Politycy i brydżyści

Karty do gry w dłoni
fot. istotne.pl W gronie bolesławieckich brydżystów można odnaleźć osoby z różnych opcji politycznych. Dzielą ich poglądy, łączy zamiłowanie do jednej z najbardziej znanych gier karcianych.
istotne.pl 0 sld, wiesław ogrodnik, pis, brydż, jarosław molenda

Reklama

Jarosław Molenda (SLD) połknął brydżowego bakcyla już w dzieciństwie. „Uprawiałem rożne dyscypliny. Sport w ogóle jest mi bardzo bliski. Jestem zapalonym kibicem” mówi wiceprzewodniczący Rady Powiatu i prezes Bolesławieckiego Klubu Brydżowego. – „Wyrastałem w klimacie brydża. Przyglądałem się, jak rodzice grają w karty. Zastanawiało mnie, jak można spędzić kilka godzin przy tej grze”.

Dzięki domowi rodzinnemu zasady gry znał już w szkole podstawowej. W liceum poznał Sławomira Zimniaka, również zdeklarowanego brydżystę. „Brydżem kończyła się zawsze nasza nauka do matury” wspomina Jarosław Molenda. W klasie maturalnej wraz z Zimniakiem zorganizowali mistrzostwa LO. Grali w parze i zwyciężyli.

Po maturze Molenda rozpoczął studia na wrocławskiej Akademii Ekonomicznej. „W akademiku grało się często” mówi. „Czasem o północy ktoś wychodził na korytarz i krzyczał: gramy w brydża. I grało się do rana” uśmiecha się prezes BKB. – „Bywało też i tak, że ktoś nad ranem przypominał sobie, że ma egzamin. Znajdowaliśmy kogoś na jego miejsce. A kiedy wracał po 2-3 godzinach, graliśmy dalej”.

Przygoda Wiesława Ogrodnika (PiS) z brydżem zaczęła się w szkole średniej. W prawdziwą pasję przerodziła się na studiach. Przyszły prezydent Bolesławca i jego koledzy z Politechniki Wrocławskiej (filia w Wałbrzychu) założyli drużynę. Na czwartym roku zespół grał już w III lidze. „Pod koniec lat 70. i na początku 80. brydż był bardzo modny” mówi Ogrodnik. – „Był czas i na naukę, i na brydża. Nie przeszkodził mi on w skończeniu studiów”.

Brydż w Bolesławcu

„W poniedziałki moje życie podporządkowane jest wyłącznie brydżowi” stwierdza wiceprzewodniczący Rady Powiatu. – „W ten sposób odpoczywam. Problemy dnia codziennego znikają. Liczy się tylko to, co tu i teraz”. Co więcej, w ślady ojca poszedł syn Rafał, uczeń szóstej klasy szkoły podstawowej. Ma już na swoim koncie kilka sukcesów (wywalczył m.in. wicemistrzostwo powiatu młodzieży szkolnej w brydżu sportowym). „Zaintrygowany tym, że tatę tak ten brydż pochłania, połknął bakcyla” śmieje się Jarosław Molenda.

Wiesław Ogrodnik do Bolesławca przeprowadził się w 1986 r. „Nie szukałem brydża. Nie pamiętam, jak go znalazłem. Wcześniej jednak znalazła mnie Solidarność” opowiada. Na początku lat 90. – już jako radny I Kadencji – zorganizował zawody, które potem przerodziły się w Trzydniówkę Bolesławiecką. Sędziował w turniejach. Był sekretarzem Okręgowego Związku Brydża Sportowego w Jeleniej Górze. Za swój największy sukces uznaje awans do ścisłego finału Mistrzostw Polski Par w 2001 r. „W morderczych eliminacjach wzięło udział 150 par, do finału zakwalifikowało się 28” mówi Ogrodnik. – „Bardzo miło to wspominam”. Na prośbę małżonki wiceprezydent nie gra w brydża od ponad dwóch lat. Chce jak najwięcej czasu poświęcić rodzinie.

Więcej niż gra w karty

„Brydż rozwija” podkreśla Jarosław Molenda. „To matematyka, pamięć, logika, wyciąganie wniosków” dodaje Wiesław Ogrodnik. „Czytam w internecie opinie, że karty to nie sport, bo można się zmęczyć tylko tasowaniem. Ale rozgrywki brydżowe to pełna koncentracja przez kilka godzin – to ogromny wysiłek. Brydż z całą pewnością jest sportem” przekonuje prezes BKB. Wiceprezydenta zaś w tej grze najbardziej pociągał duch rywalizacji. „Brydż towarzyski kompletnie mnie nie interesował. Zawsze chciałem być jak najlepszy” przyznaje.

Środowisko

W gronie bolesławieckich brydżystów można odnaleźć działaczy SLD, PO, PiS oraz osoby, których polityka w ogóle nie interesuje. „Nasze środowisko stawiane jest za wzór” podkreśla Jarosław Molenda. – „Rozumiemy się niemal bez słów”. Mimo różnic poglądów gracze nie unikają rozmów na tematy polityczne. Tradycją wręcz stały się „prawybory”, czyli coroczne spotkania w ogródku działkowym Antoniego Ochota. Spory toczone są kulturalnie, z właściwą brydżystom ironią. „Gdyby nasza polityka, nawet ta lokalna, wyglądała tak, jak słowne starcia graczy, żylibyśmy w innym świecie” mówi Molenda. „Nie byłoby połowy konfliktów i animozji między politykami w naszym mieście” dodaje.

(informacja GA)

Reklama