Dlaczego nas zalało w noc nawałnicy?

Krata studzienki kanalizacyjnej
fot. sxc.hu W nocy z 29 na 30 lipca przez Bolesławiec przeszła nawałnica. Przez półtorej godziny z nieba spadło 79,2 mm wody. To rekord. Nigdy wcześniej nie notowano u nas tak dużych opadów.
istotne.pl 0 pogoda, pwik bolesławiec

Reklama

Tego lata dwie groźne nawałnice przeszły przez gminę i miasto Bolesławiec. Pierwsza 25 czerwca, druga w nocy z 29 na 30 lipca. Obie spowodowały zalania. Podczas drugiej nawałnicy na metr kwadratowy spadło 80 litrów wody.

Problem polegał na tym, że kanalizacja zaprojektowana jest według ogólnie przyjętych standardów i może przyjąć tak wysokie opady najdłużej przez 15 minut. W noc nawałnicy obfite opady trwały półtorej godziny.

– Żadna kanalizacja na świecie nie jest w stanie przyjąć tyle wody – tłumaczy Grzegorz Kozłowski, dyrektor ds. technicznych z PWiK. – I tak mieliśmy szczęście, bo apogeum nawałnicy było w Leśnej. Tam zostało zalane całe miasto wraz z ujęciami wody i oczyszczalnią. Długi czas te obiekty były niesprawne – dodaje dyrektor.

Spółka PWiK jest odpowiedzialna za usuwanie zalań z kanalizacji. Zalania z innych źródeł usuwa Państwowa Straż Pożarna. W feralną noc wysłano z PWiK wszystkie siły do usuwania zgłoszonych zalań.

– Cały dostępny sprzęt ruszył na miasto – mówi Józef Król. – Po akcji mieliśmy kilka głosów z podziękowaniami za szybką reakcję i przybycie na miejsce. Po ulewach badaliśmy też przyczyny zalań, doradzaliśmy osobom zalanym, jak zabezpieczyć się na przyszłość przed szkodami. Najłatwiejszym i skutecznym sposobem jest w tym wypadku montaż klap zwrotnych – dodaje Król.

Oprócz ekstremalnych opadów, wcześniej nie notowanych na naszych terenach, powodów zalania poza miastem należy szukać w braku gospodarzy rowów melioracyjnych.

– Wiele z rowów zostało zasypanych lub zabetonowanych – mówi Józef Król. – Nikt ich nie zabezpiecza, przy takich ulewach woda nie ma którędy spłynąć. To przykład m.in. ulicy Ceramicznej zalewanej od strony pól. Odrębny problem to sieć kanalizacji na terenie gminy, która została zaprojektowana i wykonana tylko jako kanalizacja sanitarna. Jeśli ktoś nielegalnie podepnie do niej ujęcie wody z dachu lub ratując się przed zalaniem po prostu otworzy klapę studzienki, wtedy nieszczęście gotowe. Taką sytuację mieliśmy podczas opadów 25 czerwca w Łące. Groziło to wtedy zalaniem przepompowni ścieków. Za nielegalne podpięcia do kanalizacji grożą wysokie kary do 10 tysięcy złotych z karą więzienia włącznie. Systematycznie prowadzimy kontrole w tym zakresie, a po ostatnich wydarzeniach będziemy zmuszeni zgłaszać to na policję – dodaje prezes PWiK.

Na terenie miasta sytuacja jest inna, tu można odprowadzać do kanalizacji wody opadowe z dachów czy placów. System kanalizacyjny umożliwia ich odbiór, oczywiście z wyjątkiem tak skrajnych przypadków jak opady w nocy z 29 na 30 lipca.

– Warto przy tej okazji wspomnieć, że sieć kanalizacyjna jest technicznie sprawna, systematycznie kontrolowana i w razie potrzeb czyszczona – mówi Grzegorz Kozłowski. – Problemem natomiast są wpusty uliczne, popularnie zwane studzienkami, za które odpowiadają zarządcy dróg. Wpusty powinny być systematycznie czyszczone i utrzymane w ciągłej drożności. Nasza spółka ma umowę w tym zakresie ze Starostwem ale z klauzulą, że wpusty czyścimy na wskazanie, niestety w większości przypadków po całkowitym zamuleniu piaskiem i żwirem. Najlepiej gdyby były czyszczone dwa razy w roku – dodaje dyrektor.

(informacja: ii)

Reklama