Wreszcie wakacje! Na urlop pojechać trzeba, po to, żeby wypocząć, ale też po to, żeby po wakacjach było się czym chwalić. Nawet jeśli nie możemy wybrać się na długo, a o zagranicznych wojażach z powodu braku środków możemy zapomnieć, pozostaje wypoczynek w kraju. Bardzo specyficzny. Typowo polski...
Może nad morze...
Wypoczynek to inaczej nicnierobienie. Tę zasadę trzeba sobie przyswoić jak najwcześniej, przekazywać dzieciom, wnukom i komu się da. Żeby im przypadkiem nie przyszło do głowy męczyć się na wakacjach.
Pierwszy dzień na plaży. Miejsca nie ma, ludzie leżą przy sobie ciasno jak szproty w puszce. Udało się! Mamy własny kawałek. Dwa na dwa metry, między blond pięknością a zażywnym sześciolatkiem, który ze łzami w oczach krzyczy: "Mój dołek. Mój! Sam se wykopałem". Słońce przygrzewa, więc można uzyskać piękną ,złotą opaleniznę, jaką ma ta blond miss. Krem z filtrem? A po co krem z filtrem, jeszcze słońce nie przejdzie przez ten filtr i nici z opalenizny. Leżymy więc bite cztery godziny plackiem, pamiętając o zasadzie, że słońce pali najmocniej między 12 a 15 – na pewno się opalimy. Szum morza, zapach ryb z pobliskiej smażalni, sześciolatek broniący dołka... Jest i moment na refleksję, na prawdziwą poezję: "Mężu, mężu, nie bądź głupi, niech ci żona loda kupi" – zachęca przystojniak z lodówką turystyczną w ręce. Skóra uzyskała już ładny, bordowy odcień, można więc zejść z plaży, w pobliskim sklepiku z pamiątkami nabyć naszyjnik z bursztynów... A wieczorem ratować spaloną skórę panthenolem. Drugi dzień nad morzem będzie podobny. I trzeci. I czwarty. I tak do końca.
W góry, w góry miły bracie!
Najlepiej do Zakopanego albo do Karpacza, tam nie będziemy się nudzić – dużo sklepów, barów, stoisk z pamiątkami gwarantuje, że spędzimy czas przyjemnie. Nie chodzi przecież o to, żeby wyjść w góry, mozolnie wdrapywać się na szczyt, nie daj Boże z plecakiem! W ostateczności można przejść się najkrótszym szlakiem, wjechać na szczyt wyciągiem, jeśli tylko jest to możliwe, a najlepiej podziwiać góry z dołu, siedząc gdzieś w ogródku piwnym albo spacerując deptakiem, na którym można kupić pluszowego tatrzańskiego świstaka z gustowną metką "made in china". Nie zapominajmy o obowiązkowej fotografii z niedźwiedziem, nie wiedzieć czemu polarnym. Może biały jest bardziej medialny niż ten z brązową sierścią? Rzecz gustu. Wracamy do schroniska wymachując radośnie dopiero co kupioną ciupagą z wbudowanym termometrem, zdejmujemy wszystkie jakże przydatne w trudnych warunkach polary i goretexy... Tak, to był męczący dzień, należy nam się chwila odpoczynku.
Dzicz zupełna
Może to dziwne, ale są i tacy, którzy wypoczynek definiują inaczej. Lubią tak zwany "wypoczynek aktywny". W tym miejscu niektórzy skrzywią się paskudnie i powiedzą, że czegoś takiego to nie ma. Na wypoczynek aktywny decydują się tylko dziwacy, bo jak inaczej nazwać kogoś, kto nie chce leżeć godzinami na plaży, tylko woli spływ kajakowy? A już wyjście w góry z plecakiem to całkowite nieporozumienie. Co ciekawe, sporo osób decyduje się na wyjazdy w Karpaty ukraińskie i rumuńskie. Gdzie nie ma świstaków z pluszu, luksusowych pensjonatów i wyciągów. Nie ma też misiów polarnych. Nie ma?! Toż to dzicz zupełna!
Katarzyna Rucińska