W Bolesławcu znęcają się nad zwierzętami

Kot
fot. istotne.pl Tydzień temu nieznany oprawca wrzucił do dołu pod kioskiem Ruchu kilkutygodniowego kotka. Otwór zablokował kamieniem, by zwierzątko nie mogło się wydostać. Kotka uratowała 17-letnia Dominika.
istotne.pl 0 zwierzęta, spz, znęcanie się

Reklama

W piątkowy wieczór na ulicy Widok, przy kiosku Ruchu, nieznany sprawca wrzucił do dołu małego kotka. Otwór zablokował kamieniem. Przeraźliwe piski obudziły w środku nocy nastoletnią Dominikę, która mieszka w sąsiedztwie. Wraz z mamą uratowały zwierzątko. Szukając mu nowego właściciela, musiały liczyć na życzliwość ludzką, choć miały prawo oddać zwierzę do miejskiego schroniska lub przytuliska. Miały prawo, ale nie miały gdzie. W Bolesławcu nie zadbano o to, by takie miejsce powstało.

Dół pod kioskiem Ruchu, gdzie został uwięziony kotek. Oprawca zablokował otwór kamieniem, by zwierzątko nie mogło się wydostaćDół pod kioskiem Ruchu, gdzie został uwięziony kotek. Oprawca zablokował otwór kamieniem, by zwierzątko nie mogło się wydostaćfot. Grażyna Hanaf

– Nasze miasto pod tym względem jest gołe i wesołe – mówi Anna Ryżewska, prezeska Stowarzyszenia Pomocy Zwierzętom. – Zieleń-Plan, gdzie teoretycznie przechowuje się zwierzęta porzucone, nie nadaje się absolutnie ani dla szczeniąt, ani tym bardziej dla kociąt. Gmina miejska dopiero raczkuje, jeśli chodzi o ustawową opiekę i ochronę nad bezdomnymi zwierzętami – dodaje Ryżewska (Zobacz nasz materiał: Co z programem przeciwdziałania bezdomności zwierząt?).

Anna Ryżewska z opowieści zna więcej przypadków znęcania się nad zwierzętami w Bolesławcu. Przed kilkoma laty jedna z gazet opisywała historię pani, która wezwała policję, bo sąsiad strzelał z wiatrówki do jej kotki. Strzały okazały się śmiertelne, mimo interwencji weterynarza.

Najbardziej wstrząsająca jest jednak historia dziko żyjącej kotki, której oprawca wybił kilka zębów, połamał tylne łapki i uszkodził ogon. Kotka miała także ranę na brzuchu. Skończyło się poważną operacją. Kotka żyje, lecz wymaga stałej opieki.

Dominika z mamą, ratując zwierzątko, musiały zrobić podkop z drugiej strony, bo kamienia nie dało się usunąć, a uwięziony kotek desperacko szukał wyjściaDominika z mamą, ratując zwierzątko, musiały zrobić podkop z drugiej strony, bo kamienia nie dało się usunąć, a uwięziony kotek desperacko szukał wyjściafot. Grażyna Hanaf

– Moja uczennica z klasy VI opowiadała o kociętach, którymi młodzi chłopcy uderzali o drzwi garażu, dla zabawy – przypomina sobie Anna Ryżewska. – Jedna z naszych członkiń opowiadała mi też o pani opiekującej się bezdomnymi kotami, która kiedyś na swojej wycieraczce znalazła spalonego kota.

Dlaczego ludzie znęcają się nad zwierzętami

– Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak funkcjonuje zwierzę – mówi Anna Ryżewska. – Oprócz głodu, pragnienia, potrzeb fizjologicznych, zwierzę także odczuwa zimno, ból, strach oraz smutek, tęsknotę, radość czy przywiązanie. Od wielu lat w książkach i na łamach gazet naukowcy badający zachowania zwierząt donoszą, że są one zdolne do odczuwania uczuć wyższych. Polaków nie uczą o tym w szkołach.

fot. Dominika Kunecka

Anna Ryżewska podkreśla też, że agresja w stosunku do bezpańskiego zwierzęcia związana jest z tym, że mamy bardzo niską świadomość prawa i kar, jakie grożą za jego złamanie. Niezwykle rzadko reagujemy też, kiedy jesteśmy świadkami znęcania się nad zwierzęciem.

– Oprawcy czują się bezkarni, bo kto ich poda na policję? No przecież nie sąsiad, z którym tak się fajnie piło wódkę i grillowało! A babcia, co przechodziła i widziała, to chyba nie chce w łeb dostać? – dodaje Ryżewska.

Adriana Szajwaj, rzecznik Komendy Powiatowej Policji, stwierdza, że ludzie nie chcą mówić o znęcających się nad zwierzętami. A, niestety, policja bez świadków, którzy takie osoby wskażą, lub bez przyłapania winnego na gorącym uczynku nie może skutecznie działać. – Sąsiedzi w takich sytuacjach nabierają wody w usta – ubolewa Adriana Szajwaj. – Należy, oczywiście, zgłaszać każde zaobserwowane zdarzenie, ale by policja wykonała jakieś konkretne działanie, potrzebuje wskazania sprawcy.

Ustawa o ochronie zwierząt jednoznacznie definiuje porzucenie zwierzęcia, a w szczególności psa lub kota, przez właściciela lub inną osobę, pod którego opieką zwierzę pozostaje, jako znęcanie się nad zwierzęciem (Art.6, ust.2, pkt 11).

Karze podlega również: złośliwe straszenie lub drażnienie zwierząt, umyślne zranienie lub okaleczanie zwierzęcia, bicie przedmiotami twardymi lub ostrymi, bicie po głowie, dolnej części brzucha, dolnych częściach kończyn, utrzymywanie zwierząt w niewłaściwych warunkach bytowania, w tym utrzymywanie ich w stanie rażącego niechlujstwa oraz w pomieszczeniach albo klatkach uniemożliwiających im zachowanie naturalnej pozycji.

Ustawa przewiduje w takich wypadkach następujące kary: pozbawienie wolności do roku, ograniczenie wolności albo grzywnę lub (gdy sprawca czynu działa ze szczególnym okrucieństwem) pozbawienie wolności do lat dwóch, ograniczenie wolności albo grzywnę. Sąd może także orzec nawiązkę w wysokości od 25 do 2500 zł na rzecz Towarzystwa Ochrony Zwierząt albo na inny cel związany z ochroną zwierząt, wskazany przez sąd.

Co robić, gdy znajdziemy chore lub poranione bezpańskie zwierzę

– Jeśli znajdziemy bezdomne zwierzę, przede wszystkim należy sprawdzić, w jakiej jest fizycznej kondycji, i jeśli cokolwiek budzi naszą wątpliwość, udać się w możliwie najkrótszym czasie do lekarza weterynarii – apeluje Anna Ryżewska. – Jest to szczególnie ważne przy kociętach i szczeniętach, które szybciej niż dorosłe zwierzęta ulegają wychłodzeniu i odwodnieniu. Stan takiego malucha potrafi ulec zmianie z godziny na godzinę, czasem w grę wchodzą minuty.

– Nasza gmina podpisała umowę z lekarzem weterynarii, Martą Surdyką (lecznica dla zwierząt, ul. Staszica nr 9c), która to umowa zakłada bezpłatne leczenie bezdomnych psów i kotów, a ściślej mówiąc „udzielenie pomocy zwierzęciu bezdomnemu, poszkodowanemu w wypadku lub zwierzęciu choremu; udzielenie zwierzęciu niezbędnej pomocy lekarskiej” – informuje Ryżewska.

– Zwierzę powinno zostać dostarczone do lekarza przez Straż Miejską – dodaje prezeska SPZ. – I niestety jest to pewien problem, gdyż Straż Miejska najchętniej wyjeżdża do psów, i to takich, które są agresywne.

– W praktyce jest tak, że poszkodowanego kota przynoszą dobrzy ludzie i sami uiszczają opłatę za leczenie zwierzęcia z dobrej woli lub dzielimy się kosztami – mówi weterynarz Marta Surdyka. – Od momentu podpisania umowy z gminą zgłosiłam tylko jeden przypadek leczenia bezdomnego kota, za który dostałam zwrot pieniędzy zgodnie z umową. Problemem jest papierkowa robota i bardzo niskie stawki za leczenie zwierzęcia, które nie odpowiadają realnym kosztom.

Kilkutygodniowy kotek uratowany przez Dominikę. Ustawa o ochronie zwierząt jednoznacznie definiuje porzucenie i uwięzienie zwierzęcia jako znęcanie się nad nimKilkutygodniowy kotek uratowany przez Dominikę. Ustawa o ochronie zwierząt jednoznacznie definiuje porzucenie i uwięzienie zwierzęcia jako znęcanie się nad nimfot. Grażyna Hanaf

Podsumowując: generalnie nie czujemy się odpowiedzialni za środowisko i jego składniki, w tym za zwierzęta, które ciągle stanowią nieważny problem. Zaś ludzi, którzy walczą o ich prawa, traktuje się jak oszołomów. Nasze władze dbają o modernizacją oczyszczalni ścieków, modernizację Zakładu Energetyki Cieplnej (filtry zmniejszające emisję CO2) oraz segregację odpadów. Ale nie myślą o ochronie zwierząt, za które, jako ludzie, jesteśmy odpowiedzialni. Bardzo trudno tę dbałość o zależne od nas istnienia wyegzekwować.

(informacja Grażyna Hanaf; materiał został przygotowany dzieki pomocy Anny Ryżewskiej)

Reklama