Co o gimnazjach myślą gimnazjaliści?

Uczniowie ubrani na galowo
fot. istotne.pl Pytani o to, jak czują się w szkole, odpowiadają zgodnie, że jest im źle. Mówią o dyskryminacji dobrych uczniów, braku poczucia bezpieczeństwa i obojętności nauczycieli na ich problemy.
istotne.pl 0 edukacja, problem

Reklama

– Dlaczego masz dwoje pleców? – chłopak pyta złośliwie swoją nastoletnią koleżankę, która ma małe piersi. Dziewczyna umiera ze wstydu i zażenowania. Przyglądający się temu inni uczniowie rechoczą rozbawieni. To gimnazjalna rzeczywistość.

Gimnazjum według dzieci to pasmo niekończących się upokorzeń. Osobom z trądzikiem robi się zdjęcia komórką. Potem komentuje się, że mają seksowne pryszcze i pokazuje się ich zdjęcie innym uczniom, by się pośmiali. Zadawane są też kłopotliwe pytania. Cynicznie, by skrzywdzić. Ton jest miły, wyraża zainteresowanie, ale pytanie jest przykre: Dlaczego jesteś aż taka brzydka? Głupia? Dlaczego wyglądasz jak idiotka? Zaskoczone dziecko nie wie, co odpowiedzieć, wrażliwe nie potrafi się obronić. A liczy się szybka riposta, jeszcze bardziej chamska, jeszcze bardziej złośliwa.

Ciężkie życie egzotycznych

Uczniowie mówią, że najgorzej mają ci, którzy są inni. Osoby najczęściej dyskryminowane to dobrzy uczniowie, osoby pilne lub mające własne pasje i mówiące o tym. Oryginały, wrażliwcy i wstydliwi.

Kujon i pupil nauczyciela nigdy nie cieszył się sympatią mniej zdolnych uczniów. Ale rozmiar agresji, z jaką spotykają się "kujoni" w gimnazjum, jest o wiele większy niż w szkole podstawowej, do której uczniowie porównują gimnazjum. – W podstawówce nie czuło się tego osaczenia, zagrożenia ze strony całej klasy – mówi dobra uczennica w gimnazjum. – Czasami czuję, że wszyscy mnie nienawidzą, szydzą ze mnie, że są po drugiej stronie barykady i zaatakują.

Poczucie zagrożenia jest niestety realne. Uczniowie dyskryminowani opowiadają o pogróżkach, jakie słyszą od kolegów. Agresorzy umawiają się, że zaczekają na nich po lekcjach. Straszą, że wiedzą, gdzie mieszkają i że będą tam czekać. Uczniowie zgodnie twierdzą, że nie kończy się tylko na agresji słownej, koledzy mogą nawet uderzyć pięścią. – Nie można mieć odmiennych pasji, bo jest się odrzucanym – mówi inna uczennica. – Jest się obgadywanym, jest stres, że zostanie się pobitym.

Dobrym uczniom przeszkadza też w gimnazjum to, że na niektórych lekcjach nie można się niczego nauczyć, bo nauczyciele nie potrafią utrzymać dyscypliny. Wydaje się im, że nauczyciele są bierni. Mówią, że na niektóre agresywne zachowania, zwłaszcza słowne zaczepki, po prostu nie reagują.

Bezwolni czy bezbronni nauczyciele?

– Uważam, że nie zajmują się problemami uczniów i nie ingerują w nasze konflikty, nie bronią nas – skarży się jedna z uczennic na wychowawców. – Nauczyciele tylko upominają, ale nikt sobie z tego nic nie robi, bo to są tylko ich słowa. Ile razy można powiedzieć: „Zabiorę ci tę komórkę, jak nie będziesz uważał” i nigdy jej nie zabrać? – dziwi się dziewczynka.

Gimnazjaliści mówią, że nie ufają nauczycielom, i nie wierzą, że któryś ujmie się za dzieckiem, nad którym pastwi się reszta klasy. Czasami bywa tak, że to nauczyciel prowokuje agresję podopiecznych w stosunku do dobrego ucznia. Chwali go bowiem w niepedagogiczny sposób. Mówi o dobrym uczniu, że jest od swoich kolegów lepszy. Stawia go w opozycji do klasy. Zamiast go pochwalić, informuje uczniów, że są gorsi, mniej zdolni, leniwi, że nic w życiu nie osiągną, w przeciwieństwie do zdolnego kolegi. To w naturalny sposób budzi agresję. Obrywa zdolne dziecko, ale już po lekcji. Kiedy nauczyciel nie widzi lub, jak mówią uczniowie, nie chce zauważyć.

Tak jak picia na szkolnych wycieczkach. Gimnazjaliści opisują jedną z wielu takich wyjazdów klasowych. Grupa na górskiej wycieczce piła całą noc. Nazajutrz uczniowie, mimo pochmurnego dnia, włożyli przeciwsłoneczne okulary i snuli się skacowani, odmawiając uczestnictwa w pieszej wędrówce. Z niektórych parował jeszcze alkohol. W drodze powrotnej kierowca zatrzymywał się co kilometr, bo wszyscy wymiotowali. Nauczyciele jednak uznali, że to atak choroby lokomocyjnej.

Każdy wie, że na wycieczkach się pije. Wódkę, piwo, wino. Kupują alkohol starsi koledzy albo niepełnoletni, korzystając z tymczasowych dowodów osobistych. Nie ma z tym najmniejszych kłopotów. Jeden z chłopaków opowiada o swoich alkoholowych zakupach na taki dowód. Kiedy „nieufna” sprzedawczyni przyjrzała się bliżej dokumentowi zaniepokoiła ją widoczna tam data urodzin i zapytała, czy przypadkiem chłopak nie ma szesnastu lat. – Powiedziałem jej, że to data wydania i skasowała rachunek bez problemu – opowiada gimnazjalista.

Nie tylko nauczyciele przymykają na pijanych nastolatków oczy. Rodzice też niczego nie widzą. – Jak mam kaca na drugi dzień po imprezce, to zamykam się w pokoju i mówię mamie, że muszę powkuwać – opowiada lubiący imprezy szesnastolatek. – Jak zagląda i widzi, że śpię, to mówię, że jestem tym uczeniem zmęczony. To zawsze działa, mam spokój, ciszę, mogę dojść do siebie.

Kto jest bez winy…

Nie ma co szukać winnych tego, co w gimnazjach się dzieje. Zbyt wielu by się znalazło. Rządy i ministrowie wprowadzający ciągłe zmiany systemu edukacji, dyrektorzy szkół, nauczyciele, rodzice, społeczeństwo. Można wybierać do woli. Gimnazjum jest odbierane jako złe miejsce dla dzieci i nauczycieli. Opisuje się edukację w nim takimi słowami jak: trzeba to przetrwać, wytrzymać albo to straszny okres, dzieci są potworne, nikt sobie z nimi nie radzi.

Przytoczone powyżej opinie uczniów o gimnazjum są jednostronne. Potwierdzają to, co już na temat wiemy. I, co najgorsze, czego nikt nie potrafi zmienić. Mimo starań, programów edukacyjnych, szkoleń dla nauczycieli, profilaktycznych programów i innych dydaktyczno-pedagogicznych pomysłów mających na celu pomagać szkołom i gimnazjalistom. Oni sami wciąż czują się w gimnazjach źle. I zagryzają zęby, by przetrwać.

(informacja: Grażyna Hanaf)

Reklama