Polskie drogi do kraju

Logo gazety „Głos Bolesławca”
fot. Głos Bolesławca Wpis archiwalny – Głos Bolesławca.
istotne.pl 3977 bolesławiec

Reklama

Kombatanci, żołnierze polscy wszystkich frontów i różnych formacji: regularnych i partyzanckich, dzisiaj w 50-lecie zakończenia działań wojennych na europejskim teatrze wojennym (trwała jeszcze wojna na Dalekim Wschodzie) – domagają się dzisiaj nie triumfu, lecz tylko pamięci. Utrwalenia domagają ich ludzkie i historyczne doświadczenia, walka i przeżycia, problemy i myśli, które nie powinny iść w zapomnienie.
Nie zapomnijmy więc krętych polskich dróg do wolności, do kraju, gdyż tak chciał okrutny los polskich żołnierzy – tułaczy. Chcę przypomnieć, że ok. 12 lat temu wytwórnia filmowa "Poltel" – TVP zrealizowała w Bolesławcu film "Drogi do Polski". Film był kilkakrotnie emitowany w programie 1. Szli w tym filmie do Polski żołnierze polscy: przez łagry sowieckie z wywózek 1940 r. oddziałów AK rozbrojeni w 1944 r. niekiedy byli uczestnikami bojów pod Lenino i Monte Cassino, z Francji uczestnicy kampanii 1940 r., dokąd wywędrowali za chlebem, sławni partyzanci z Jugosławii i żołnierze 1 Armii z nadkresowych granic... Większość bohaterów tego filmu już nie żyje.
Pragnę w tym miejscu z okazji tego jubileuszu przypomnieć inną postać z polskich dróg 11 wojny światowej. Od lat utrzymuję z nim kontakt listowny. Przechowuję setki stron listów pisanych maczkiem, które mogłyby posłużyć za materiał do scenariusza filmowego. Uderza z listów niezwykła pamięć tego dzisiaj 92 letniego starego wiarusa, porucznika tytularnego Józefa Bobrowskiego, mieszkańca Anglii, który opuścił kraj latem 1944 r. i już nie powrócił... "Kości moje spoczną na obcej chociaż gościnnej ziemi, która mnie przygarnęła. Już nie powrócę do Kraju, bom za stary na daleką drogę, w ogóle na takie powroty. Chociaż moim marzeniem przez całe ostatnie pół wieku był powrót do kraju. A największym moim błędem w życiu było to, żem nie repatriował się jak inni do kraju tuż. po wojnie. Chociaż moja droga żona zmarła niedawno temu w Anglii, była ze mną nu wyspie brytyjskiej od lat. Stuło się tak dzięki premierowi Józefowi Cyrankiewiczowi ! Napisałem doń, gdy po wojnie wojsko odmówiło mi pomocy finansowej na przerzut żony i dzieci z kraju przez zielone granice – do Anglii. Pomoc taką uzyskiwali oficerowie, zwłaszcza ci wyżsi. Gdy napisałem do premiera w Warszawie, odpowiedzi nie uzyskałem... ale żonę za parę tygodni wezwano do UB w Augustowie (tam zamieszkiwała od przedwojnia). Szła tam bo musiała, z duszą na ramieniu... a tam czekał na nią... paszport i dolary na koszt wyjazdu z dziećmi do Anglii! Miał to być wyjazd w celu odwiedzin, w tę bajkę nikt nie uwierzył, nie wierzyło głównie UB. Ale świat rządzi się dziwnymi prawami! Dzisiaj córka, mieszkanka Nowej Zelandii jest od śmierci matki, a mojej żony – przy mnie. Opiekuje się. Zamieszkuję w domu starców. Nie powiem, mam tu dobrze. Lecz tęsknota za krajem nas tu zżera, lamią się niekiedy ludzkie charaktery..."
Przypomnijmy losy tego niezwykłego żołnierza, jakby wziętego żywcem z kart historii z ub. wieku. W 1918 r. jako 16 letni chłopiec urodzony het za Wilnem, w zaścianku drobnej szlachty nad Dźwiną, przez którą po 1920 r. biegła granica polsko – łotewska, zostaje żołnierzem polskim i nie zdejmie munduru, aż do demobilizacji w 1947 r. Od służby w kompanii ochotniczej młodocianych jak on analfabetów – w dywizji zwanej Litewsko-Białoruskiej. W 1920 r. odznaczony po raz pierwszy Krzyżem Walecznych. Potem służba długoletnia podoficera zawodowego w 1 Pułku Ułanów Krechowieckich w Augustowie. Za bój pod Olszewem na Podlasiu 12 września 1939 roku odznaczony po raz drugi Krzyżem Walecznych.
Po klęsce wrześniowej powraca w rodzinne strony i od jesieni 1939 r. jest żołnierzem ZWZ, a potem AK. Walczy dzielnie w oddziałach partyzanckich. Dowódca Okręgu AK Wilno odznacza go Orderem Virtutti Militari. Latem 1944 roku gdy od wschodu zbliża się linia frontu, cofa się na zachód. Łapie przez radio strzępy rozkazu Wodza Naczelnego w Anglii o przedzieraniu się na zachód, ku obszarom zachodniej Europy wyzwolonym przez wojska alianckie. Rozwiązuje oddział. W Suwałkach koledzy z wojska, teraz kolejarze ukrywają go w pociągu ewakuacyjnym, który zmierza do Francji. Po wielu przygodach w nocy wychodzi z ukrycia. Jest we Francji! Dociera do polskiego oddziału działającego w brygadzie partyzanckiej francuskiej. Bierze udział w walkach, po czym jego, wraz z innymi Polakami, Francuzi przerzucają w nocy kutrem z okupowanej jeszcze Francji do południowych Włoch już wyzwolonych przez wojska amerykańskie i angielskie.
Tam poszukuje II Korpusu Polskiego. Dociera doń. Sprawdzają go, mógł być agentem niemieckim. Gdy dowiaduje się o I Pułku Ułanów, jego pułku odtworzonym na zachodzie, dociera doń. Melduje swój powrót do pułku – dowódcy pułku. Ten nie wierzy swoim oczom! Znali się doskonale przed wojną. Ułani tego pułku konie zamienili na czołgi
Nasz bohater zostaje dowódcą plutonu lekkich czołgów i wciąż jest na przedzie: w straży przedniej. Bierze bowiem udział w kampanii włoskiej zimowo – jesiennej. Jego czołg zostaje trafiony. Wyciągają go. Rana jest lekka. Zasiada do nowego czołgu. Maszeruje szlakiem walk Legionów Polskich Henryka Dąbrowskiego. Marzy o powrocie z ziemi włoskiej do polskiej, co osiągnęli Legioniści. Czy oni też powrócą nad Wisłę i Wartę?...
Ostatni bój w okolicach Bolonii 21 kwietnia. Czołgi jego wspierają żydowską Brygadę Piechoty. W tym dniu kończy też boje cały 11 Korpus Polski, który idzie do obwodów VIII Armii Amerykańskiej. A wkrótce następuje kapitalizacja wojsk niemieckich. Otrzymuje Krzyż Walecznych po raz trzeci.
Wozi ze sobą 8 ckm. Chce je zawieźć do ukochanego Augustowa, aby złożyć je w miejscowym muzeum. W podzięce mieszkańcom miasta za ofiarowane 4 ckm-y, nowiutkie polskie wz 30, w sierpniu 1939 r. przez tamtejsze społeczeństwo. Ckm-y te spisywały się doskonale. Nasz bohater, najlepszy karabinier w całym 1 pułku ułanów zestrzelił niemiecki bombowiec nad Augustowem ze stanowiska ogniowego na wieży ratusza w Augustowie...
Następuje wyjazd do Anglii. I rozterka: powracać, czy pozostać na wychodźtwie?... Napisze mi w liście: "Gdybym znal treść tajnego rozkazu d-cy f Brygady Pancernej Nr 95 (de-mob.) 1945 – z lata 1946 r., to bym powrócił do kraju. Niechby tum zostali politycy, generałowie..." Mam przed sobą pismo następującej treści, napisane w Anglii 23.10.1946 roku, skierowane do oficerów dowódców pododdziałów: "Przypominam zarządzenie Dowódcy Brygady, że kolejność zgłoszeń na repatriację do Polski jest podstawą ogólnej orientacji przy wyznaczaniu żołnierzy na ogólne transporty do kraju. Natomiast jeśli jest pośród zgłoszonych osobnik szkodliwy (politycznie), to należy go wysłać w pierwszej kolejności. W szczególności dotyczy to niektórych starszych podoficerów. Podpis szefa sztabu brygada mjr. dypl. Dowgiałło."
Pod tym dokumentem, który mi przesłał nasz Bohater, widnieje jego odręczny dopisek: "Bo starsi podoficerowie mieli nosaciznę (zakaźna śmiertelna choroba koni – uwaga WK). Tak ich traktowano".

Reklama