Zagubiona tożsamość Dolnego Śląska

flaga-wojewodztwo-dolnoslaskie
fot. Wikimedia Commons Tegoroczne obchody Dni Bolesławca oraz Festiwal Bałkański to dobry moment na zastanowienie się nad regionalnym, etnicznym charakterem Dolnego Śląska.
istotne.pl 0 historia, paweł skiersinis, dolny śląsk

Reklama

Już wiele razy w czasie trwania takich imprez pojawiały się głosy: „A po co nam to potrzebne?” Niegdyś przeczytałem ciekawy komentarz jednego z bolesławieckich blogerów, zajmujących się m.in. historią miasta. Autor stwierdził:

No wreszcie!

Wreszcie ktoś publicznie zauważył, że bolesławianie – My wszyscy, niekoniecznie pochodzimy od tej samej małpy. Od ładnych już paru lat Pan Prezydent stał się jakby spiritus movens propagowania fałszywej tezy, że znakomita większość obecnych mieszkańców Bolesławca to reemigranci i potomkowie reemigrantów z Bośni. Od lat w Mieście nie zdarza się żaden oficjalny i mniej oficjalny event, w którym wprost i podprogowo nie wbijano by Nam i wszystkim wokół, że bolesławianie to potomkowie bośniackich chłopów. Nie wiem, skąd u Prezydenta taka wybiórcza propagandowa polityka kulturalno-narodowa.

Czy polityka wybiórcza i propagandowa? Tego nie wiem... Jednak teza ta też jest fałszywa. Nie można odseparować się od jednej z grup. Trudno wyjść z „bośniackiego kręgu”, jeśli tak wielu reemigrantów zasiedliło okoliczne wsie i samo miasto. W latach późniejszych ich potomkowie jeszcze bardziej powiększyli miejską populację, przenosząc się do Bolesławca. Ponadto do Bośni nie tylko emigrowali galicyjscy chłopi, ale również inteligencja, która zasiliła lokalny aparat urzędniczy. O tym też pamiętajmy.

Często, także w odniesieniu do Polaków z Bośni, używano obraźliwego i zakłamanego pojęcia „Serby”. Z relacji reemigrantów wiem, że w jednej z parafii ksiądz prowadzący naukę religii (w latach 60.–70.) w taki oto obraźliwy sposób zwracał się do dzieci. Człowiek o takiej pozycji, dobrze wykształcony, powinien znać swoich parafian, a nie powielać mity. Niestety, historia Polaków z Jugosławii nadal jednak nie jest wszystkim dobrze znana. Często powiela się te same stereotypy. Owszem, wraz z polskimi reemigrantami do Polski przyjechały także małżeństwa mieszane: polsko-bośniackie, polsko-chorwackie i polsko-serbskie. Stanowiły one jednak niewielki ułamek w stosunku do ok. 18 000 polskich osadników. Aż ponad 90% reemigrantów osiedliło się na dzisiejszych terenach powiatu bolesławieckiego.

Dolny Śląsk (w tym także powiat bolesławiecki) to nie tylko reemigranci z Bałkanów. Cały obszar województwa dolnośląskiego został zasiedlony osadnikami „zza Buga”, z tzw. Kresów Wschodnich. Przyjeżdżali oni z prawie całego obszaru dawnej Polski wschodniej, z Wileńszczyzny, Nowogródczyzny, z rejonu Łucka, Lwowa, Tarnopola. Charakteryzowała ich często specyficzna gwara, choć ta prawie już zanikła. Region Dolnego Śląska jest miejscem gdzie obecnie mówi się najczystszą polszczyzną.

Najmniej znana jest historia Polaków, którzy powrócili z Rumunii i Francji. Ci pierwsi osiedlili się w rumuńskiej Bukowinie już za czasów Kazimierza Wielkiego, ale prawdziwy exodus miał miejsce w XIX wieku, kiedy to monarchia austro-węgierksa zasiedlała nowe terytoria. W latach 20. w rumuńskiej Bukowinie mieszkało ok. 50 000 Polaków, a już w latach 30. ponad 80 000. Po II wojnie światowej 90% polskiej ludności powróciła do Polski.

Najmniej znanym faktem jest historia polskich reemigrantów z Francji. W skrócie tylko wspomnę, że Polska ludność trafiła do kraju Napoleona w okresie międzywojennym. Byli to głównie bezrobotni Polacy, którzy wiązali z wyjazdem szansę na lepsze życie. Francja potrzebowała wówczas pracowników do swoich kopalń i zakładów przemysłowych. W ten sposób polska emigracja we Francji wynosiła w roku 1946 420 000 osób, co stanowiło 25% całej ludności imigracyjnej nad Sekwaną. Na stronie Muzeum Etnograficznego we Wrocławiu można obejrzeć całą serię filmów dotyczącą ludności Dolnego Śląska. Ja polecam szczególnie reportaż o reemigrantach z Francji (http://www.muzeumetnograficzne.pl/index.php?section=dolny_slask_filmy&page=dolny_slask_filmy).

Problem z Ziemiami Odzyskanymi

Termin „Ziemie Odzyskane” utarł się i zadomowił w czasach Polski Ludowej. Mimo to nadal często jest używany w stosunku do ziem zachodnich i północnych. Podnosi się jednak co jakiś czas larum, że nie jest to właściwe historycznie. Przecież tych ziem nikt nam nie zabrał... Jednak nie do końca. Ale przyjmując racje, że jest to termin propagandowy, można używać różnych innych określeń: Ziemie Zachodnie lub Ziemie Uzyskane. Szkoda tylko, że negując jedno niedookreślenie, zapominamy o innym – o Kresach Wschodnich. Najczęściej używa się go w stosunku do terenów utraconych na rzecz ZSRR, pozostałych za rzeką Bug. Jest to błędne określenie. Słowo „kresy” oznacza rubież, pogranicze. Takimi wschodnimi rubieżami I Rzeczypospolitej były tereny najbardziej wysunięte na wschód, tereny południowo-wchodnie, między innymi Zaporoże czy Podole. W okresie późniejszym kresy przesunęły się bardziej na zachód, a obecnie to tereny dzisiejszej Litwy, Białorusi i Ukrainy. Przesunęły się, oczywiście, pojęciowo, w nazewnictwie, albowiem Grodno czy Lwów nie stanowiły jeszcze dokładnie wschodniego pogranicza Rzeczypospolitej.

Czy jednak nie można definitywnie używać określenia „Ziemie Odzyskane”? Osobiście pokłóciłbym się o to. Przecież Wrocław, Legnica, Głogów, Bolesławiec, Nowogrodziec i wiele innych śląskich ośrodków były polskimi miastami. Dopiero po rozbiciu dzielnicowym Śląsk, a dokładnie poszczególne księstwa etapami stały się zależne od Królestwa Czeskiego i tym samym utraciliśmy je na wiele wieków. Zatem czemu pojęcie „Ziem Odzyskanych” miałoby być niepoprawne? Stanowiły one niegdyś część naszego kraju, a odzyskaliśmy je jedynie „dzięki” utracie Kresów Wschodnich. Czasami można również spotkać się z pojęciem „Ziem Zagrabionych”, co jednak nie jest poprawne. Ziemie zachodnie stały się elementem rozgrywki pomiędzy przywódcami Wielkiej Trójki oraz ceną, jaką Niemcy zapłacili za wywołanie kolejnej wojny.

Śląski charakter Dolnego Śląska

Na pierwszy rzut oka brzmi to zastanawiająco. Trzeba jednak sobie uzmysłowić pewien dość istotny fakt. Otóż my obecnie postrzegamy Dolny Śląsk tylko i wyłącznie jako część Śląska, choć tak naprawdę wielu z nas kojarzy się on z Górnym Śląskiem. Nie łączymy śląskości, narodowości śląskiej z naszym Dolnym Śląskiem. Śląsk miał wiele narodowych epizodów. Należał do Czech, Polski, ponownie Czech, Austrii oraz Prus. Śląsk stał się pruską prowincją ze stolicą we Wrocławiu (Breslau). W 1919 roku wyodrębniono prowincję Dolny Śląsk (Provinz Niederschlesien), Breslau pozostało stolicą. Cały Śląsk zawdzięcza nazwę przede wszystkim górze Ślęży i rzece Slęza. Stąd nazwa plemienia: Ślężanie, a później Ślązacy. Często, gdy podaje się niemieckie nazwy dolnośląskich miejscowości, pomija się śląsko-niemieckie nazewnictwo. I tak Wrocław znany jest jako Breslau, ale jego nazwa w dialekcie śląskim brzmi Brassel. Również Bolesławiec to Bunzlau, w dialekcie śląskim języka niemieckiego Bunzel, a Kłodzko – niemieckie Glatz, w dialekcie Glooz.

Niemiecka prowincja Śląsk, mapa z 1905 r.Niemiecka prowincja Śląsk, mapa z 1905 r.fot. Wikimedia Commons

Bolesławiec w swojej historii posiadał wiele nazw. Boleslavia jest nazwą łacińską, na metryce śmierci Bolesława Kubika widnieje nazwa Bolesław (Pełnomocnik Rządu RP na Ob. nr 36 w Bolesławiu). W średniowieczu zaś funkcjonowała nazwa Bolesłauech – według zasad pisowni śląskiej [Zob. K. Dudek, Bolesławiec słowem i obrazem malowany, Gdynia 2012, s. 15].

Dialektów śląskich w języku niemieckim jest więcej. Można wyróżnić między innymi dialekt górski oraz górnołużycki.

Dolny Śląsk jako województwo posiada także własne symbole. Jednym z nich jest flaga, z którą nie obyło się bez problemów. Za czasów pruskiej prowincji składała się ona z dwóch równoległych pasów, białego na górze i złotego (żółtego) na dole. Za czasów austriackich flaga różniła się jedynie pasem górnym, zamiast białego był czarny. Obecnie oficjalną flagą Dolnego Śląska jest czarny orzeł Piastów Śląskich na złotym tle, w proporcji 5:8.

Tożsamość Dolnego Śląska jest mocno złożona. Nie tworzy on już monolitu, tak jak społeczeństwo niemieckie przed 1945 rokiem. Choć po zjednoczeniu Niemiec w 1871 roku Dolny Śląsk miał się stać mniej regionalny, a bardziej patriotyczny, niemiecki. Górny Śląsk oparł się jednak takim procesom.

Tygiel kulturowy, jaki powstał po II wojnie światowej na dolnośląskiej ziemi, jest bardzo ciekawym zjawiskiem. Możemy czerpać z wielu tradycji, nie tylko typowo polskich, ale też z bałkańskiej, kresowej, francuskiej i rumuńskiej. Ta różnorodność jest niewątpliwie atutem Dolnego Śląska. Nie możemy zapominać także o kulturze niemieckiej i tej już trochę zapomnianej: śląsko-niemieckiej. Kultywowanie obyczajów polskich osadników, którzy przyjechali w nieznane, jest szalenie istotne. Dzięki temu łączymy kulturowo, pamiętamy o terenach utraconych – Kresach Wschodnich. Wspominamy codzienne życie, pracę i zabawę Polaków w Bośni, we Francji, rumuńskiej Bukowinie.

Nawiązując do cytowanego na początku komentarza, trudno jest dziś wyjść z „bośniackiego kręgu”. Tak samo jak kultura kresowian, tak bałkańskie tradycje, kuchnia, muzyka na zawsze wtopiły się w bolesławiecki krajobraz. Tożsamość Dolnego Śląska opiera się właśnie o tę wielokulturowość, jesteśmy „regionem regionów”. Powinniśmy czerpać jak najwięcej z tej różnorodności, a nie odseparowywać się od siebie. W ten sposób nigdy nie staniemy się wspólnotą, która posiada własną regionalną tożsamość.

Paweł Skiersinis


Paweł SkiersinisPaweł Skiersinisfot. archiwum autora

Autor jest blogerem, pasjonatem historii, a szczególnie dziejów Dolnego Śląska i Polski. Dlaczego Dolny Śląsk? Jak sam mówi: – A czemu nie? Najciekawsza jest historia wokół nas, dotycząca nas samych i naszych przodków.

I dodaje: – Staram się przedstawiać historię z innej strony, w sposób ciekawy, nie typowo książkowy, pełen suchych dat i faktów. Prezentowane przeze mnie artykuły dotyczą faktów, których nie znajdziemy w podręcznikach i znanych publikacjach. Losy Dolnego Śląska są niewątpliwe ciekawe i pasjonujące, warto zatem czasem poświęcić im choć krótką chwilę.

Więcej na blogu Pawła Skiersinisa.

Reklama