Norwegowie bojkotują Halloween

Bergen
fot. Barbara Sadrakuła Skandynawianka pisze o tym co łączy Polaków i Norwegów. Mieszkańcy północy nie przepadają za obcymi tradycjami, robią kanapki do pracy, nie wykupują lunchy oraz chętnie siedzą w domu, to ich azyl.
istotne.pl 86 norwegia, skandynawia

Reklama

Nie przepadamy za obcymi tradycjami. Norwegowie protestują przeciwko temu świętu. Niektórzy wywieszają plakaty informujące: "W tym domu nie obchodzi się Halloween, zapraszamy na julebukken". I mają nawet stronę na Facebooku, na której argumentują, że to obce święto i że lepiej byłoby świętować julebukken, święto polegajace na przebieraniu się za postacie bożonarodzeniowe i chodzeniu w okresie między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem od domu do domu i śpiewaniu kolęd. Argumentują to tak, że na Halloween trzeba dziecku kupić nowy strój, podczas gdy przy julebukken można wykorzystać to, co już jest w domach. Oczywiście wszędzie są zwolennicy Halloween, choć w Norwegii jest to coraz mniej popularne święto. Polacy i Norwegowie wolą własne święta, a obce traktują nieco z rezerwą.

Robimy kanapki do pracy. Choć Norwegów stać byłoby na zamawianie sobie lunchu, to i tak każdy bierze "matpakke" do szkoły, przedszkola i pracy. Zazwyczaj jest to zwyczajna kanapka i napój w termosie lub bidonie. To stara, dobra tradycja.

Kupujemy w lumpeksach. Oczywiście nie jest tak, że każdy Polak i każdy Norweg kupuje ubrania w second handzie. Mamy też różne motywacje. Norweg z powodów ekologicznych, żeby dobre ubranie nie zostało wyrzucone, tylko jeszcze raz wykorzystane. Jednak niezależnie od zasobności portfela Polacy i Norwegowie lubią chwalić się upolowanymi okazjami cenowymi. I dla nas i dla nich sztuką jest kupić coś dobrego i tanio.

Lubimy siedzieć w domu. Norwegowie nie uważają, że dom to miejsce, gdzie się śpi i je, żeby potem wyjść do pracy i spędzić tam cały dzień. Dom ma być strefą odcięcia się od pracy i problemów, przede wszystkim ma być przytulny. W norweskim domu jest cała masa bibelotów i pamiątek, obrazów i zdjęć. Jest tu ciepło i jasno. Norwegowie, tak jak i Polacy rzadko jedzą w restauracjach.

Załatwianie spraw wymaga wiele czasu. "Ale to długo trwa!", myśli Polak, kiedy czeka na pismo z urzędu, podłączenie do Internetu lub gdy sprawa w sądzie wlecze się latami. Wyobraźcie sobie, że Norwegowie mają podobnie. Na paczkę czeka się minimum dwa tygodnie i odbiera na poczcie. Znajoma opowiadała o Norweżce, która przez dwa miesiące załatwiała wymianę starej pralki na nową. Szukanie pracy też trwa. Jeśli w ogłoszeniu o pracę zobaczycie "snarest", czyli potrzebują kogoś jak najszybciej, znaczy to, że prawdopodobnie wakat będzie wolny za pół roku.

Więcej wpisów na blogu Skandynawianka czyli Anka w krainie fiordów.

Reklama