Nikt nie musi wspierać Gliniady

Ludzie wymalowani gliną
fot. istotne.pl W wywiadzie dla IstotneInformacje.pl o zbytnim przejmowaniu się brakiem dofinansowania Gliniady przez miasto i o jej potencjale dla biznesu, mówi Henry Kazimierczak, szef Polsko-Amerykańskiej Izby Gospodarczej w Chicago.
istotne.pl 0 gliniada

Reklama

Henry Kazimierczak jest z urodzenia bolesławianinem, dziś szefem Polsko-Amerykańskiej Izby Gospodarczej w Chicago. Od dwóch lat przygotowuje się do ściągnięcia Gliniady na coroczną chicagowską paradę Konstytucji 3 maja – hucznie obchodzonego w Chicago święta pierwszej konstytucji ustanowionej w Polsce. Kazimierczak zapewnia, że w przyszłym roku Glinoludy będą maszerowały ulicami Chicago.

Henry Kazimierczak wyjechał do Stanów Zjednoczonych 24 lata temu, by studiować. Dziś przewodniczy jedynej z najaktywniej działających izb gospodarczych w Chicago.

– Zajmujemy się – mówi Kazimierczak – wprowadzeniem biznesu polonijnego na szersze wody gospodarki amerykańskiej. Chcemy zburzyć bariery, które nie pozwalają polskim przedsiębiorcom wyjść z zamkniętego kręgu polonijnego odbiorcy. Amerykańsko-Polska Izba Gospodarcza, której przewodniczę, na jesieni tego roku otrzyma dwie prestiżowe nagrody: najlepiej funkcjonująca oraz najbardziej aktywna organizacja. Tak wysoko ocenił ją Polski Związek Narodowy i Polish-American Association – organizacja pomagająca potrzebującym Polakom za granicą.

Henryk KazimierczakHenryk Kazimierczakfot. Marcin Zabawa

Grażyna Hanf: – Czym różni się robienie biznesu przez Polaka w Stanach, a czym w Polsce?
Henry Kazimierczak: – W dzisiejszych czasach, gdy w obu krajach funkcjonuje wolny rynek, tej różnicy zasadniczo nie ma. W Polsce brak jedynie utartych zwyczajów biznesowych. Głównie chodzi o takie, które pozwalają się bardziej wykazać jednostce. Nie ma zwyczaju wspierania indywidualnych zdolności, gdy służą ogółowi.

Czy taką inicjatywą indywidualną przekładającą się na wartości ekonomiczne jest działanie Bogdana Nowaka, czyli Gliniada?
To jest jeden z najlepszych tego przykładów. A ponieważ zajmuję się promocją wielu różnorodnych branż (od adwokatów po zakłady wytwórcze), wiem, że każda firma potrzebuje promocji. Zwiększa to jej skalę działania, otwiera na nowe rynki. Jeśli zamkniemy się w wąskim gronie klienteli, która z ust do ust przekazuje sobie informacje, to ograniczymy własne działanie i rynek zbytu.

Czy to znaczy, że promocja u nas kuleje?
Podam przykład. Opłacając rachunki w gazowni rozmawiałem z pracującą tam dziewczyną z Lwówka. Spytałem czy zna Milińskiego – artystę malarza i performera mającego swoją pracownię i park rozrywki w Pławnej koło Lwówka. Ku mojemu przerażeniu ona nie miała pojęcia, kim jest Miliński. A ludzie go znają w Chicago. Ten świetnie prowadzący swój biznes artysta, potrafiący się doskonale sprzedać, jest nieznany na terenie, gdzie działa. Widzę ogromne możliwości i pole do popisu dla promocji w Polsce prowadzonej tak, by wypromować Milińskiego we Lwówku.

Ale bolesaławianin czy lwówczanin pyta: co to mnie obchodzi? Kim jest dla mnie Miliński? Niech promuje siebie, mnie to nie dotyczy. Jak wytłumaczyć zwykłemu mieszkańcowi, że promocja takich wydarzeń jest ważna?
– Znów użyję przykładu, jakim są ogromne wysokie zarobki piłkarzy, a podpisywane z nimi kontrakty sięgają 80 milionów dolarów. W głowie się nie mieści, że takie działanie, które nikomu nie służy, przynosi tak ogromne pieniądze. A tu chodzi o informację docierającą w atrakcyjny sposób do milionów potencjalnych klientów. Budując takie imprezy jak Gliniada, czy działania Pławnej buduje się atrakcyjność regionu, co przekłada się na wymierne korzyści ekonomiczne.

To dzięki działaniom Nowaka czy Milińskiego każdy może zarobić?
– Gliniada istnieje już w świecie, ja robię Gliniadzie promocję w Chicago. To znaczy, że wartość finansowa tego przedsięwzięcia rośnie z roku na rok. I można na nią w przyszłości liczyć, bo duże firmy mogą korzystać z medialnego potencjału i dostępu do klienta.

Jakie jest pańskie zdanie na temat tego, że miasto nie dotuje na stałe działań Gliniady?
– Pytanie łatwe, ale odpowiedź chyba wszystkich nie usatysfakcjonuje. Pomimo że Bogusław Nowak jest moim przyjacielem od podstawówki, trochę inaczej traktuję tę sprawę. Dla mnie Gliniada jest traktowana w Bolesławcu normalnie, jak każdy rozwijający się biznes. Każdy widzi w tym różne rzeczy, jedni są zachwyceni, drudzy widzą w tym szansę na rozwój i reklamę, jeszcze inni są obojętni albo niechętni.

Czy robimy za wielkie halo z krytyki?
Tak. Krytyka buduje, jest czymś, co czyni atrakcyjnym każde wydarzenie. Ameryka jest bardzo rozwiniętym gospodarczo krajem, praktycznie wszystkie wydarzenia społeczne są mocno powiązanie z ekonomicznymi i w tym układzie Gliniada byłaby w Stanach traktowana tak samo. Wielu by ją wyśmiało albo mówiło, że glina zaśmieca chodniki. To jest najzwyklejsza rzecz. Najważniejsze jest, że z roku na rok atrakcyjność przedsięwzięcia rośnie. To, i nic innego, spowoduje wzrost akceptacji.

Jaka jest w procentach szansa na wyjazd Glinoludów do Chicago?
120 procent! Mam środki i możliwości. Przygotowuję się do tego od dwóch lat. Rozmawiałem o przyjeździe Glinoludów na radzie dyrektorów. Gliniada będzie naszym flagowym wydarzeniem podczas parady 3 maja!

Reklama