Różowa wiosna: „Umrę na raka”

Różowa wiosna - ilustracja
fot. istotne.pl Kontynuujemy nasz wiosenny cykl związany z chorobami nowotworowymi, sposobami ich wykrywania i leczenia. Dziś wywiad z psychologiem Agnieszką Czocharą o reakcjach chorych na raka w sytuacji, gdy choroba kończy się śmiercią. Agnieszka Czochara udziela chorym porad w Zakładzie Opieki Paliatywno-Hospicyjnej w Nowogrodźcu.
istotne.pl 0 zdrowie, śmierć, rak, wiosna, różowa, hospicjum

Reklama

Grażyna Hanaf: – Pracuje pani w hospicjum z osobami, które umierają na raka. Kiedy chorzy przybywają do miejsca, w którym umrą, jak na to reagują?
Agnieszka Czochara: – Reagują bardzo różnie. Są osoby, które bardzo zaprzeczają temu, co się dzieje w ich życiu, w ogóle nie chcą wymienić słowa hospicjum, nie przyjmują do wiadomości tego, że leżą w tym hospicjum, że jest to choroba terminalna, a one nie są leczone, tylko likwiduje się objawy bólowe. I do końca trwają w tym zaprzeczeniu. Ich śmierć, chociaż nie wiem, czy to jest regułą, była połączona z wielkim lękiem. Ale były też osoby, które wiedziały, że przychodzą tu umrzeć, że to jest taka, a nie inna choroba. I ich wewnętrzne negocjacje dotyczyły bardziej tego, by odbyło się to świadomie albo bez bólu. W hospicjum pacjenci widzą siebie nawzajem i mają wyobrażenie na temat swoich ostatnich dni.

Czy są jakieś specjalne mechanizmy działania, kiedy dowiadujemy się, że mamy śmiertelną chorobę?
Można powiedzieć, że człowiek przechodzi poprzez takie kolejne fazy godzenia się i akceptacji. Te fazy zaczynają się od mechanizmu zaprzeczenia, ale zachodzi to zawsze inaczej u każdej osoby. Ten mechanizm z jednej strony nie pozwala nam skonfrontować się z rzeczywistością taką, jaka ona jest, rzeczywistością zbliżającej się śmierci, a z drugiej strony chroni nas, by to się nie stało zbyt szybko, żeby ta rzeczywistość nie zwaliła nam się zbyt szybko na głowę.

Jak wygląda dokładnie ten mechanizm zaprzeczania, na czym polega. Pacjent mówi: jestem zdrowy?
Pacjent nie mówi, że jest chory. On niby to wie, ale nie przechodzi mu to przez usta, rodzinie nie przechodzi to przez usta. Mówi na przykład: „To taki guz, coś mi tam znaleźli”. Nie mówi o tym wprost, że to nowotwór, albo mimo postępujących objawów, tak wybiera informacje, żeby wierzyć w to, że będzie lepiej i to tylko chwilowe załamanie.

Co się dzieje, gdy chory zaczyna się konfrontować z rzeczywistością?
Wtedy pojawia się złość, bunt, wściekłość. Poczucie gniewu czasami skierowanego do losu, do lekarzy. Czasami jest to poczucie winy, że nie badało się, że odkryło się raka zbyt późno. Następnym etapem jest smutek, depresja, pacjent zaczyna widzieć, ze choroba zbliża go do śmierci, że będzie się z czymś żegnał.

Co ułatwia pogodzenie się z losem, z chorobą i ze śmiercią?
Zależy to od tego, jaka indywidualnie jest to osoba, jakie ma kontakty z bliskimi, jakiej jakości są jej kontakty emocjonalne, jak jest spełniona życiowo. Wiadomość o zbliżającej się śmierci jest łatwiejsza do przyjęcia przez osoby, które się zrealizowały, czy rodzinnie, czy zawodowo. Mogą powiedzieć, że coś w tym życiu przeżyły, zdziałały. Pomaga też wiara. Nie ważne jest wyznanie. Ważne jest, że ta wiara przeżywana jest wewnętrznie, głęboko. Wtedy łatwiej pogodzić się z losem, łatwiej zaakceptować swoją sytuację.

Czy akceptacja choroby pomaga nam przygotować się na śmierć?
Choroba śmiertelna, terminalna stawia nas w obliczu problemów egzystencjalnych, czyli takich, z jakimi wcześniej nie mieliśmy do czynienia. Na ogół nasze życie płynie tak, że nie konfrontujemy się z naszym lękiem przed śmiercią i przemijaniem. Zależy to oczywiście od możliwości indywidualnych danej osoby, czy zdolna jest do takiej autorefleksji. Bardzo często osoby w takiej sytuacji przechodzą przemianę duchową, tak możemy ją nazwać. Dzieje się tak, że na jej skutek ludzie doceniają więzi rodzinne, bliskość z drugim człowiekiem, to co buduje nas jako ludzi, a nie jedynie powierzchowność.

Czy poznała pani podczas swojej pracy osobę pogodzoną ze swoją śmiercią?
Tak, na początku mojej pracy w hospicjum spotkałam starszą kobietę i mam poczucie, że od niej nauczyłam się dużo o umieraniu. To była osoba, która wcześniej straciła swoje dzieci i męża. I tak jak nie mogła się kiedyś pogodzić z ich śmiercią, tak patrząc wstecz na swoje życie, godziła się na swoją. Kiedy dokonała podsumowania, myślała o dzieciach, które wychowała, co zrobiła, czego dokonała, wiedziała dokładnie, że jest na takim etapie swojego życia, że może umrzeć. Wspominam ją z ogromnym szacunkiem.

(rozmawiała Grażyna Hanaf)

Reklama