100 dni do Matury

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

... to ostateczny czas , by wziąć się zdrowo do nauki, jednak w tradycji wszystkich szkół średnich to moment wyśmienitej zabawy, powszechnie zwanej "studniówką". Rozpoczynają się wówczas gorączkowe przygotowania do tego jedynego w życiu Balu Maturalnego. To już tradycja i sława sprawiają, że młodzi ludzie decydują się zdawać do liceum i technikum.
Tak było w I LO w Bolesławcu. Juz od września 95 roku czwartoklasiści nie mówili o niczym innym, tylko o studniówce. Na korytarzach, zamiast widoku uczniów kurczowo trzymających książki i wkuwających regułki na pamięć, słychać było dyskusje o szykowanych kreacjach, "zabójczych cenach" i super, jak określali to sami zainteresowani, partnerach (partnerkach) na bal. Podniecenie udzielało się wszystkim w miarę upływu czasu i zbliżającego się terminu – 6.1.96 r.
Pedagodzy próbowali sprowadzić nas na "ziemię", mówiąc i tłumacząc, że to tylko sto dni, że to już "ostatni dzwonek", wszyscy słuchali, lecz nikt nie brał sobie tego do serca. Ważne było tylko jedno: co na siebie włożyć, by zrobić na pozostałych wrażenie.
I nadszedł ten dzień. Maturzyści przygotowywali się od samego rana: wykańczano sukienki, prasowano garnitury, robiono wystrzałowe fryzury i makijaż. Gdy "wybiła 12.00" wszyscy pięknie ubrani przybyli do Jednostki Wojskowej, która już od kilkunastu lat użycza sali gimnastycznej I-mu LO. Tak długo oczekiwana studniówka rozpoczęła się na dobre. Najpierw uroczyście odtańczono Poloneza, honorowo poprowadzonego przez dyrektora szkoły. Następnie uczniowie i zaproszeni goście zasiedli za suto zastawionymi stołami by "bawić się i radować do białego rana" – jak było napisane na zaproszeniach. Nie wolno oczywiście zapomnieć o programie artystycznym specjalnie przygotowanym na tę okazję przez czwartoklasistów. Jeden z wykonawców przed wejściem na scenę powiedział mi, że ma taką tremę, że nie wydusi z siebie ani słowa. Zresztą wcale mu się nie dziwię. Występować przed blisko 400-osobową publicznością to nie byle co. Ostatecznie przygotowany z wielkim mozołem program wywołał burzę oklasków, a co najważniejsze, podobał się zaproszonym gościom.
Wszyscy bawili się naprawdę dobrze, co nie tylko należy zawdzięczać samym uczniom, lecz także nauczycielom i rodzicom, którzy zorganizowali tę zabawę. Należy również wspomnieć o bardzo ważnym szczególe, to że nauczyciele w czasie balu nie stronili od towarzystwa uczniów. Wręcz przeciwnie, chętnie traktowali nas jak dorosłych. Nie bez racji więc inna nazwa matury to egzamin dojrzałości.
Jako uczestnik balu maturalnego mogę powiedzieć, że bawiłam się naprawdę fajnie, zostanie on na zawsze w mojej pamięci jako ten jedyny w życiu.

Reklama