Wołyń. Ludobójstwo, którego nie było

Wołyń
fot. Wikimedia Commons „Jeśli ja zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie”. Słowa Adama Mickiewicza doskonale podkreślają rolę pamięci o tych, których już nie ma wśród nas. Szczególnie o osobach, które poniosły męczeńska śmierć za Ojczyznę.
istotne.pl 0 historia, paweł skiersinis, wołyń, ludobójstwo

Reklama

Sprawa Wołynia jest jednym z niechlubnych przykładów braku należytego upamiętnienia. Polskie „elity” zapomniały o Polakach, którzy zginęli na wołyńskiej ziemi i w Małopolsce Wschodniej. Zginęli tylko dlatego, że byli Polakami. Ukraińcy uważali, że jeśli „pozbędą się” Polaków, Żydów, Rosjan, Węgrów i Rumunów, to ich ziemia będzie „etnicznie czysta”. Miał to być to pierwszy krok do niepodległej Ukrainy.

Dolny Śląsk, mimo że dzielą go setki kilometrów od dzisiejszego Wołynia, ma wiele wspólnego z tymi wydarzeniami. To przecież między innymi z Kresów Wschodnich przyjechali nowi, polscy pionierzy. Przyjechali w nieznane, na tereny zupełnie im obce.

Owszem, nie można powiedzieć, że o ofiarach Ukraińskiej Powstańczej Armii nie mówi się wcale. Pamięć o nich kultywują środowiska kresowe, Kresowiacy i ich potomkowie, którym bliska jest historia i tradycja ich przodków. Bardzo aktywny w szerzeniu wiedzy o Zbrodni Wołyńskiej jest ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zalewski. Jeżeli ktoś interesuje się Kresami, Wołyniem, to na blogu http://isakowicz.pl/ znajdzie wiele ciekawych informacji.

Mój dzisiejszy tekst nie jest relacją wydarzeń, opisem eksterminacji polskiej ludności. Temat ten jest tak obszerny, że można byłoby napisać książkę. Ukraińskie ludobójstwo jest też kwestią bardzo złożoną. Na wydarzenia te miało wpływ wiele czynników, o których chciałbym wspomnieć.

Polacy na Kresach Wschodnich padli ofiarą strasznych mordów ze strony ludności ukraińskiej. Wydarzenia te miały miejsce na Wołyniu (województwo wołyńskie) oraz w Małopolsce Wschodniej. Ta druga to teren trzech województw: lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego. Często używa się też pojęcia Galicja Wschodnia, jednak nie jest ona tożsama terytorialnie ze wschodnią Małopolską. Stolicą Wołynia był Łuck, ważny ośrodek administracyjny.

Głównym problemem, z którym borykały się polskie władze, na Kresach Południowo-Wschodnich, było zróżnicowanie etniczne. Na Wołyniu Ukraińcy stanowili ponad 2/3 całej ludności. W Małopolsce Wschodniej było trochę lepiej, Polacy i Ukraińcy stanowili po ok. 40% populacji, pozostali to Żydzi i Niemcy.

Wołyń. Ludobójstwo, którego nie byłoWołyń. Ludobójstwo, którego nie byłofot. Wikimedia Commons

Trzeba podkreślić, że na Wołyniu, pomimo tak dużych dysproporcji, Polacy i Ukraińcy żyli przed II wojną światową w zgodzie. Nie dochodziło do większych wystąpień ukraińskiej ludności. Owszem zdarzały się przypadki już w latach 30. Miały miejsce pojedyncze napady i morderstwa na polskie gospodarstwa. Jednak odpowiedzialni za to byli wyłącznie ukraińscy nacjonaliści.

Najbardziej znana jest OUN, czyli Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Ugrupowanie to podzieliło się później na dwie frakcje: OUN-M i OUN-B. Na czele tej drugiej, później już niezależnej, komórki stanął Stepan Bandera. To głównie OUN-B jest odpowiedzialna za eksterminację polskiej ludności. „Banderowcy” stworzyli i kierowali Ukraińską Powstańczą Armią (UPA). Najciekawsze jest to, że na początku nacjonaliści zamierzali wypędzić polską ludność z „etnicznej ukraińskiej ziemi”. Jednak plan został zmieniony. OUN postanowił wymordować mężczyzn w wieku od 16 do 60 roku życia. Oba założenia przerodziły się w totalną czystkę. Mordowano także kobiety i dzieci.

Dzieci stanowiły bardzo duży odsetek wymordowanych. Ukraińscy nacjonaliści nie zwracali uwagi na ich wiek, bezbronność czy – przede wszystkim – brak jakiejkolwiek winy.

Jak już wcześniej wspomniałem, nacjonaliści już w latach 30. napadali na Polaków na Wołyniu. Organizację Ukraińskich Nacjonalistów wspierali także Litwini. W Kownie (ówczesnej stolicy Litwy) wydawano pismo Ukraińskiej Organizacji Wojskowej „Surma”. Czasopismo to potajemnie rozpowszechniano w Małopolsce Wschodniej. OUN cieszyło się także poparciem Republiki Weimarskiej oraz prezydenta Czechosłowacji Tomáša Masaryka.

Można się zastanowić, skąd ukraińska wrogość do Narodu Polskiego. Przecież z relacji wielu świadków, mieszkańców województwa wołyńskiego, wynika, że Polacy i Ukraińcy szanowali się wzajemnie, a przynajmniej nie wchodzili sobie w drogę. Gdy nasi Rodacy świętowali, to wówczas i Ukraińcy nie pracowali. I na odwrót. Bardzo dużą rolę odegrali na Wołyniu nacjonaliści. Często ludzie wykształceni. To właśnie oni podburzali ukraińską młodzież i chłopów do zbrojnego wystąpienia przeciw Polakom.

Kilka lat temu podjęto uchwałę na temat Rzezi Wołyńskiej. Było o niej głośno za sprawą słowa ludobójstwo. Budziło ono tak niezwykłe kontrowersje, że postanowiono zamienić je na mniej rażące – czystki etniczne o znamionach ludobójstwa. Niby zmiana niewielka, ale jednak. Pamiętam słowa byłego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który apelował, aby poprzez uchwałę „nie upokarzać Ukraińców”.

Oczywiście, to już jest historia. Należy oceniać to jak najbardziej obiektywnie, pozostawiając emocje z boku. Nie można jednak wybielać tamtych wydarzeń. Trudno też upokarzać katów, którzy jeszcze żyją i z dumą chwalą się bohaterskimi „walkami” z Polakami.

Trudno nazwać „walką” morderstwo z premedytacją, gdy przeciwnik nie ma żadnych szans, nawet na godną śmierć.

Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze w odniesieniu do III Rzeszy i ich władz państwowych, wysokich oficerów wojskowych, osób odpowiedzialnych za eksterminacje różnych grup narodowych, użył terminu „ludobójstwo” w znaczeniu „eksterminacji rasowej i narodowej grup ludności cywilnej pewnych okupowanych terenów w celu zniszczenia określonych ras oraz warstw, narodów i ludów, grup rasowych i religijnych, a w szczególności Żydów, Polaków, Cyganów i innych”. Zatem trudno dyskutować i podważać tę definicję, przede wszystkim w stosunku do mordów Ukraińskiej Powstańczej Armii. Podobną tezę wysuwa dr Joanna Wieliczka-Szarkowa, zajmująca się między innymi historią Kresów Wschodnich.

Nie podważajmy tym samym naszej historii i męczeństwa tysięcy Polaków. Nie upokarzajmy ich i siebie, odnosząc się z „historyczną pogardą” do tamtych wydarzeń i obecnej ich oceny. To tak jakbyś mówili: nie wspominajmy o nazistach, zbrodniach niemieckiej armii i eksterminacji Polaków i Żydów (oraz wielu innych), nie upokarzajmy Niemców. Myślę, że taki tok myślenia byłby w Polsce nie do przyjęcia.

Jakie były faktyczne przyczyny ludobójstwa na Polakach? Jest ich co najmniej kilka:

  • Ukraińcy dążyli do własnej państwowości. Rozkwit ukraińskiego nacjonalizmu i myśli niepodległościowej przypada na XIX wiek. Wówczas wytworzyła się w Galicji polsko-ukraińska rywalizacja o charakter narodowościowy tego regionu. Austriakom było to jak najbardziej na rękę. Sami dyskryminowali Polaków. Przykładem jest język polski na uniwersytecie lwowskim (wówczas Uniwersytet Franciszkański). Polakom pozwolono na wykłady w języku polskim jedynie na wydziale literatury, natomiast taki wydział z językiem ukraińskim (wówczas używano terminu – ruski) istniał już wcześniej. Po ukraińsku wykładano także na wydziale teologicznym i prawa. Głównym językiem wykładowym był oczywiście język niemiecki
  • Nieudana próba stworzenia ukraińskiego państwa po I wojnie światowej wytworzyła w młodym ukraińskim pokoleniu rozgoryczenie i pretensje do „własnych ojców”, że nie mieli wystarczająco dużo woli walki o wolną Ukrainę. Dzięki temu ruska młodzież była bardzo podatna na nacjonalistyczne hasła w okresie międzywojennym i w czasie II wojny światowej
  • Wołyń jako region i województwo był obszarem słabo rozwiniętym gospodarczo, mocno zacofanym. Przyczyniły się do tego przede wszystkim zabory i rosyjskie panowanie. Wołyń silnie rozwijał się w II Rzeczypospolitej. Budowano drogi, linie kolejowe, brukowano ulice miast. Jednak dla wielu Ukraińców były to działania niepotrzebne. Po co komu nowy budynek miejskich władz lub sądu, skoro ukraińscy chłopi do miast nie jeździli. Taki tok myślenia był powszechny
  • Ukraińskie chłopstwo było warstwą mocno zacofaną, niepiśmienną i podatną na nacjonalistyczne hasła
  • Najważniejszą przyczyną była szansa na stworzenie państwa przy pomocy III Rzeszy. Jednak Hitler był przeciwny takiemu rozwiązaniu. Chętnie werbowano Ukraińców do proniemieckich oddziałów, takich jak np. SS Galizien, czy ukraińskiej policji, ale o utworzeniu niezależnej Ukrainy nie mogło być mowy.

Metoda UPA była bardzo prosta. Zabić, zniszczyć, spalić. Zabierano, oczywiście, wszystko to, co mogło się przydać. Wsie i osady palono, aby polska ludność nie mogła już do nich nigdy wrócić.

Najlepszym przykładem tych bestialskich mordów jest poniższa relacja:

W nocy dworek został otoczony, aby nikt nie mógł uciec. Ukraińcy (miejscowi nacjonaliści) wywalili drzwi wejściowe i sprowadzili układających się do snu mieszkańców salonu na dole. Byli to 50-letni administrator majątku […], jego 44-letnia żona […], ich zamężna córka [lat 23, w ciąży] ich trzyletni synek oraz 24-letni księgowy wraz z narzeczoną […]. Wszystkim ofiarom powiązano dokładnie ręce drutem kolczastym, przyniesiono do salonu z drewutni olbrzymi pień do rąbania drewna i przy świetle kilku lamp naftowych odrąbywano na tym pniu po kolei wszystkim głowy. […] W zalanym krwią pniu była wetknięta na drucie sztywna kartka białego papieru z ukraińskim napisem – Taka bude smert’ wsim lacham (taka będzie śmierć wszystkim Lachom).
J. Wieliczka-Szarkowa, Wołyń we krwi 1943, s. 168–169, Kraków 2013.

Jednym z ocalonych z ukraińskiej napaści jest słynny polski kosmonauta Mirosław Hermaszewski. Ocalał jedynie dlatego, że jego mama prosiła Ukraińca, który uczestniczył w napadzie, a którego dobrze znała, aby im darował życie. Ukrainiec nakazał jej udawać martwą, a swoim kolegom powiedział, że wszyscy Polacy już nie żyją. Kobieta była w takim szoku, że gdy dotarła do domu zaprzyjaźnionej ukraińskiej rodziny, gdzie znalazła schronienie i pomoc, uświadomiła sobie że pozostawiła półtorarocznego syna na śniegu. Na szczęście, dobrze opatulony, przeżył. Został znaleziony przez ojca na drugi dzień.

Najtragiczniejszym wydarzeniem, a zarazem najbardziej symbolicznym jest tzw. Krwawa Niedziela. 11 lipca 1943 roku UPA wraz z ukraińską ludnością zaatakowała 99 polskich wsi. W dniu następnym kolejnych 50, a w ciągu całego lipca – ponad 520, zabijając w okrutny sposób ok. 10–11 tysięcy Polaków.

W tym miejscu trzeba oddać hołd Sprawiedliwym Ukraińcom, którzy pomagali polskiej ludności. Często pracowali w polskich gospodarstwach, dobrze znali swoich sąsiadów i nie godzili się mordowanie niewinnych ludzi. Wielu z nich za pomoc Polakom zginęło z rąk swoich rodaków.

Największe kontrowersje budzi fakt gloryfikowania przywódcy OUN-B Stepana Bandery. Zarówno jemu, jak i „żołnierzom” UPA obecnie na Ukrainie stawia się pomniki i tablice pamiątkowe. Ukraińskie władze z dystansem podchodzą to tematu Rzezi Wołyńskiej. Nie uważają jej za ludobójstwo, a część Ukraińców usprawiedliwia zbrodnie jako „dokonane na ukraińskiej ziemi”.

Stepan BanderaStepan Banderafot. Wikimedia Commons

Niedawno oglądałem wywiad z Wojciechem Smarzowskim, polskim reżyserem, który kręci film „Wołyń”. Jak się jednak okazało, do końca projektu pozostało kilka większych scen. Niestety, zabrakło funduszy. Reżyser próbuje pozyskać brakujące 2,5 miliona złotych. Uzbieranie tej kwoty nie jest łatwe. Sponsorzy nie są zainteresowani wsparciem filmu. Dlaczego? Ponieważ ten temat „parzy”. Osoba nieznająca polskiej historii, obcokrajowiec lub turysta, który usłyszałby taki przekaz, mógłby pomyśleć, że Polacy musieli w czasie wojny na tym Wołyniu dopuścić się strasznych rzeczy, skoro ten temat jest dla nich niewygodny i wstydliwy. Taki na pierwszy rzut oka można wysnuć wniosek. Ale fakty są inne. To Ukraińcy powinni się wstydzić. Jak na razie to my się wstydzimy naszej własnej historii.

Potwierdza to postawa polskiego ambasadora na Ukrainie, który stwierdził niedawno, że „Wołyń (film) to wypowiedź artystyczna, a nie prawda historyczna”. Trudno jednak się z tym zgodzić. Owszem, film jest artystyczną rekonstrukcją, ale opartą na faktach, relacjach naocznych świadków. Nie można w ten sposób negować i zakłamywać polskiej historii oraz dawać jasny przekaz na arenie międzynarodowej, że zbrodnia ukraińskiego ludobójstwa na polskiej ludności jest czymś niejednoznacznym. Warto również wspomnieć, co mówią o Zbrodni Wołyńskiej ukraińscy historycy. Ich oceny są zróżnicowane. Część, szczególnie ci pracujący na ukraińskich uczelniach, uznaje mordy na Polakach za „spontaniczny efekt wojny”, „bratobójczy konflikt” czy nawet „wojnę polsko-ukraińską”. Z kolei Andrij Portnov, historyk z Instytutu Studiów Zaawansowanych Uniwersytety Humboldta w Berlinie, uważa, że „dla Ukrainy jako państwa i dla społeczeństwa ukraińskiego byłoby bardzo ważne i korzystne bezwarunkowe uznanie zbrodniczego charakteru rzezi wołyńskiej. To jednak w obecnym kontekście społeczno-politycznym na Ukrainie jest bardzo trudne”.

Na koniec chciałbym jedynie mocno podkreślić, że o bratobójczym charakterze wydarzeń na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej, o wojnie między Polakami i Ukraińcami nie może być mowy. Oba narody nie zwalczały się wzajemnie. Polacy byli za słabi na samoobronę. Zdarzały się pojedyncze akcje odwetowe. Ukraińskie zbrodnie były niczym innym jak zaplanowanym ludobójstwem. Próbą unicestwienia wszystkiego, co polskie.

Problem Zbrodni na Wołyniu jest bardzo złożony i często skomplikowany. W tym miejscu wszystkim zainteresowanym tą tematyką pragnę polecić świetną książkę Joanny Wieliczki-Szarkowej pt. „Wołyń we krwi 1943”. Ta publikacja w kompleksowy sposób wyjaśnia wszelkie zawiłości i dotychczasowe przekłamania.

W sumie w czasie wojny z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło na Wołyniu 60 tysięcy, a w Małopolsce Wschodniej 70 tysięcy Polaków. Po dziś dzień są to jedynie liczby szacunkowe. Brak jest dokładnych badań, a strona ukraińska nie ułatwia dotarcia do faktycznej prawdy historycznej.

Paweł Skiersinis


Paweł SkiersinisPaweł Skiersinisfot. archiwum autora

Autor jest blogerem, pasjonatem historii, a szczególnie dziejów Dolnego Śląska i Polski. Dlaczego Dolny Śląsk? Jak sam mówi: – A czemu nie? Najciekawsza jest historia wokół nas, dotycząca nas samych i naszych przodków.

I dodaje: – Staram się przedstawiać historię z innej strony, w sposób ciekawy, nie typowo książkowy, pełen suchych dat i faktów. Prezentowane przeze mnie artykuły dotyczą faktów, których nie znajdziemy w podręcznikach i znanych publikacjach. Losy Dolnego Śląska są niewątpliwe ciekawe i pasjonujące, warto zatem czasem poświęcić im choć krótką chwilę.

Więcej na blogu Pawła Skiersinisa.

Reklama