam nogę i patrzę na kolejne zdjęcie.
Facet jest księdzem. Myślałam, że ksiądz nie startuje w tych wyborach, musiałam się mylić. No dobrze, to nie ksiądz, to telewizyjny kaznodzieja Szymon Hołownia. Gwiazda TVN-u. Katolik, jak z reklamy proszku do prania. Odplamiony, wybielony, czyściutki. Zakładam tylko, że w coś wierzy...
Zaraz przy nim na portrecie prezentuje się Krzysztof Bosak w rogatywce i z kosą na sztorc, z napisem na piersi Made in Poland, Hand Made. Rękodzieło. Wyrób unikatowy biało-czerwony. W tle krajobraz z Podlasia. Po polnej drodze, wzniecając tumany kurzu, idą chłopcy z ONR i kibole. Ręce mają uniesione i zaciśnięte w pięści, ale na białych twarzach goszczą uśmiechy. Jakaś kobiecina w chuście na głowie wita ich i do serca przyciska oseska. Jedną ręką trzyma dziecko, drugą kreśli znak krzyża.
Trochę dalej od głównych portretów, w mniejszym formacie, wiszą zdjęcia zupełnie nieznanych mi ludzi. Stanisław Żółtek z tabliczką Polexit stoi zagubiony w szczerym polu, Marek Jakubiak wznosi kufel piwa, Mirosław Piotrowski pod krzyżem w klasie szkolnej trzyma w dłoni dyscyplinę i uśmiecha się do dziecięcych główek oraz ostatnie zdjęcie z Pawłem Tanajno, polskim Johnem Doem.
Nie udaje mi się w myśli powiedzieć „A gdzie prezydent Duda, starający się o reelekcję?”, a już nadchodzi moja kolej i z gabinetu woła mnie uśmiechnięty pan doktor. Jest spokojny, miły, przyjazny. Dlatego mijam drzwi odprężona. Pan doktor ma biały fartuch z napisem „Duda 2020”, ale napis jest dyskretny i myślę sobie, że każdy ma prawo reklamować swojego kandydata.
Wchodzę do gabinetu i na ścianie po prawej widzę wielki obraz, na którym Andrzej Duda kroczy po łące i wyciąga ramiona, a na wprost niego biegnie symboliczna Polonia. Lekko spłakana i zalękniona, ale na widok zbawcy łzy jej schną, bo za chwilę wpadnie mu w ramiona. Na obliczu prezydenta maluje się zapewnienie, że tylko w jego ramionach Polonia będzie bezpieczna.
Dentysta, widząc, że zagapiłam się na malowidło, delikatnie chwyta mnie na za łokieć i podprowadza do fotela. Fotel wyściełany jest matą z podobizną Andrzeja Dudy na tle powiewającej flagi biało-czerwonej. Ledwo odrywam wzrok od tego widoku, a moim oczom ukazuje się malowidło po lewej stronie. Na nim prezydent tuli do siebie dziadki, wdowy i starców. Wszyscy wyciągają do niego ręce, wpatrują się w jego oblicze z miłością.
Dentysta lekko musi mnie popchnąć, bym usiadła na fotelu, a dokładniej na podobiźnie Dudy. Kiedy już na nim ląduję, lekarz odgina oparcie tak, że wygodnie leżę. Mój wzrok pada na sufit i z niego też patrzy na mnie łagodne oblicze Andrzeja. Tym razem stoi on jak gigant w chmurach nad wielkim miastem i dłonie nad nim trzyma, jakby je błogosławił. Nad jego prawym ramieniem wzbija się w niebo orzeł biały w koronie, nad lewym spogląda z ojcowskim uśmiechem malutki Jan Paweł II, polski papież. Zamykam oczy. Dentysta wkłada mi w usta wiertło. Z nagłym przestrachem uchylam powieki i widzę, że na wiertle jest wygrawerowana podobizna Andrzeja. Jego szlachetna twarz otoczona wieńcem z liści laurowych.
Zaczyna się borowanie.
A Ty na kogo oddasz swój głos, mój wyborczy towarzyszu?
Grażyna Hanaf