W ciągu ostatnich dni nasza redakcja dostała kilka esemesów o treści „Potrzebna krew dla dziecka chorego na białaczkę. B Rh- to bardzo rzadka grupa. Prześlij proszę znajomym […] BARDZO PILNE”. Tam, gdzie daliśmy wykropkowanie, znalazło się nazwisko kobiety (pani Marzeny) i nr telefonu. Co się jednak okazuje – to po prostu jeden z wielu łańcuszków, które rozsyłają nieprawdziwe dane. Co ciekawe, powstał w styczniu… 2015 r. w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu. Jak podaje „Gazeta Wyborcza” (w materiale właśnie z tego roku):
Na początku roku na jeden z oddziałów faktycznie trafia 9-latka chora na białaczkę. Pilnie potrzebuje dawcy na pozyskanie tzw. masy granulocytarnej, jednego ze składników krwi. Masę przetacza się tylko w przypadku, gdy w trakcie leczenia nowotworu u dziecka występuje stan zapalny, a ilość białych krwinek dramatycznie spada.
Sytuacja była dramatyczna, więc rodzina rozsyłała ten apel via e-mail i SMS. Na szczęście szybko znalazł się dawca. Problem w tym, że jakiś „dowcipniś” postanowił pożerować na ludzkim nieszczęściu. – Niestety, ktoś przerobił wiadomość, dopisał fikcyjne imię i nazwisko, dane pani Marzeny. Rodzice chorej dziewczynki wielokrotnie mówili, że nie znają tej kobiety, że wiadomość stała się łańcuszkiem. Sprawy nie udało się zatrzymać – mówiła „Gazecie Wyborczej” w kwietniu 2015 r. Magdalena Oberc, rzeczniczka wspomnianego szpitala. Nie udało się też ustalić nadawcy przerobionej wiadomości.
Co Wy na to? Szczegóły w artykule „GW”: Fikcyjny SMS: "oddaj krew!". A to zwykły łańcuszek.