Feministka Maria de Mattias

istotne-logo
fot. istotne.pl Patrzę bezradnie na to, jak w roku wyborczym Kościół Katolicki w Polsce symbolicznie podbija kolejne miasteczka. Ustanowienie świętej Marii de Mattias patronką miasta i bogate obchody drugiej rocznicy, to prostacka zagrywka polityczna. Widać to, chociaż zagłuszają ją koncerty na cześć, bicie dzwonów oraz podniosła atmosfera religijna.
istotne.pl 0 kościół, maria de mattias

Reklama

Takie konkwistadorskie praktyki władzy i kościoła rodzą bunt. Mówi o tym ulica, wpisy na forach internetowych są wręcz agresywne. Drugą rocznicę ustanowienia Marii de Mattias patronką Bolesławca obchodzimy jednak, czy tego chcemy, czy nie, w sposób, jaki został uznany za najlepszy – hucznie.

To służenie władzy, nie służy świętej. Nikogo nie obchodzi jaka była Maria de Mattias. Oczywiście podczas uroczystości padły Wielkie Słowa charakteryzujące świętą: miłująca Jezusa Chrystusa, katechizująca zgodnie z wolą i przyzwoleniem Kościoła i inne takie formułki, które dawno przestały na kogokolwiek działać. Jednym uchem wpadają, innym wypadają.

Nikt nie powie, że Maria de Mattias była kaznodziejką, że pragnęła się uczyć i potrafiła zrealizować swoje marzenie w czasach, kiedy kobiet nie dopuszczano do szkół. A kiedy już założyła swoje własne szkoły, to kogo w nich uczyła? Dziewczęta. Bo chciała uchronić chętne do nauki kobiety od życia, na jakie skazywało je ówczesne społeczeństwo – bez nauki i kontaktu ze światem zewnętrznym.

To była pierwsza dekada XIX wieku. Maria zamknięta w domu, tylko dlatego, że była kobietą, czytała Pismo święte, jedyną dostępną dla niej książkę, i czekała na ewentualne zamążpójście. Była inteligentna, pochodziła z zamożnej rodziny i z opisów wynika, że miała otwartego na jej pragnienia ojca. Pozycja ekonomiczna i rodzic spowodowali, że nie została żoną Marysią z dziesiątką dzieci, o której Kościół nigdy by nie wspomniał. Zakon lub małżeństwo – tylko tak mogła wybierać Maria jeszcze dwieście lat temu.

W dziewiętnastym wieku kobietom pragnącym wiedzy jedynie życie zakonne dawało możliwość rozwoju intelektualnego. Maria mogła zostać matką i żoną, ale wybrała bycie nauczycielką. Była inna. I sprzeciwiła się wszystkiemu, co ją otaczało. Zmieniła rzeczywistość. Otworzyła ponad siedemdziesiąt wspólnot, a w każdej z nich uczyła kobiety. Przemawiała w kościele. W jednym z listów opisała historię, kiedy kanonik nakazał jej milczenie, bo w kościele kobiety nie powinny mówić. Zamilkła więc, choć słowa księdza ją rozbawiły. Nie przyjęła do świadomości, że to zabronione. Ona uważała, że obie płcie są równe i liczy się jedynie to, co mówi, a nie to, że nie jest mężczyzną. Zamilkła i czekała. Ludzie poprosili o to, by kontynuowała kazanie, więc kanonik spełnił prośbę wiernych.

Maria de Mattias przemawiała w kościołach i zakładała szkoły dla kobiet. Tak budziła się rewolucja w sercu Kościoła. Kiedy poznałam jej historię, polubiłam tę rozmiłowaną w wiedzy, mistyce i Jezusie Chrystusie feministkę. Chciałabym, by dzisiaj napis na jej grobie: „Suche kości słuchajcie słowa Pańskiego” skierowany został do Kościoła w Polsce, coraz bardziej wyzutego z życia i usychającego z potrzeby władzy.

Grażyna Hanaf

Reklama