Do wypadku doszło pod koniec lipca 2014 roku w jednej z firm działających w strefie ekonomicznej w Wykrotach (gmina Nowogrodziec). Tomasz Skiba z Gierałtowa mieszał farbę w 1000-litrowym zbiorniku. W pewnym momencie doszło do eksplozji.
Co bardzo ważne, biegły sądowy z zakresu BHP stwierdził, że stosowana w firmie „procedura mieszania i rozcieńczania farby w zbiorniku zbiorczym przez dolewanie do niego rozcieńczalnika była nieprawidłowa”, a wykonywanie tych czynności „z poziomu taboretu było rażącym naruszeniem przepisów i zasad bezpieczeństwa i higieny pracy!” Co więcej, biegły uznał, że Tomasz Skiba nie przyczynił się do zaistnienia wypadku. I że winę za to zdarzenie ponosi pracodawca.
Poszkodowany niewiele pamięta z tego dnia. Musiał stracić przytomność. Na pewno zapaliło się na nim ubranie. Niestety, w momencie wypadku był sam w hali. Nikt nie mógł mu pomóc, nikt też nie widział całego zdarzenia od początku do końca.
Mężczyzna najpierw trafił do bolesławieckiego szpitala. Stąd został odesłany do Lwówka Śląskiego. Tam z kolei lekarka załatwiła mu miejsce na oddziale oparzeń ciężkich w Gryficach. Do Jeleniej Góry zabrała go karetka, a stamtąd został przetransportowany helikopterem do gryfickiej placówki. Jak mówi dziś 33-letni mieszkaniec gminy Nowogrodziec, lekarka ze szpitala w Lwówku uratowała mu życie.
W Gryficach spędził dwa miesiące, przez 3 tygodnie był w stanie krytycznym. Przeszedł 5 przeszczepów skóry. Gdy wyszedł ze szpitala, konieczna była natychmiastowa rehabilitacja. Szczęściem w nieszczęściu było to, że jego znajoma jest fizjoterapeutką i zaopiekowała się nim nieodpłatnie.
Kiedy wrócił do domu, przez 3 miesiące był całkowicie zależny od innych; nie mógł się sam ubrać ani umyć. Ale – jak sam podkreśla – jest uparty, więc choć jest praworęczny, nauczył się chociażby jeść lewą ręką.
Zresztą teraz jest nieco lepiej, ale nadal ma częste przykurcze. Brakuje mu skóry na klatce piersiowej. Z tego powodu musi chodzić zgarbiony, bo inaczej źle mu się oddycha. (Drogi oddechowe też uległy poparzeniu w wyniku wypadku). Jest orzeczenie: 60-procentowy uszczerbek na zdrowiu. Efekt? Problem ze znalezieniem pracy. Bo ta fizyczna w tym momencie – z przyczyn oczywistych – jest po prostu wykluczona.
Sprawą Tomasza Skiby zajął się Zbigniew Zawada, właściciel bolesławieckiego Biura Ronin. Skutek? Prawomocny wyrok sądu apelacyjnego i wysokie odszkodowanie dla poszkodowanego. Którego ten ostatni do tej pory nie zobaczył.
– Pracodawca ma prawomocny wyrok, na mocy którego ma obowiązek zrealizować świadczenie na rzecz Tomasza Skiby – mówi serwisowi istotne.pl Zbigniew Zawada. – W procesie uczestniczył również pełnomocnik ubezpieczyciela pracodawcy. W tej chwili pracodawca nie realizuje wyroku, a firma ubezpieczeniowa uważa, że to pracodawca ma zapłacić, a oni mu zwrócą pieniądze.
Pan Tomasz czeka już drugi miesiąc na odszkodowanie. Chodzi o łączną kwotę ok. 200 tys. zł. – Pracodawca ukrył pieniądze ze swoich kont, komornik poszukuje majątku – wylicza pełnomocnik poszkodowanego. – Państwo bierze pieniądze od pracodawcy, w formie np. podatków, ale nie potrafi wyegzekwować wyroku.
Zdaniem właściciela Biura Ronin, mamy tu do czynienia i ze „złą wolą pracodawcy”, i z „tradycyjnym cwaniactwem firmy ubezpieczeniowej”, która twierdzi, że nie jest stroną w tej sprawie, lecz tzw. interwenientem ubocznym. Zbigniew Zawada zapowiada złożenia pisma do prokuratury.
Co istotne, wspomniane przedsiębiorstwo nadal świetnie prosperuje; nie jest tak, że firma znajduje się na skraju bankructwa. Niemiecki właściciel ma również kilka zakładów w swoim ojczystym kraju. A i ten w gminie Nowogrodziec nie narzeka na brak zamówień.
Sam poszkodowany dodaje, że stał się kłębkiem nerwów. I że chce, aby ten koszmar wreszcie się skończył.
Do tematu wrócimy.