Test Wytrzymałości

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

Początek kwietnia, wiosny nie widać. Ciągle śnieg i zim­no. Trwają przygotowania do świąt. Jednak sezon piłkarski już się rozpoczął. W Wielki Piątek, 5 kwietnia, według terminarza ligi juniorów młodszych i starszych ma się odbyć mecz BKS – Włókniarz Mirsk na boisku przy ul. Raj­skiej. Na płycie topniejący śnieg. Temperatura bliska zero. Trzeba zaznaczyć linie określające plac gry. Zawsze robi się to wapnem, jednak ma ono wadę – jest białe i na śniegu nie widać. Znalazła się czerwona mączka przywiezio­na przez trenera Benesiewicza swoim "maluchem". Chłopcy przychodzą wcześniej, aby pomóc trenerowi w przygo­towaniu boiska do meczu. Przyjeżdżają goście z Mirska. Muszą rozbierać się w auto­busie. Tam jest trochę cieplej niż w dziurawym baraku służącym jako szatnia dla zawodników i sędziów, bez ogrzewania i wody.
Rozpoczyna się pierwszy mecz. Topniejący śnieg two­rzy kałuże. Biegający zawod­nicy mieszają śnieg z błotem i wodą. Totalne bagno. Chłop­cy po meczu wyglądają jednakowo, kolory koszulek są tak zabrudzone błotem, że nie widać numerów na ple­cach. Przerwa. Za chwilę wchodzą na boisko drużyny juniorów starszych. Sędziowie rozgrzewają się gorącą herbatą przyniesioną w termosie przez trenera. Drugi mecz, już w większym błocie i więk­szych kałużach. Wygląd za­wodników to obraz niesa­mowity. Umorusani od stóp do głowy. Przemoczeni do suchej nitki. Wreszcie koniec meczu. Chłopcy aby przebrać się i umyć muszą odbyć wędrówkę przez pół miasta od Rajskiej do sali ZSM na ul. Prusa. Idą wzbudzając uśmiechy politowania wśród nielicznych przechodniów, spieszących do domów z ostatnimi świątecznymi zakupami. Goście spieszą do domu. Bez mycia, pakując ubłocony sprzęt do rekla­mówek. Wiedzą, że w Mirsku mogą liczyć na gorącą kąpiel i ciepłą herbatę w swoim klubie. "Cieszą się" że zostali w Bolesławcu tak "gościnnie" przyjęci. Na pewno niektórzy odchorują tę wizytę. Takie są realia sportu w Bolesławcu.
Od siebie dodam, że pranie strojów sportowych po takim meczu spada na rodziców. Ja mam "szczęście" mieć w do­mu takiego piłkarza. Strój ważył 2,5 kg i dopiero po czterokrotnym płukaniu skarpetogetrów widać było ich kolor i jasne paski. Cóż moż­na więcej dodać.

Reklama