Incydent z przeterminowanymi sokami w Jazzvie

Soki w butelkach
fot. czytelnik Klient zamówił sok dla dziecka. Dwa razy dostał przeterminowany. Wyszedł z lokalu, nie płacąc. Co na to restaurator i kelnerka?
istotne.pl 183 sanepid, straż ochrony kolei

Reklama

Zdarzenie miało miejsce w niedzielę 5 marca w restauracji Jazzva. Nasz Czytelnik poszedł tam z kolegą i swoim synkiem. Dla dziecka zamówił frytki i sok. Panowie zaś wzięli po piwie. – Sok był ze styczniową datą spożycia – mówił serwisowi istotne.pl ojciec. – Zaniepokoiło mnie to, że był bardzo mętny. Poprosiłem o wymianę. Dostałem drugi sok, też ze styczniową datą. Zdjęcie pokazuje obie butelki.

– Wiele nie dyskutowałem, zapytałem o szefa. Szefa nie było, więc wyszliśmy – kontynuuje mężczyzna. Obaj panowie wyszli, nie płacąc. Nie ruszyli ani frytek, ani piwa.

– Byłem rozczarowany tą sytuacją – podkreśla Czytelnik. I dodaje, że od razu powiadomił sanepid.

Zapytaliśmy o ten incydent w bolesławieckiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Usłyszeliśmy, że nadajemy sprawie większą rangę, niż ta na to zasługuje.

8 marca wysłaliśmy do właściciela lokalu maila z prośbą o oficjalny komentarz do tego zdarzenia. Do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Udało nam się jednak ustalić, że kontrola sanepidu w Jazzvie nie wykazała żadnych uchybień.

Co Wy na to?

Aktualizacja 2017-03-16 16:46

Daniel Pranić, szef Jazzvy:

Jak dla każdego restauratora, tak i dla nas, zadowolenie gości jest zawsze priorytetem. Nieustannie dążymy do poprawy jakości pracy restauracji, poziomu obsługi i przygotowywanych dań, tak by restauracja Jazzva była chlubą naszego pięknego Bolesławca. Kto miał jakikolwiek kontakt z gastronomią, wie, że prowadzenie restauracji to praca zespołowa, gdzie sukces zależy od wielu czynników i pracy wielu osób. Niestety, mimo ogromu naszej pracy, starań i serca, jakie wkładamy w prowadzenie restauracji, czasami zdarzają się sytuacje, gdy coś idzie nie po naszej myśli – wpadki mniejsze i większe nie są obce nawet topowym światowym restauracjom i najlepszym szefom kuchni – takie życie. Do błędów, które popełniamy, nie boimy się przyznać i za nie przeprosić – kiedy faktycznie mają one miejsce.

Sytuacji opisanej na Państwa portalu nie skomentowaliśmy, ponieważ znając opis zdarzenia przedstawiony przez obsługę restauracji oraz innych gości lokalu – uznaliśmy całe zajście za sprawę małostkową i niewartą poświęcania uwagi i czasu, a reakcję Pana X za mocno przesadzoną.

Kiedy doszło jednak do publikacji tego artykułu, uznaliśmy, że czytelnicy powinni mieć możliwość uzyskania kompletnych informacji oraz pełnego obrazu sytuacji, dlatego poprosiliśmy pracującą tego dnia kelnerkę o to, by opowiedziała, jak wyglądała ta sytuacja.

Ze swojej strony, kończąc, pragnę dodać, że restauracja jako obiekt gastronomiczny znajduje się pod ścisłym nadzorem Państwowej Inspekcji Sanitarnej, a przeprowadzone kontrole (ostatnia 07.03.2017 r.) nigdy nie wykazały magazynowania przeterminowanych napojów.

Kelnerka:

Pracując jako kelnerka, czasami spotykam się z niemiłymi ludźmi, komentarzami. Tym razem w niedzielę w naszej restauracji pojawiło się dwóch Panów wraz z chłopcem. Jeden Pan od samego początku był wobec mnie dość niemiły, uszczypliwy, nie jestem w stanie teraz słowo w słowo napisać, jakich słów używał, ale w każdym razie poczułam się „podrywana” oraz zaczepiana. Wydaje mi się, że mógł być pod wpływem alkoholu.

Po złożeniu zamówienia zaniosłam piwo oraz sok do stolika. Po jakimś czasie jeden z Panów podszedł do baru i wykrzyczał do mnie, że chciałam otruć jego syna przeterminowanym sokiem i pewnie wszystko w tej restauracji jest nieświeże. Przeprosiłam, przyznałam się do błędu, że być może coś z sokiem jest nie tak, i zaproponowałam, że na koszt firmy otworzę nowy, naleję przy Panu, żeby mógł zobaczyć, że jest świeży. Lecz Pan w ogóle nie chciał mnie słuchać, odszedł od baru, usiadł i zaczął robić zdjęcia, po czym do wszystkich gości znajdujących się w restauracji zaczął wykrzykiwać, że mają tu nie przychodzić, że jestem złą kelnerką.

Odeszłam na bok, nigdy wcześniej takowa sytuacja się nie zdarzyła ani mnie, ani w tej restauracji, wiec łzy same leciały mi z oczu. Pan wyszedł, rzucając krzesłem, nie płacąc za nic (za frytki, które zamówił, też nie zapłacił, ponieważ stwierdził, że pewnie też specjalnie dałam mu zepsute), trzasnął drzwiami i wyszedł. Uspokoili mnie klienci będący w środku. Powiedzieli, ze mam się nie martwic, że jeżeli chodzi o sok, Pan pewnie nie doczytał, że mogła to być data produkcji, a mimo wszystko pogratulowali, że przyznałam się do błędu, i [dodali, że] będą tu przychodzić, bo czują się komfortowo i swobodnie.

Reklama