Walka o przedszkole

Dziecko rysuje
fot. www.sxc.hu W Bolesławcu skończył się nabór do przedszkoli. W tym roku w pierwszym naborze nie przyjęto 98 dzieci – z miasta i gminy wiejskiej Bolesławiec. Jak rzeczywiście wygląda sytuacja z bolesławieckimi przedszkolami?
istotne.pl 0 przedszkole, nabór, dziecko, bakalarz, krystyna boratyńska

Reklama

Rodzice przed naborem zaczynają się denerwować. Powszechnie panuje opinia, że miejsc jest za mało. Krąży plotka, że dzieci dostają się do przedszkoli po znajomości lub dzięki zasobności rodzicielskiego portfela. Rodzice, ulegając teoriom spiskowym i na wszelki wypadek, zgłaszają pociechy do wszystkich przedszkoli.

Krystyna Boratyńska, naczelniczka Wydziału Społecznego, zapewnia, że dla wszystkich dzieci miejsca się znajdą. W 2008 roku do przedszkoli podczas pierwszej kwalifikacji nie dostało się 140 dzieci. W ciągu roku prowadzono jednak nabór i liczba ta zmniejszyła się do 14. W tym roku nie przyjęto 98 dzieci, ale nabór do przedszkoli nie został zamknięty. Ciągle szuka się miejsc dla tych, które się nie dostały za pierwszym razem. Krystyna Boratyńska przyjmuje cały czas rodziców z odwołaniami i dzwoni do tych, którzy nie dostali się do wybranego przedszkola, ale otrzymali miejsce w innym. Pyta ich o akceptację i w zależności od ich decyzji przenosi dziecko do innej placówki.

Kto miał najmniejsze szanse?

Najwięcej nieprzyjęto 4-latków, potem 3-latków. Przyjęto za to wszystkie 6-latki i 5-latki oraz do każdego przedszkola po jednej grupie dzieci 3-letnich.

Obowiązkowe przyjęcie pięciolatków było jednym z priorytetowych kryteriów naboru, bo wdrażana reformy oświaty nałoży na 5-latki obowiązek przedszkolny w 2011 roku.

Następnym kryterium była aktywność zawodowa obojga rodziców. – W tym roku główną przyczyną nieprzyjęcia dziecka do przedszkola było pozostawianie jednego z rodziców na bezrobotnym – informuje Krystyna Boratyńska.

Czy miasto powinno wybudować dodatkowe przedszkole?

Krystyna Boratyńska przedstawia sytuację w klarowny sposób. Jest otwarta na rynek i na prywatnych inwestorów. Już dziś w mieście otwierają się trzy prywatne przedszkola. Jeśli ich działalność zostanie oficjalnie zgłoszona do września tego roku, od 1 stycznia 2010 roku będą otrzymywać 70% średniej dotacji, która przeznaczona jest dla przedszkoli. – Prywatne przedszkola oferują dzieciom bardzo ciekawe programy, lekcje języków obcych i inne zajęcia dodatkowe w cenie. Na pewno nowe przedszkola będą musiały zapracować na swoją popularność, ale kiedy zdobędą renomę i rodzice zaczną tam posyłać swoje dzieci, w przedszkolach publicznych zacznie ubywać dzieci. Nie chciałabym zamykać potem przedszkola, które wybudujemy wielkim nakładem środków – tłumaczy Krystyna Boratyńska.

Kto jest odpowiedzialny za brak miejsc w przedszkolach?

Głównie niespójna i zła polityka edukacyjna państwa. – W żadnych przepisach dotyczących oświaty, w tym również w ustawie o systemie oświaty w Polsce, nie jest powiedziane, że małe dziecko ma mieć miejsce w przedszkolu – mówi portalowi IstotneInformacje.pl Mariola Bakalarz, dyrektorka Miejskiego Przedszkola nr 1.

Rodzice nie chcą zrozumieć, że przedszkola są obwarowane pewnymi warunkami i ustawą oświatową. Do przedszkolnego oddziału nie można przyjąć więcej niż 25 dzieci pod groźbą łamania przepisów. Dodatkowo, gdy ustawa mówi, że dziecko pięcioletnie ma prawo zostać przyjęte w tym roku do przedszkola, jest to dla przedszkola obowiązek. Muszą one wyjść naprzeciw zmianie ustawy, która daje szansę obecnym pięciolatkom podjęcia nauki szkolnej za zgodą rodzica w 2010 roku.

Z powodu tych przepisów plany wielu dyrektorek przedszkoli spaliły na panewce. Dyrektorki zdając sobie sprawę, ile dzieci trzyletnich nie przyjęły w zeszłym roku, planowały utworzenie dodatkowych oddziałów dla czterolatków w tym roku. Jednak ilość zgłoszonych do przedszkoli pięciolatków i sześciolatków spowodowała, że dla 4-latków i 3-latków miejsc zabrakło. Dodatkowo priorytetem było przyjęcie rodzeństwa przedszkolaków, by pomóc rodzicom. Nie chciano doprowadzić do sytuacji, że rodzic będzie musiał dwoje dzieci odprowadzać do różnych przedszkoli. Jak zawsze też pierwszeństwo mają rodzice samotnie wychowujący dzieci.

Prywatnie dyrektor Bakalarz uważa, że utrzymanie w Bolesławcu siedmiu przedszkoli to naprawdę ogromny wysiłek finansowy samorządu. Według uchwały Rady Miasta 5 godzin dziennego pobytu dziecka w przedszkolu jest dla rodzica bezpłatne. Rodzic płaci 250 złotych (5 złotych stawki dziennej za wyżywienie oraz 1,60 zł za godzinę poza podstawą programową). Miasto dopłaca w formie dotacji do każdego przedszkolaka około 500 złotych miesięcznie. Są to sumy niebagatelne.

Istnieje również duża dysproporcja między polityką edukacyjna rządów w Polsce, potrzebami rodziców oraz medialną informacją o wadze edukacji dla jak najmłodszych dzieci. Media coraz częściej informują, że pobyt w przedszkolu pozwala na wychowanie dziecka otwartego na autokreację i odnoszącego sukcesy w dalszej edukacji. Coraz więcej rodziców ma tego świadomość. Pragnąc zapewnić jak najlepszy start dziecku, chcą posłać go jak najwcześniej do przedszkola.

I tu zderzają się z rzeczywistością, która panuje w polskich przedszkolach. Brak miejsc w pierwszej rekrutacji. Listy dzieci oczekujących. Niepewność, czy maluch dostanie miejsce i obawa, że można je dostać tylko po znajomości.

Trudno dziwić się rodzicom, że są sfrustrowani i szukają winnych takiej sytuacji. Jednak należy pamiętać, że nabór nadal trwa. A walczą po stronie rodziców i Krystyna Boratyńska, i dyrektorki bolesławieckich przedszkoli.

(informacja GH)

Reklama