Pan Andrzej: Żona przepracowała w szpitalu 27 lat, nie dali nawet na wieniec

Wieniec
fot. Silar/Wikimedia Commons O sprawie powiadomił nas Czytelnik. „Potraktowano mnie jak śmieć” – skwitował z żalem.
istotne.pl 183 pogrzeb, szpital psychiatryczny

Reklama

W weekend zadzwonił do nas pan Andrzej, mieszkaniec Bolesławca. Jak sam powiedział, „z przykrą sprawą związaną ze szpitalem wojewódzkim”. Pan Andrzej niedawno pochował swoją żonę Zofię. Kobieta zmarła tuż po świętach Bożego Narodzenia. – Zostałem sam – wyznał mężczyzna.

Pani Zofia i pan Andrzej byli małżeństwem przez 53 lata, dostali nawet Medal za Długoletnie Pożycie Małżeńskie, jeszcze od prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Przez kilkanaście lat małżonka bolesławianina ciężko chorowała; miała wylew z pęknięciem tętniaka. Lekarz we wrocławskim szpitalu powiedział panu Andrzejowi, że z tak skomplikowanego przypadku wychodzi może sześć osób na tysiąc.

Pani Zofia wyszła, ale wymagała opieki. Zajął się nią mąż. I zajmował się nią dopóty, dopóki sam nie przeszedł zawału. (Wtedy kobieta trafiła do ośrodka w Chojnowie).

Żona pana Andrzeja przez 27 lat pracowała w pralni w Wojewódzkim Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Bolesławcu. To była ciężka praca, mówi mąż zmarłej; pani Zofia miała kupę roboty. Ręce jej się od tej pracy powykrzywiały. W pewnym momencie musiała przejść na rentę. (Szpital, owszem, pomagał swojej pracownicy, ostatni raz w 2015 roku).

Kiedy małżonka zmarła, pan Andrzej poszedł do wojewódzkiego szpitala z nekrologiem. Miał nadzieję, że placówka jednorazowo mu pomoże finansowo, bo koszty pochówku okazały niemałe. – Chodziło mi o to, żeby mnie trochę podratowali, żeby dali chociaż na wieniec – żali się bolesławianin, który ma niską emeryturę.

Mężczyzna był i u kadrowej, i u dyrektorki. Został odesłany z kwitkiem. Jak twierdzi, usłyszał, że szpital nie ma pieniędzy i że powinien się udać do MOPS-u. – Łeb zwiesiłem i poszedłem – mówi nam 77-latek. – Potraktowano mnie po macoszemu, jak śmieć.

– Gwarantuję, że pan Andrzej nie został potraktowany byle jak – podkreśla w rozmowie z serwisem istotne.pl Janina Hulacka, dyrektorka Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych. – Przyjęłam pana Andrzeja, rozmawiałam z nim i wyjaśniłam, na czym polega cała sytuacja.

Jak tłumaczy J. Hulacka, gdy żona pana Andrzeja była chora, dostawała zapomogi z funduszu socjalnego: – To była nasza wieloletnia emerytka. Na tyle, na ile możemy, pomagamy naszym byłym pracownikom, bo wiemy, że są różne dramaty. Ale zakład nie ma tytułu prawnego, żeby udzielać zapomóg rodzinom zmarłych pracowników.

I dodaje: – To nie wynika z naszej złośliwości. Nie pomogliśmy nie dlatego, że nie chcieliśmy, tylko dlatego, że nie mogliśmy. Inaczej byłoby, gdyby to pan Andrzej był naszym pracownikiem, ale nigdy nim nie był. Współczuję bardzo panu Andrzejowi, ale idąc tym tokiem myślenia, po zapomogę mógłby się do nas zwrócić każdy.

Reklama