Dawid Bociek i Karol Dudyński na Ukrainie spędzili prawie tydzień. Najważniejszym punktem wyprawy był Czarnobyl oraz Prypeć, nazywana „miastem duchów” albo „miastem-widmem”. – Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że to właśnie Prypeć najbardziej ucierpiała w katastrofie elektrowni – mówi Karol.
W wyprawie na Ukrainę wzięło udział 40 osób z całej Polski. Wszyscy zafascynowani historią Czarnobyla. – Chcieliśmy zobaczyć to na własne oczy – tłumaczy Dawid.
Jak znajomi zareagowali na wieść, że obaj wybierają do miejsca, w którym doszło do największej katastrofy w historii elektrowni jądrowych? – Niektórzy ostrzegali, że będziemy świecić na zielono – śmieje się Dawid. – To był jeden z powodów, dla których zdecydowaliśmy się tam pojechać. Chcieliśmy zmierzyć się z mitem. Niektórzy uważają, że ciągle jest tam bardzo silne promieniowanie.
Bolesławianie spędzili kilka godzin w niemal całkowicie opuszczonej Prypeci. Zobaczyli m.in. przedszkole i nieczynne wesołe miasteczko. – Jedna z grup zwiedzających zrezygnowała. Nie wytrzymała martwej ciszy tego miasta – mówi Dawid.
Jak jednak się okazało, w Prypeci ciągle mieszkają ludzie. – Poznałem jednego z mieszkańców – opowiada Karol. – Wrócił w rodzinne strony niedługo po katastrofie. Powiedział, że tęsknił za tym miastem.
Największe wrażenie na bolesławianach zrobił sarkofag kryjący szczątki zniszczonego reaktora atomowego. – To obiekt, który stał się przyczyną tylu tragedii – mówi Karol. – Nie miałem ochoty nawet go fotografować.
Powrót do Czarnobyla?
Mimo że strefa wokół miejsca katastrofy jest ciągle zamknięta (wejście jest możliwe tylko za okazaniem przepustki), zwiedzających nie brakuje. – Zainteresowanie jest coraz większe – przyznaje Karol. – Ludzie wracają tam 5-6 razy. Nie wolno zbyt długo przebywać na tym terenie, więc pozostaje niedosyt, że nie wszystko udało się zobaczyć. A to niepowtarzalne miejsce – dodaje.
Obaj bolesławianie planują kolejny wyjazd do Czarnobyla za rok.
(informacja GA)