"Barbórka '95" Jak zostałem honorowym górnikiem ZG "Konrad"

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

Panta rei ... Wszystko płynie, przemija. Bezpowrotnie przeminęła sława Zakładów górniczych "Konrad", którym Bolesławiec zawdzięcza w znacznym stopniu swoją powojenną odbudowę, rozwój, kształt architektoniczny i zamożność. Przez wiele lat twarda praca górników decydowała o wartkim rytmie wydarzeń społeczno-gospodarczych, nawet modelowała kształt lokalnej kultury i poziom oświaty. O sympatii i mirze, jakim cieszyła się górnicza brać – można nie pisać. Nic dziwnego: w okresie świetności "Konrada" pracowało tu kilka tysięcy mieszkańców miasta i okolicy. "Czerwone złoto" stanowiło bezcenny surowiec, ważny produkt o znaczeniu strategicznym w czasach zimnej wojny i bezpardonowej rywalizacji światowych mocarstw o panowanie na kuli ziemskiej.
Bolesławiec ma górnicze tradycje sięgające średniowiecza, a ślady złotonośnych sztolni, w których gwarkowie wydobywali okruszyny tego najcenniejszego metalu – można odszukać jeszcze dzisiaj (na południe od miasta). W znanej z historii bitwie z Tatarami pod Legnicą (Henryk Pobożny), która rozegrała się 9 kwietnia 1241 r. – wzięło udział około 500 górników śląskich kopalń z okolic Złotoryi, Lwówka, Warty Bolesławieckiej i naszego miasta. Prawie nikt z nich nie powrócił: zginęli lub zostali wzięci w jasyr; nieliczni szczęśliwcy dotarli do grodu zmasakrowani i okaleczeni przez zwycięzców, pozostali przy życiu prawdopodobnie trafili nad Morze Kaspijskie i tutaj pracując dokonali żywota. W Bolesławcu ustalono nabożeństwa na znak żałoby w kościele św. Mikołaja, patrona górników (dziś za patronkę uznaje się św. Barbarę).
Byłem kronikarzem dziejów "Konrada" przynajmniej przez ćwierć wieku, współpracując z prasą dolnośląską, głównie z "Gazetą Robotniczą". Opisywałem tradycję i współczesność, autentycznie zafascynowany mrocznym światem kopalnianych podziemi i twardym zmaganiem człowieka z nieprzyjaznym mu żywiołem. Utrwaliłem (także w postaci książkowej) tradycje tzw. Karczmy Piwnej (przedtem nieznanej w skali lokalnej), towarzyszyłem przekopom i połączeniom podziemnych chodników, przeżywałem emocje wybuchów we wnętrzu ziemi, kiedy drążono skośny chodnik z obydwu stron, a samo przebicie ostatniej przeszkody w postaci parametrowej ściany oznaczało sukces wielotygodniowej pracy. Uda się czy nie uda, wytyczono upadową dokładnie – czy może zaszła pomyłka? Przyciskaliśmy się mocno do wgłębienia twardej ściany, potem huk wybuchu, swoiste trzęsienie ziemi, ostry brunatny kurz i pył wypełniający przestrzeń i zaraz potem wielka radość, gratulacje uściski. I jeszcze smak ostrej wódki, toast za sukces. Tak cieszyć się i bawić w toku Karczmy Piwnej potrafią tylko górnicy- otwarci i serdeczni, solidarni i pracowici, twardzi i zahartowani, życzliwi i szczerzy. Mam dla nich wiele autentycznego szacunku i sympatii, a przeżycia i doznania kopalniane są czymś wyjątkowym. Kiedy budowano Port Północny w Gdańsku – surowiec bazaltowy wydobywano w kamieniołomie Wilcza Góra koło Złotoryi i stąd wożono nad morze. Tutaj zachwycił mnie kunszt minerski technika strzałowego Zygmunta Wydrycha, a pamiętny "odstrzał dla portu" (tytuł publikacji) utrwaliłem w "Tygodniku Morskim". Przyjaźń z życzliwym cicerone przetrwała wiele lat: był on później "nadwornym malarzem" kierowanej przeze mnie szkoły nr 8 i głównym architektem czy może ojcem powstałego tu prawdziwego muzeum górniczego. Rzecz ciekawa, że jedyne w mieście o górniczych tradycjach muzeum powstało nie w Technikum Górniczym, a w Tysiąclatce... Ale to już zupełnie inny wątek tematyczny. Z kopalni przywędrowały do szkoły oryginalne drewniane stemple i mocne płótno, które niezawodny p. Zygmunt wykorzystał do obicia ścian dwóch bezużytecznych pomieszczeń magazynowych. Kolorystycznie upodobnił je do barw pokładów rudy miedzi, zresztą nie żałował eksponatów ze "swojej" kopalni zaprzyjaźniony ze szkołą dyrektor mgr inż. Alfred Cholewiak, którego imię nosi oryginalne, unikatowe muzeum-skarbiec podziemnego świata. Jedynie tutaj można obejrzeć górnicze czaka w komplecie – od szeregowego górnika po czako generalskie z zielonym pióropuszem, historyczne bardy (siekierki) górnicze, kolekcje lampek- jeszcze karbidowych (w tym XIX-wieczną) i kolekcję przepięknych minerałów, nawet z gór Uralu, ale przede wszystkim dolnośląskich. Dekoracyjne i użytkowe kilofy, dyplomy, suweniry zostawione przez setki gości-ministrów, ambasadorów, uczonych, ale przede wszystkim zatrzęsienie różnorodnych skał, z których każda ma swoją ciekawą historię. Jest tu więc oryginalny fragment greckiej kolumny z białego marmuru (za ten eksponat "ścigał" mnie miejscowy Urząd Bezpieczeństwa, ale brak miejsca nie pozwala na rozwinięcie tematu), blok piaskowca z brytyjskiej twierdzy na wyspie Malta (dar oficera PLO Teofila Grydyka, który przywiózł eksponat z wyjaśnieniem: "Nie miałem pieniędzy na zakup suwenirów, twierdza Anglikom już się nie przyda, dla was to cząstka historii i konkretne wyobrażenie o świecie"). Innego przyjaciela – hobbystę, kolegę geografa Tadeusza Płonkę, poznałem w Boguszowie-Gorcach koło Wałbrzycha, którego urzekła uroda szkoły i niekonwencjonalne pomysły. Ze swojej kolekcji ofiarował tu sigilaria, lepidendrony, odciśnięte w węglu paprocie, skamieniałe pnie drewna sprzed setek milionów lat, amonity i mnóstwo innych bezcennych eksponatów. Można tu podziwiać odcisk ryby z poziomu minus 850 m z głębin ZG "Konrad" (było tutaj kiedyś – w odległych epokach geologicznych-morze...) rudę złota (pojedyncza bryłka, którą przekazał ksiądz mieszkający pod Bolesławcem anonimowo) z kopalni kanadyjskich, cenione wysoko chryzoprazy z serpentynitem, opale, rubinowe granaty, kolekcje górskich kryształów ze skarbca sudeckiego Liczyrzepy. Zwoziłem to wszystko wraz z synem wysłużonym samochodem, na własny koszt, korzystając z bezinteresowności przyjaciół, znajomych, kolegów. Wszystko pozostało w szkole, która otrzymała rzadkie wyróżnienie z rąk ówczesnego Ministra Górnictwa i Energetyki – Honorową Szpadę Górniczą. Taką samą szpadę i kilof z dedykacją wręczył mnie parę lat później Dyrektor Zjednoczenia Węglowego w Wałbrzychu mgr inż. Wiktor Woźniak. Przechowuję te rzadkie prywatne trofeum jak talizman... Ale największą niespodziankę i satysfakcję sprawił mi najbliższy sercu zakład górniczy "Konrad", w czym dużo osobistej zasługi dyrektora mgr inż. Alfreda Cholewiaka. Zostałem jednym z trzech Honorowych Górników ZG "Konrad", otrzymując piękny ręcznie wypisany na czerpanym papierze dyplom i czako inżynierskie z białym pióropuszem. To wyjątkowo cenna i piękna pamiątka. Górnicza brać obdarzyła mnie zresztą wieloma splendorami: tytułem Technika Górniczego (honorowym) Zjednoczenia Węglowego w Wałbrzychu, Zasłużonego dla Rozwoju Kopalni Węgla Kamiennego "Nowy Wirek" w Rudzie Śląskiej, nie wyłączając odznaczeń górniczych. Najwyżej cenię jednak godność Honorowego Górnika ZG "Konrad", mojej najbliższej sercu i jakże zasłużonej dla ojczystego kraju kopalni rudy miedzi. Jeśli Polska dziś miedzią stoi – ma w tym swój udział Stare Zagłębie Miedziowe, którego stolicą był nasz nadbobrzański gród-Bolesławiec. Tę prawdę przez wiele lat głosiłem wszem i wobec i chyba dlatego górnicza brać wyróżniła mnie i nobilitowała. Takiego zaszczytu nie dostąpiłem w swojej nauczycielskiej profesji po blisko 40 latach pracy zawodowej. Całemu górniczemu stanowi – tak bardzo wrośniętemu w tradycję i współczesność naszego miasta – z okazji "Barbórki" życzę wszystkiego najlepszego !

Reklama