Był w moim życiu taki czas, szczególny, kiedy spotykali się w naszym domu ludzie, żeby ze sobą porozmawiać (były to lata osiemdziesiąte, o czym się wówczas rozmawiało, opowiem jak mnie zapytacie). Myśmy ze sobą rozmawiali, myśmy czytali artykuły, słuchali nagranych wykładów, dyskutowali.
Teraz się tak nie spotykamy. Teraz spotykamy się inaczej. W pośpiechu, zaabsorbowani, zagubieni i smutni jacyś. Jakby brakowało nam światła, miłości, kultury, które płyną z umysłów wielkich, mądrości przemodlonej, radości wewnętrznej.
I ciągle słyszymy, a nawet sami powtarzamy, że nie ma dzisiaj autorytetów, że nie ma komu ufać, z kogo brać przykładu.
Nie warto takich opinii słuchać. Nie warto, bo szkoda czasu. Lepiej poszukać wokół siebie. I w książkach.
Dzieląc się przeczytanym, wymienię tylko dwa teksty (niech nas nie zwiodą tytuły, treść aktualna na czas poświąteczny również). Są to "Felietony pod choinkę" Stefana Kisielewskiego (Res Publica 1987) i "Wspomnienia" o. J. Bocheńskiego (1994).
Kartkując "Kisiela" zwracam uwagę na tytuły felietonów świątecznych: "Święta na ponuro – 1947; Wigilia egocentryka – 1957; Wigilia polityczna -1958; Wigilia zmęczonego zarozumialca – 1961; Wigilia Polska czyli wśród serdecznych przyjaciół – 1964". Czytam z uwagą felieton z 1947 r. spotykam go potem w świątecznym wydaniu "Gazety Wyborczej", i cóż takiego zwróciło uwagę nie tylko moją? "Święta na ponuro" są bowiem felietonem jakby napisanym dla nas, żyjących 48 lat później. O czym pisze "Kisiel"? – o pesymizmie, o humorze, o tzw. humorze twórczym i świadomym, nie o rubasznym rechocie, którym zarykuje się coraz więcej Polaków. O tym jak być silnym i że humor jest jedyną formą patosu dla człowieka silnego i że tylko on może ocalić nasze poranione społeczeństwo. Posłuchajcie Państwo:
"przekora i pesymizm (...) nie pozwalają pogrążyć się w błogiej drzemce złudnego optymizmu (...) Nie spać, lecz dążyć naprzód, walczyć, a nade wszystko rozumieć i widzieć – oto nauki jakie wynieść można z twórczej szkoły optymizmu, jedynej, która daje człowiekowi prawdziwy hart i – zaryzykuję humor, humor zaś jest istotnym znamieniem wewnętrznej siły i opanowania i godności".
"Uczmy się humoru, humor jest orzeźwiający – dosyć mazgajenia się nad narodowym losem (...)"
O jaki jednak humor Kisielowi chodzi, skoro "ze zdumieniem patrzy na innych, którzy żyją jak gdyby nigdy nic, którzy się śmieją?"
"... myślałem o humorze twórczym i świadomym (...) humor, który nie odwraca oczu od rzeczy najstraszniejszych, który potrafi przeprowadzić cało przez otchłań upokorzeń i wyrzeczeń i przez czyściec samokrytyki".
Takiego humoru, humoru świadomego, twórczego życzy nam słynny felietonista.
Na zakończenie przytoczę innego autora. Oto opisane przez o. J. Bocheńskiego zdarzenie (Wspomnienia – 1994 r):
"Z celi klasztornej ciężko chorego o. J. Woronieckiego wychodzi szewc. – A co szewc u ojca robi? pyta wchodzący zakonnik. O. – ano, rany mi opatruje... Z. – Szewc?! Widzę, że ojciec nie traci humoru...
O. – Wolno wszystko stracić, tylko nie humor, Honor tez można stracić, ale humoru nie!
Z. – Co ojciec opowiada?! Dlaczego?!
O. – Dlatego drogi ojcze, że honor jest cnotą podporządkowaną cnocie mocy (...) podczas gdy humor, radość jest wg św. Pawia owocem miłości, cnoty bez porównania wyższej".
Zamiast rozmowy, czyli podzielić się. Przeczytanym
Reklama
Reklama
Reklama