Spektakl szczecińskiego Teatru Polskiego wystawiono w Forum w ramach Polkowickich Dni Teatru, cyklicznej imprezy tamtejszego Centrum Animacji. Wydarzeniu co roku patronują znani aktorzy (w tym roku Anna Dymna, wcześniej m.in. Jerzy Stuhr, Krystyna Janda i Janusz Gajos).
Bruno Jasieński, zafascynowany utopią komunizmu, stworzył w 1931 roku satyrę na francuską socjaldemokrację, która zamiast walczyć o prawa robotników wchodziła w układy z właścicielami fabryk i dawała się korumpować. Dramat okazał się ponadczasowy i doskonale dał się przełożyć na współczesność.
Adam Opatowicz, reżyser „Balu manekinów”, dokonał tylko niewielu kosmetycznych zmian. Fabrykantom reżyser dał telefony komórkowe, a proletariusze mówili głosem hip-hopowców: Andrzeja Mikosza „Webbera” i Adama Zielińskiego „Łony”. W sztuce pada też nazwa partii „Prawo i Socjalizm”.
Cały wydźwięk spektaklu jest niezmieniony. Ludzie, przejmując władzę czy o nią walcząc, kierują się jedynie własnym, bardzo osobistym chciejstwem. Są, oczywiście, wyświechtane frazesy o dobrze ogółu, poprawie warunków, jakiejś naszej i waszej sprawiedliwości i solidarności. Ale jak na samym początku mówi wodzirej, jedyną potęgą jest pieniądz. Widz może od siebie dodać po przedstawieniu: i wszystko, co można za niego dostać.
Jednym z najsmutniejszych momentów w sztuce była rozmowa dwóch związkowców. Starszy przekonywał młodszego, że w uprawianiu polityki jest głębszy sens, a polityk, nawet jak sobie kark skręci, to ma w tym jakiś wyższy, ukryty przed maluczkimi plan. Wtedy na myśl przychodzi śmierć Andrzeja Leppera, Barbary Blidy i wiele innych wydarzeń z naszej współczesnej sceny politycznej.
W sztuce związkowcy na usługach lidera partyjnego wierzą w „wieżowiec władzy”. Według nich jednym władza jest przypisana od urodzenia i na szczyt wjeżdżają windą, bez wysiłku. Dla innych są przygotowane schody frontowe, z czerwonymi dywanami. A dla tych, którzy się nie dostaną ani od frontu, ani windą, są schody kuchenne, którymi mozolnie można się przemknąć nawet na sam szczyt.
Absurd i brak uczciwych zasad w zdobywaniu władzy, które odczytywało się, oglądając „Bal manekinów”, było smutnym doświadczeniem. Na pewno jednak obejrzeliśmy dobry spektakl. Do Bolesławca zaproszono niewątpliwie jeden z mocniejszych punków Dni Teatru w Polkowicach.
(informacja: Grażyna Hanaf)