Grajmy fair play

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

Z zażenowaniem i niesmakiem odbieram treść listu Szefa Zespołu Informacyjnego BBN w Warszawie, p. Arkadiusza Urbana. Rozumiem to jako zachętę do "wojny na dole" wzorowanej na tej prowadzonej na najwyższych szczeblach władzy III RP. Muszę rozczarować adwersarza: jesteśmy prasą wolną, niezależną od żadnych politycznych nacisków, zmierzamy do integracji, a nie dzielenia lokalnego środowiska i samorządowej wspólnoty, a naszą ambicją jest rzetelne informowanie Czytelników o tym, co ważne i interesujące w mieście i okolicy. Uciekamy od "wielkiej polityki", pozostawiając tu pole do działania ekspertom i profesjonalistom, ale nie dlatego, że nie mamy orientacji w tym zakresie, własnych poglądów czy odczuć, że stanowimy "jakąś ciemnotę Z głębokiej prowincji" (cytat z wypowiedzi szefa polskiej dyplomacji w Izraelu). My mamy po prostu zbyt wiele lokalnych ważnych problemów do rozstrzygnięcia, wyżej ceniąc etos pracy od jałowych sporów, uszczypliwości czy ideowej indoktrynacji, którą serwuje się dziś maluczkim coraz hojniej choćby z okazji nadchodzących wyborów prezydenckich. Mamy inną, własną opcję hierarchizacji ważności problemów Bolesławca, gminy – imienniczki i przyszłego powiatu, nie zamierzamy też zmieniać w redakcyjnej pracy takiego podejścia do merytorycznych zagadnień.
Poznał Pan osobiście Autora anonimowego (?) listu o NSZ, mówiłem o prawic do wolności słowa i osobistych poglądów – wyrażanych także publicznie, jak w całym wolnym i demokratycznym świecie i Pan tego nie kwestionował. Wprawdzie nie z mojej inicjatywy powstało to "zamieszanie" wokół nieprecyzyjnej informacji, nie uciekam jednak od odpowiedzialności i przepraszam za to, że przekłamaniem była informacja o pobycie min. Henryka Goryszewskiego w Jeleniej Górze. Nie mogę jednak przejść do porządku dziennego nad całą otoczką propagandową dalszego wywodu, bo w tym zakresie wolno mi mieć inne odczucia. Minister przesłał uczestnikom rocznicowego spotkania Związku Żołnierzy NSZ w Jeleniej Górze list, w którym pisał m.in. (cytuję za "Słowem Polskim"): "Dziś, po dziesiątkach lat, mają też inną satysfakcję, gdyż. to właśnie im historia przyznała rację". A ja wciąż uparcie podtrzymuję, że historia przyznała rację zdobywcom Berlina (tam zginął mój ojciec) i tym wszystkim, którzy rozgromili niemiecki faszyzm i którzy niedawno obchodzili uroczystość 50-lecia zakończenia II wojny światowej – także w Bolesławcu. O innych szczegółach dotyczących NSZ niech polemizuje z Panem Autor listu, który m.in. przekazał mi do wglądu obszerną kserokopię sentencji wyroku Sądu Wojewódzkiego w Kielcach ilustrującą czasy bratobójczej wojny domowej w Polsce. Nie w naszej historii ojczystej nie było czarne lub białe i trzeba dużo tupetu czy nawet złej woli, by dziś jednoznacznie rozdzielać ciosy, ferować wyroki i sądy w obecności pokolenia, które było świadkiem i uczestnikiem lat tragicznych doświadczeń. Stronię od roli Rejtana, choć miałbym prawo do głośnego krzyku – większe, niż pokolenie wykształcone w PRL, którą Pan pogardza.
I tutaj znów różnimy się w poglądach. Nie wiem, kto z nas uprawia "propagandę z minionego okresu PRL" czy jak Pan to ujął literacko -"z minionego okresu totalitaryzmu rodem z orwelowskiego "Roku 1984". W rewanżu posłużę się rdzennie polskim przykładem: żyjemy w świecie zapożyczonym z wizji "Kariery Nikodema Dyzmy", korzystając nie tylko z tamtych skojarzeń, ale nawet z. języka upadającego bohatera. Darujmy jednak sobie te złośliwości i popatrzmy na obiektywne realia.
Hołduję pięknemu credo niemieckiej Polonii, która na berlińskim kongresie w 1938 r. – w okresie autentycznego totalitaryzmu Hitlera – opublikowała "5 prawd Polaków", w tym jakże trafną myśl: "Polska matką naszą, nie wolno mówić o matce naszej źle". Całe życie pracowałem dla Polski i nie miał znaczenia tu przymiotnik "Ludowa". Nie czułem się zniewolony, bo chciałem być wolny i kształciłem się na bezpłatnych uczelniach (Pan zdobywał wykształcenie w luksusowych warunkach, ja musiałem równolegle pracować zawodowo), potem wykształciłem także dwóch synów i na to starczyły skromniutkie pensje nauczycielskie – moja i mojej żony. Miałbym prawo dziś krzyczeć, że to III Rzeczypospolita okazała się dla mnie macochą, bo odebrała mi 40 proc. nabytej po 38 latach uczciwej pracy emerytury, w czym osobista zasługa ówczesnego min. Jacka Kuronia i Pana Prezydenta RP, który ochoczo złożył podpis pod ustawą poprzedniego Sejmu. W demokratycznym państwie prawnym – prawo zadziałało wstecz. Mimo poczucia osobistej krzywdy – nie złorzeczę, nie protestuję, nie wchodzę do podziemia i opozycji, nie judzę, nie jątrzę. To przecież, moja Polska, mój kraj ojczysty, mój naród i moje państwo. Chcę mu służyć do końca moich dni, pracować -jak całe długie życie. Ale nie można mnie obrażać za to, że całe życie pracowałem w PRL – nie mam sobie nic do wyrzucenia, przeciwnie – umiem wyważyć sprawiedliwie cały krąg dobrych stron tamtego czasu. Czy Pan wsłuchał się w głos – a może jęk rozpaczy – 9 milionów dzisiejszych emerytów, którzy liczą i obracają w spracowanych dłoniach każdy wydawany na chleb grosz? Czy Pan słyszy złorzeczenia 3 milionów bezrobotnych i ich rodzin, które muszą korzystać z poniżających charytatywnych zasiłków? Czy widział Pan bezdomnych na dworcu w Bolesławcu (nie mówiąc o Warszawie)? Ludzi przewracających zawartość śmietników, żebraków na ulicach? Więc może ciszej i z. większą rozwagą mówmy o przeszłości, która nie wróci. Problemem – otwartym i bolesnym – pozostaje teraźniejszość, dlatego o niej piszemy i ją chcemy modelować, zmieniać, ulepszać w lokalnej skali. I nie ma znaczenia, że być może byłem pierwszym w Bolesławcu bezrobotnym, kiedy kazano mi zmienić szkołę -miejsce pracy. Nie ustrój, a konkretny człowiek był winowajcą, decydentem. Podobnie jest dzisiaj. "Zło rodzi się w ludzkich umysłach" -twierdzi Papież-Polak. To prawda obiektywna.
Z braku miejsca nie przedłużam polemiki. Nie przyjmuję odpowiedzialności spadającej na TMB i samorządy lokalne za rzekome "wprowadzanie w błąd szerszej opinii publicznej" i gotów jestem bronić dobrego imienia tych instytucji. Takie sformułowania dowodzą jedynie arogancji władzy – wg najgorszych wzorców z minionego okresu, przeświadczenia o "jedynie słusznej racji" (znamy to, znamy...). Nie Panu oceniać działalność lokalnej wspólnoty, dokonują tego wybrani w demokratycznej procedurze radni i sami mieszkańcy Bolesławca. Najlepszą cenzurą jest absolutorium dla Zarządu Miasta. Powinien Pan wiedzieć, że bezpowrotnie przeminęły czasy, kiedy radni nie mieli nic do powiedzenia: dziś stanowią autentyczną i autonomiczną władzę odporną na naciski i zakusy polityków różnej maści. Tak przynajmniej jest w Bolesławcu. Nasz consensus w działaniu pro publico bono jest nie do podważenia, mogę o tym Pana zapewnić. Podobnie jak dobre imię i autorytet całej Rady Miejskiej czy Gminnej. Umiemy współpracować, różnić się pięknie, przyjmować zasadne merytorycznie argumenty, wyciągać trafne wnioski i służyć lokalnej społeczności. Nie padamy na klęczki przed wielkimi tego świata: rządzimy się sami w swoim domu, we własnej małej Ojczyźnie.
A w "Głosie Bolesławca" zawsze będzie miejsce na kontrowersyjne opinie i listy Czytelników, nawet jeśli ich autorzy będą odmiennego zdania od poglądów różnego szczebla "władzy". Zgodnie z zasadami demokracji, wolności słowa i pluralizmu.
Z poważaniem
Paweł Śliwko
Redaktor Naczelny
P.S.
Zgodnie z życzeniem BBN zamieszczam pełny tekst listu, mam nadzieję, że "czytelnym drukiem "(!). A swoją drogą – otrzymałem w swoim życiu parę listów od wielkich mężów stanu, m.in. Ronalda Reagana -Prezydenta USA, Kurta Waldheima -Sekretarza Generalnego ONZ. Zawsze w białej, eleganckiej kopercie, na bezpośredni mój adres. Tym razem pismo trafiło do mnie przez osoby trzecie, w formie odbitki powielaczowej. Cóż – można i tak. O tempora, o mores... Przeprosin nie żądam.

Reklama