Biurokracja hamulcem rozwoju

Kalkulator, pióro i skoroszyt
fot. www.sxc.hu Machina biurokratyczna to hamulec dla inicjatyw i pomysłów indywidualnych oraz społecznych. Ale im presja społeczna jest bardziej widoczna, tym częśćiej władze w danym regionie czują się w obowiązku wspierania takich inicjatyw – pisze Barbara Alaszewska.
istotne.pl 0 urząd, turystyka

Reklama

Chyba większość z nas zgodzi się z tym, że biurokracja w Polsce jest kwestią skomplikowaną. Nieraz załatwienie jednej, nawet błahej sprawy, wymaga poruszenia trzech różnych urzędów, w których panuje niejednokrotnie dezinformacja przedłużająca całą procedurę. Pomijając sprawy codzienne, służbowe, ZUS-owskie, skarbowe itp., cała machina jest hamulcem dla kreatywnych inicjatyw i pomysłów indywidualnych oraz społecznych.

fot. Barbara Alaszewska

Piszę na bolesławieckim portalu, więc przykłady będą dotyczyć tego regionu. Bolesławiec jest otoczony niemalże zewsząd lasami. To środowisko stwarza najkorzystniejsze warunki do regeneracji sił psychofizycznych. Świeże powietrze, cisza, spokój, śpiew ptaków, dzikie zwierzęta. Dla każdego z nas takie warunki są idealne do odpoczynku, o ile są jednocześnie bezpieczne, a teren jest czysty i zadbany. Wystarczy, żeby wszystkie ścieżki były dostępne, drożne i w miarę równe, a na trasie takiego spaceru było kilka ławeczek i śmietników (plansze z nazwami lokalnych roślin i zwierząt byłyby perfekcyjnym dopełnieniem eko-edukacyjnym). Potencjalnych terenów pod takie obszary rekreacyjno-edukacyjne jest wokół Bolesławca mnóstwo (każdemu znane „skałki” w Łaziskach, dawny park z kopalnią złota przy ul. Jeleniogórskiej czy choćby Bory Dolnośląskie).

Problem jednak w tym, że zdecydowana większość lasów państwowych (ok. 80%) stanowi jednocześnie obszar tzw. Państwowego Gospodarstwa Leśnego, co oznacza, że ich podstawową funkcją nie jest wypoczynek społeczeństwa, lecz gospodarka (pozyskiwanie drewna, prowadzenie szkółek itp.). Jest możliwe przekształcenie takiego lasu w tzw. teren rekreacyjny lub leśny kompleks promocyjny, ale, i tu wkraczamy w sedno, jest to szalenie skomplikowana procedura biurokratyczna. Wymaga ona poruszenia lokalnego nadleśnictwa (przez wszystkie szczeble), na dyrektorze generalnym lasów państwowych i ministerstwie ochrony środowiska kończąc – bez żadnej gwarancji na sukces.

fot. Barbara Alaszewska

To zniechęca każdego do działania. To tak samo jak z reklamacją obuwia: nawet kupując i reklamując buty we Wrocławiu, trzeba czekać ok. dwóch tygodni na odpowiedź z Warszawy i na stwierdzenie nawet najbardziej ewidentnej wady. Czy kompetencje managera sklepu firmowego nie wystarczą, aby to ocenić i wydać klientowi towar zastępczy lub zwrócić gotówkę? Tak samo jest w omawianym przypadku. Czy kompetencje lokalnego nadleśniczego nie wystarczą, aby stwierdzić, że oczyszczenie dróg z gałęzi i postawienie kilku ławek i śmietników wcale nie zaburzyłoby funkcji gospodarczej lasu, nad którym sprawuje pieczę i na temat którego ma najrzetelniejszą wiedzę? Wycinkę drzew, szkółki i badania stanu lasu przecież bez przeszkód można by było nadal prowadzić. A jeśli tymczasowo zagrażałoby to bezpieczeństwu ludzi, nadleśniczy w ramach własnych kompetencji może zakazać wstępu na teren lasu. Czy to wszystko musi naprawdę być aż tak skomplikowane? Przecież w gruncie rzeczy jest prozaicznie proste! Organizując małą lokalną kampanię promocyjną i znajdując kilku sponsorów, nawet koszta budowy takiej ścieżki mogłyby być znikome.

Przypuśćmy, że taki teren powstaje. Wraz z nim rodzi się swoisty „problem” dla jego administratora. Śmietniki co jakiś czas trzeba opróżnić i stale monitorować stan dróg. Pracy więcej, a korzyści (oprócz zadowolenia społecznego) praktycznie żadnej, więc „interes” w tym żaden. Inaczej sprawa ma się w przypadku bardziej dochodowych działań, jak np. udostępnianie lasów na polowania. „Dewizowiec”, gotów zapłacić nawet 200 euro za jednodniowe polowanie, może je zorganizować za pośrednictwem odpowiedniego biura praktycznie w tydzień. Biurokracja istnieje również, ale aranżacja takiej imprezy jest o wiele prostsza niż wielomiesięczne boje o postawienie na terenie paru hektarów lasu kilku ławek i śmietników. A czy bezpieczne korzystanie z publicznych dóbr natury nie powinno być dostępne dla wszystkich?

Bolesławiec to, na szczęście, nie Wrocław czy Warszawa, gdzie do najbliższego lasu trzeba dojeżdżać godzinę samochodem, stojąc w korkach. Wyobraźmy sobie – wolna sobota, niedziela czy święto – rodzinna przechadzka po dawnych kamieniołomach, przejażdżka rowerem po lasach z legendarną kopalnią złota. Familijny relaks, a przy okazji łyk świeżego powietrza. Czy można sobie wyobrazić lepszą formę wypoczynku weekendowo-świątecznego? Dzięki upowszechnieniu takiego modelu spędzania czasu wolnego (m.in. poprzez budowanie leśnych terenów rekreacyjnych i ich promocji) społeczeństwo na dłuższą metę odczułoby więcej korzyści niż tylko zadowolenie. Poprawa stanu zdrowia, zacieśnianie więzi rodzinnych i przyjacielskich oraz ogólna zmiana modelu czasu wolnego na bardziej aktywny.

fot. Barbara Alaszewska

Oczywiście nie zachęcam do szturmu na sejm z transparentem „precz z biurokracją”. Ale im większa będzie nasza presja społeczna tu, lokalnie, tym bardziej władze w danym regionie mogą, a raczej czują się zmuszone, do wspierania takich inicjatyw. Istota tkwi w wykorzystaniu posiadanych zasobów – lasów i terenów naturalnych (w skali powiatu zajmują 50% powierzchni) – które mają o wiele większy potencjał niż sztuczne, na siłę tworzone i utrzymywane ogromnymi budżetami ośrodki rozrywki. Nasz potencjał naturalny jest ogromny, wykorzystajmy go!

PS Dla zainteresowanych tematem, polecam lekturę krótkiej opinii specjalisty o opłacalności inwestowania i promocji turystyki w Polsce. Jakiej turystyki? Zobacz tutaj.

Autor: Barbara Alaszewska

Reklama