Co czuje prałat Jarosiewicz po tym, jak pod jego oknami wrzeszczano „zakaz pedałowania”?

Ks. Andrzej Jarosiewicz uhonorowany przez ministra kultury
fot. GA Grupa dzielnych, ale zamaskowanych mężczyzn, ustawiła się w niedzielę pod oknami prałata Andrzeja Jarosiewicza i na cały głos krzyczała, jak to obroni Bolesławiec przed „tęczową zarazą” (zwrot wylansowany przez biskupa Jędraszewskiego). Zastanawiamy się, co prałat czuje po tych gniewnych okrzykach chłopaków, co na ustach mieli też Boga (tego samego od ICH honoru i ICH ojczyzny).
istotne.pl 86 protest, andrzej jarosiewicz, bazylika maryjna, marsz równości

Reklama

Młodzi mężczyźni, którzy najbardziej na świecie pragną bronić dziewiczości swoich anusów, nie mieli pojęcia, jak bardzo adekwatnie się ustawili. I kto ich, być może parę metrów od nich, słucha.

Chłopaki bronili – i to naprawdę się im udało – bolesławieckiego rynku przed zdeptaniem go przez osoby z Marszu Równości idącego pod hasłem „Żyjemy w Europie, Europa jest w nas”. Mężczyźni krzyczeli na całe kibicowskie gardło: „Tu jest Polska, nie Bruksela, tu się zboczeń nie popiera” oraz „Bóg, honor i ojczyzna”. Najgłośniej krzyczeli pod bazyliką i oknami mieszkania prałata Andrzeja Jarosiewicza, który na to nie zareagował (możliwe, że był w kościele a nie na plebanii).

Chłopaków w rynku zablokowała policja, ale nie przeszkodziło to im cieszyć się z obrony tego skrawka bolesławieckiej ziemi przed złem. Nawet sobie za to bili brawa, a ich radość można porównać do tego, jak PiS cieszyło się po wyborach ze swojego zwycięstwa. Można śmiało powiedzieć, że zwycięstwo było pyrrusowe. Chłopaki możliwe że nie zrozumieją, co to znaczy, ale ksiądz Andrzej Jarosiewicz jak najbardziej, bo jest przecież wykładowcą Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu i doktorem habilitowanym nauk teologicznych.

Narodowcy biegali po rynku szukając „pedałów”, a o ruchach przeciwnika donosili im mali chłopcy, nasi bohaterzy już dwóch artykułów – ci sami, co terroryzują rynek obrzucając ludzi kamieniami. Dzieciaki potem przyszły do nas na piknik pod wiadukt i dostały ciastka. Narodowców nie było. Czyżby się ciutkę bali policji, która ochraniała Marsz Równości? Nie, to nie jest możliwe. Po prostu „wycofali się na z góry upatrzone pozycje” pogardy i samozadowolenia ze swojej akcji. W końcu był cel wyjścia z domu: wyzwać Polki i Polaków od najgorszych. To takie narodowe i patriotyczne zadanie.

Dlaczego tak znaczący był ten występ narodowców właśnie pod Bazyliką Maryjną prałata Jarosiewicza? Dlatego, że św. Sebastian jest nieoficjalnym patronem gejów, a jego figura stoi przy bocznym wejściu do Bazyliki.

Kościół katolicki odżegnuje się od tego patronatu, ale kultura queer przez wieki zagarnęła świętego dla siebie. Jak będziecie wchodzić do Bazyliki przyjrzyjcie się pięknemu, obnażonemu młodzieńcowi dłuta Jerzego Leonarda Webera. Mimo tego, że jego muskularne ciało przeszywają strzały, postać Sebastiana jest wygięta jak w ekstazie, a na jego twarzy nie widać śladu cierpienia – ta poza jest niezwykle zmysłowa. Strzały penetrujące jego ciało, to raczej falliczne symbole, niż narzędzia tortur. Strzały homoerotycznego Amora.

Pod samą Bazyliką, bliżej figury, była też grupa modlitewna z księdzem nie z naszego miasta. Najpierw pomodlili się pod św. Sebastianem, a potem wpadli na piknik i wsuwali gratisowe pieczone kiełbaski, aż im się uszy trzęsły!

Reklama