Zdzisław Abramowicz nie będzie wiceprezydentem

Zdzisław Abramowicz
fot. istotne.pl Harcmistrz Zdzisław Abramowicz już prawie był w Ratuszu. O tym, że nie zostanie wiceprezydentem Bolesławca, SMS-em powiadomił go Sekretarz Miasta Jerzy Zieliński.
istotne.pl 0 prezydent, samorząd, zdzisław abramowicz, harcerstwo

Reklama

Kandydaturę Abramowicza zaproponowało ugrupowanie Ziemia Bolesławiecka. Po rozmowach z władzami partii propozycję złożył również prezydent Piotr Roman. Prezydent był zresztą na spotkaniu Rady Przyjaciół Harcerstwa Chorągwi, na którym powiadomił zwierzchniczkę harcmistrza o tym, że Abramowicz będzie jego zastępcą. Jak przyznaje sam komendant hufca, nie było powodu, by czuł się mniej kompetentny, "tym bardziej że te obowiązki, które miały być powierzone mi, to są rzeczy mi znane przynajmniej od 30 lat". Jako wiceprezydent bowiem, Abramowicz zajmowałby się oświatą, kulturą i sprawami społecznymi. W szkole, jako nauczyciel religii, spędził kilka lat. W harcerstwie – kilkadziesiąt. "Nie obawiałem się, że będzie to przejęcie funkcji wynikającej z układów politycznych" tłumaczy komendant. Wiedział, że to jest mu bliskie, że będzie mógł zrobić wiele dla miasta.

Obiecanki, cacanki...

"Wtedy nieoczekiwanie poproszono mnie, żebym przyniósł swoje CV" mówi Abramowicz. Po czym sekretarz Jerzy Zieliński napisał w SMS-ie, że "według jego kwerendy" kwalifikacje harcmistrza są "niewystarczające". Jak powiedział nam komendant hufca, po ukończeniu szkoły średniej uczył się ponad 12 lat. "Jako człowiek bardzo niecierpliwy, studiowałem i przerywałem studia wtedy, kiedy wydawało mi się, że są one nieciekawe" przyznaje Zdzisław Abramowicz. Tym niemniej ukończył studium turystyczne, studium pedagogiczne, kilka kursów w dziedzinie rzemiosła. I – co najważniejsze – ukończył również, i to z oceną bardzo dobrą, trzyletnie studia teologiczne w Diecezjalnym Kolegium Teologicznym w Legnicy. Dzięki dyplomowi tej uczelni, które notabene działa pod naukowym i dydaktycznym nadzorem Wyższego Seminarium Duchownego, przez wiele lat nauczał w szkole religii.

Jerzy Zieliński napisał Abramowiczowi, że nie może uznać jego kandydatury, gdyż ten nie posiada tytułu licencjata. Jednak "w teologii licencjat to coś więcej niż magisterium, a mniej niż doktorat" tłumaczy harcmistrz. Licencjat na uczelniach nieświeckich pisze się po obronie pracy magisterskiej. "Nie może być dwóch licencjatów" mówi Abramowicz. Wykładowcy Diecezjalnego Kolegium Teologicznego poinformowali zresztą swoich absolwentów, że ich praca dyplomowa jest równoznaczna z licencjatem na uczelniach świeckich. W szkołach, w których harcmistrz nauczał religii, wykształcenie Abramowicza kwalifikowano jako wyższe zawodowe. Problem pojawił się w 2006 r., do którego to roku, zgodnie z Kartą Nauczyciela, wszyscy nauczyciele powinni uzupełnić swe wykształcenie. Komendant hufca rozpoczął studia uzupełniające. Miał już nawet temat pracy magisterskiej. Zamierzał napisać o roli klasztoru Magdalenek w dziejach Nowogrodźca. Tyle że wcześniej napisał o tym książkę. Nie chciał zatem robić magisterium "ze snobizmu". Przerwał studia.

Dyplom to za mało

Sekretarz zdezawuował dyplom katolickiej uczelni. "Powiedział, że to dla niego nie jest dokument, że ta uczelnia nie miała prawa nadawać takiego wykształcenia" mówi z żalem Abramowicz. Dla harcmistrza sytuacja wygląda zgoła inaczej: "Lekarz popełnił przestępstwo. Odebrano mu prawo wykonywania zawodu. Ale nie odebrano mu wyższego wykształcenia". Dzisiaj być może nie mógłby pracować w szkole, ale "fakt, że miałem wykształcenie wyższe zawodowe nie ulega anulowaniu". Warto dodać, że Abramowicz był studentem "superwykładowców": ks. dr. Jarosiewicza i ks. dr. Kusika. Komendant hufca mówi też, że skoro teraz dezawuuje się dyplom katolickiej uczelni, wkrótce być może także przestaną być uznawane teologiczne magisteria czy doktoraty.

Ludzie podszeptują komendantowi hufca, że "tu chodziło o to, żeby się po prostu mnie pozbyć". Abramowicz zdaje sobie sprawę, że troszeczkę o Bolesławcu wie. Przez 16 lat był w samorządzie. Przez 12 lat był radnym. SMS od sekretarza przyszedł zresztą w dobrym momencie. Abramowicz wahał się, czy zostać wiceprezydentem. Nie chciał, by ludzie mówili, że u schyłku kariery stał się osobą pazerną. "Tu nie chodziło o żadne wynagrodzenia. Jeżeli do tej pory żyłem z takimi środkami, to jakoś potrafię sobie dać radę" mówi harcmistrz – "tylko najbardziej zaobolało mnie to, że teraz można powołać kogoś, kto nie spełnia warunków, na funkcję pełniącego obowiązki". Od Abramowicza zaś zażądano, aby to on udowodnił, że dyplom kolegium daje odpowiednie wykształcenie. "Tak jakby w istocie ostateczny papierek miał o czymś świadczyć" mówi rozżalony Abramowicz – "o moich możliwościach świadczą moje prace, książki". W Bolesławcu – dodaje – ciągle mówi się, że liczy się "przede wszystkim człowiek. Jeśli ja miałbym w takich układach żyć i pracować, to też nie miałoby sensu. Poznałem drugą stronę – jak rzeczywiście w Polsce liczy się człowiek".

Zieliński nie chce mówić

Prezydent Bolesławca Piotr Roman na ostatniej sesji Rady Miasta przyznał, że nadal nie ma kandydata na wiceprezydenta. Była rozważana jedna kandydatura, ale osoba ta zrezygnowała. Sekretarz Miasta, zapytany o to, czy zgodzi się na kilka zdań komentarza w sprawie Zdzisława Abramowicza, odpowiedział krótko: "Nie!" I... odłożył słuchawkę.

(informacja GA)

Reklama