W piątkowy wieczór na ulicy Widok, przy kiosku Ruchu, nieznany sprawca wrzucił do dołu małego kotka. Otwór zablokował kamieniem. Przeraźliwe piski obudziły w środku nocy nastoletnią Dominikę, która mieszka w sąsiedztwie. Wraz z mamą uratowały zwierzątko. Szukając mu nowego właściciela, musiały liczyć na życzliwość ludzką, choć miały prawo oddać zwierzę do miejskiego schroniska lub przytuliska. Miały prawo, ale nie miały gdzie. W Bolesławcu nie zadbano o to, by takie miejsce powstało.
– Nasze miasto pod tym względem jest gołe i wesołe – mówi Anna Ryżewska, prezeska Stowarzyszenia Pomocy Zwierzętom. – Zieleń-Plan, gdzie teoretycznie przechowuje się zwierzęta porzucone, nie nadaje się absolutnie ani dla szczeniąt, ani tym bardziej dla kociąt. Gmina miejska dopiero raczkuje, jeśli chodzi o ustawową opiekę i ochronę nad bezdomnymi zwierzętami – dodaje Ryżewska (Zobacz nasz materiał: Co z programem przeciwdziałania bezdomności zwierząt?).
Anna Ryżewska z opowieści zna więcej przypadków znęcania się nad zwierzętami w Bolesławcu. Przed kilkoma laty jedna z gazet opisywała historię pani, która wezwała policję, bo sąsiad strzelał z wiatrówki do jej kotki. Strzały okazały się śmiertelne, mimo interwencji weterynarza.
Najbardziej wstrząsająca jest jednak historia dziko żyjącej kotki, której oprawca wybił kilka zębów, połamał tylne łapki i uszkodził ogon. Kotka miała także ranę na brzuchu. Skończyło się poważną operacją. Kotka żyje, lecz wymaga stałej opieki.
– Moja uczennica z klasy VI opowiadała o kociętach, którymi młodzi chłopcy uderzali o drzwi garażu, dla zabawy – przypomina sobie Anna Ryżewska. – Jedna z naszych członkiń opowiadała mi też o pani opiekującej się bezdomnymi kotami, która kiedyś na swojej wycieraczce znalazła spalonego kota.
Dlaczego ludzie znęcają się nad zwierzętami
– Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak funkcjonuje zwierzę – mówi Anna Ryżewska. – Oprócz głodu, pragnienia, potrzeb fizjologicznych, zwierzę także odczuwa zimno, ból, strach oraz smutek, tęsknotę, radość czy przywiązanie. Od wielu lat w książkach i na łamach gazet naukowcy badający zachowania zwierząt donoszą, że są one zdolne do odczuwania uczuć wyższych. Polaków nie uczą o tym w szkołach.
Anna Ryżewska podkreśla też, że agresja w stosunku do bezpańskiego zwierzęcia związana jest z tym, że mamy bardzo niską świadomość prawa i kar, jakie grożą za jego złamanie. Niezwykle rzadko reagujemy też, kiedy jesteśmy świadkami znęcania się nad zwierzęciem.
– Oprawcy czują się bezkarni, bo kto ich poda na policję? No przecież nie sąsiad, z którym tak się fajnie piło wódkę i grillowało! A babcia, co przechodziła i widziała, to chyba nie chce w łeb dostać? – dodaje Ryżewska.
Adriana Szajwaj, rzecznik Komendy Powiatowej Policji, stwierdza, że ludzie nie chcą mówić o znęcających się nad zwierzętami. A, niestety, policja bez świadków, którzy takie osoby wskażą, lub bez przyłapania winnego na gorącym uczynku nie może skutecznie działać. – Sąsiedzi w takich sytuacjach nabierają wody w usta – ubolewa Adriana Szajwaj. – Należy, oczywiście, zgłaszać każde zaobserwowane zdarzenie, ale by policja wykonała jakieś konkretne działanie, potrzebuje wskazania sprawcy.
Ustawa o ochronie zwierząt jednoznacznie definiuje porzucenie zwierzęcia, a w szczególności psa lub kota, przez właściciela lub inną osobę, pod którego opieką zwierzę pozostaje, jako znęcanie się nad zwierzęciem (Art.6, ust.2, pkt 11).
Karze podlega również: złośliwe straszenie lub drażnienie zwierząt, umyślne zranienie lub okaleczanie zwierzęcia, bicie przedmiotami twardymi lub ostrymi, bicie po głowie, dolnej części brzucha, dolnych częściach kończyn, utrzymywanie zwierząt w niewłaściwych warunkach bytowania, w tym utrzymywanie ich w stanie rażącego niechlujstwa oraz w pomieszczeniach albo klatkach uniemożliwiających im zachowanie naturalnej pozycji.
Ustawa przewiduje w takich wypadkach następujące kary: pozbawienie wolności do roku, ograniczenie wolności albo grzywnę lub (gdy sprawca czynu działa ze szczególnym okrucieństwem) pozbawienie wolności do lat dwóch, ograniczenie wolności albo grzywnę. Sąd może także orzec nawiązkę w wysokości od 25 do 2500 zł na rzecz Towarzystwa Ochrony Zwierząt albo na inny cel związany z ochroną zwierząt, wskazany przez sąd.
Co robić, gdy znajdziemy chore lub poranione bezpańskie zwierzę
– Jeśli znajdziemy bezdomne zwierzę, przede wszystkim należy sprawdzić, w jakiej jest fizycznej kondycji, i jeśli cokolwiek budzi naszą wątpliwość, udać się w możliwie najkrótszym czasie do lekarza weterynarii – apeluje Anna Ryżewska. – Jest to szczególnie ważne przy kociętach i szczeniętach, które szybciej niż dorosłe zwierzęta ulegają wychłodzeniu i odwodnieniu. Stan takiego malucha potrafi ulec zmianie z godziny na godzinę, czasem w grę wchodzą minuty.
– Nasza gmina podpisała umowę z lekarzem weterynarii, Martą Surdyką (lecznica dla zwierząt, ul. Staszica nr 9c), która to umowa zakłada bezpłatne leczenie bezdomnych psów i kotów, a ściślej mówiąc „udzielenie pomocy zwierzęciu bezdomnemu, poszkodowanemu w wypadku lub zwierzęciu choremu; udzielenie zwierzęciu niezbędnej pomocy lekarskiej” – informuje Ryżewska.
– Zwierzę powinno zostać dostarczone do lekarza przez Straż Miejską – dodaje prezeska SPZ. – I niestety jest to pewien problem, gdyż Straż Miejska najchętniej wyjeżdża do psów, i to takich, które są agresywne.
– W praktyce jest tak, że poszkodowanego kota przynoszą dobrzy ludzie i sami uiszczają opłatę za leczenie zwierzęcia z dobrej woli lub dzielimy się kosztami – mówi weterynarz Marta Surdyka. – Od momentu podpisania umowy z gminą zgłosiłam tylko jeden przypadek leczenia bezdomnego kota, za który dostałam zwrot pieniędzy zgodnie z umową. Problemem jest papierkowa robota i bardzo niskie stawki za leczenie zwierzęcia, które nie odpowiadają realnym kosztom.
Podsumowując: generalnie nie czujemy się odpowiedzialni za środowisko i jego składniki, w tym za zwierzęta, które ciągle stanowią nieważny problem. Zaś ludzi, którzy walczą o ich prawa, traktuje się jak oszołomów. Nasze władze dbają o modernizacją oczyszczalni ścieków, modernizację Zakładu Energetyki Cieplnej (filtry zmniejszające emisję CO2) oraz segregację odpadów. Ale nie myślą o ochronie zwierząt, za które, jako ludzie, jesteśmy odpowiedzialni. Bardzo trudno tę dbałość o zależne od nas istnienia wyegzekwować.
(informacja Grażyna Hanaf; materiał został przygotowany dzieki pomocy Anny Ryżewskiej)