Właściciel domku jednorodzinnego na bolesławieckim osiedlu wynajął firmę, która buduje mu spadzisty dach. Na wysokości ponad ośmiu metrów robotnicy chodzą po krokwiach bez żadnych zabezpieczeń. Na problem zwróciła uwagę Czytelniczka.
– Włos się na głowie jeży i krew w żyłach ścina, jak się patrzy na to ich latanie po dachu – mówiła Czytelniczka. – Niby się rękoma trzymają tych belek, ale widać, że nic ich nie chroni przed upadkiem.
Robotnicy przez cały dzień pracy przemieszczali się po dachu bez zabezpieczeń. Wielokrotnie wchodzili na szczyt konstrukcji z krokwi i schodzili po niej, łapiąc od czasu do czasu równowagę i niepewnie stawiając kroki. Czasami jeden lub drugi niebezpiecznie stawali na samej krawędzi dachu.
– Jest to niezgodne z przepisami bezpieczeństwa i higieny pracy – mówi Andrzej Prostak, biegły sądowy w zakresie budownictwa ogólnego. – Grożą za to mandaty tak pracownikom, jak i kierownikowi budowy. Pracownik powinien być zapięty w szelki i przywiązany linką do elementu trwałej konstrukcji. Co więcej, powinna być tam jeszcze zabezpieczająca siatka, chroniąca pracownika przed zsunięciem się w dół. Taka siatka chroni też przed spadaniem kładzionych dachówek lub innych ruchomych elementów – dodaje biegły.
Czytelniczka nie wiedziała, jak zareagować na lekkomyślne zachowanie pracowników. – Pomyślałam, że jak wezwę jakieś służby, to wyjdę na kapusia – mówi kobieta. – Dopiero jak coś złego się dzieje, to wszyscy krzyczą, dlaczego nikt nie zareagował. Jak się zwraca uwagę, to można nawet usłyszeć parę nieprzyjemnych słów.
W Bolesławcu w tym roku doszło do tragicznego wypadku na budowie. W kwietniu z rusztowania spadł młody mężczyzna, który zmarł w drodze do szpitala. Tragedia rozniosła się echem po Bolesławcu, ale jak widać, nie wszyscy wyciągnęli z niej wnioski.
(informacja: ii)