Znamy laureatów powiatowego konkursu ortograficznego

Logo Powiatowego Centrum Edukacji i Kształcenia Kadr
fot. internet W swoich kategoriach zwyciężyli: Michał Surowiecki, Miłosz Zarzycki oraz Julia Fulczyńska i Marika Zdunek.
istotne.pl 0 konkurs, edukacja, ortografia

Reklama

X Powiatowy Turniej Ortograficzny „10 lat Unii Europejskiej”, zorganizowany przez bolesławieckie Powiatowe Centrum Edukacji i Kształcenia Kadr, za nami. W kategorii uczniów klas III szkół podstawowych najlepszy okazał się Michał Surowiecki z SP nr 1. Drugie miejsce zajął Konrad Andruchów z SP nr 4. Na trzeciej pozycji uplasował się Aksel Kawczyński z SP w Gromadce. Wyróżnienia przypadły: Julii Janeczko (SP nr 1), Mai Parejko (PSP Oxpress), Laurze Smosznej (SP nr 4), Szymonowi Krysie (SP w Gromadce), Paulinie Parobczak (SP w Osiecznicy), Nadii Maziarz (SP nr 5), Julii Nowackiej (SP w Bożejowicach) i Katarzynie Widomskiej (SP w Parowej).

fot. gerard
fot. Krystyna Raszka
fot. Krystyna Raszka
fot. Krystyna Raszka

Spośród uczniów klas IV-VI szkół podstawowych dyktando najlepiej napisał Miłosz Zarzycki z SP nr 4. Drugie miejsce zajęła Kaja Szylar (SP nr 4), a trzecie – Magdalena Kiedel (SP nr 1). Wyróżnienia otrzymali: Joanna Goliszewska (SP w Gromadce), Magdalena Wilk (SP w Brzeźniku), Jakub Sułkowski (SP w Świętoszowie), Magdalena Sudół (SP w Tomisławiu), Jakub Nieradka (SP w Nowogrodźcu), Dominika Kwinta (SP nr 3), Zofia Juda (SP nr 3), Paweł Wielogórski (SP w Nowogrodźcu), Karolina Paluszek (SP w Gromadce), Daria Wyrębska (SP w Brzeźniku) i Katarzyna Rozmus (SP nr 1).

W kategorii klas I-III gimnazjów zwyciężyły Julia Fulczyńska (GS nr 4) i Marika Zdunek (GS nr 2). Drugą nagrodę zdobył Adam Ranosz (GS nr 2). Trzecie miejsce zaś zajęły: Ewelina Dubiel z GS nr 2 i Oliwia Gurtatowska z Gimnazjum w Nowogrodźcu. Jury wyróżniło też: Julię Babijczuk (I PG), Paulinę Owerko (GS nr 4), Klaudię Kotwicę (GS nr 3), Paulinę Dziwir (Gimnazjum w Świętoszowie) i Aleksandrę Wagner (GS nr 4).

Autorką tekstów, które prezentujemy poniżej – może nasi Czytelnicy zechcą się z nimi zmierzyć? – jest Krystyna Raszka, doradczyni merytoryczna języka polskiego i pomysłodawczyni konkursu.

  • tekst dla uczniów III klasy szkoły podstawowej

Krzyś i Małgorzatka przygotowują się do konkursu o Unii Europejskiej. Wkuwają na pamięć nazwy stolic państw, które leżą w Europie. Rozłożyli przed sobą dużą mapę. Z uwagą przyglądają się dziwnym kształtom, które informują o powierzchni różnych krajów. Ten bucik z długą cholewką to Włochy. Na zachodzie ukośnie leżąca poszarpana koszulka to Hiszpania, jej mieszkańców nazywamy Hiszpanami. Wiedzą już, że stolicą Francji jest Paryż, a jego mieszkańcy nazywają się paryżanami. Krzysztof błądził palcem po mapie i marzył, że może kiedyś pojedzie do słonecznej Hiszpanii i obejrzy słynne walki byków na stadionie w Madrycie. Małgorzata pochwaliła się, że rodzice planują podróż do Holandii. W Amsterdamie wypożyczą rowery, gdyż Holendrzy zbudowali aż piętnaście tysięcy kilometrów ścieżek rowerowych. Palce obydwojga równocześnie zatrzymały się na niewielkim kraju, upstrzonym wieloma niedużymi wysepkami. Uważnie odczytali napis, który biegł w poprzek – Dania. To państwo jest ojczyzną Andersena. Tutaj powstały klocki Lego. Wojaże palcem po mapie też mogą być ciekawe.

  • tekst dla uczniów klas IV-VI

Ależ to było wydarzenie! Każdy z uczestników zapamięta je na pewno do końca życia. Można by przypuszczać, że świętowaliśmy jakąś ważną rocznicę, czyjś ślub lub chrzciny. Wyjaśniam krótko i rzeczowo. W tym roku mija dziesięć lat od naszej matury.

1 kwietnia wszystkie nasze drogi i dróżki prowadziły do Bolesławca. Bo nie każdy z nas znalazł tu przystań życiową. Unia otworzyła przed nami szeroko drzwi i dała wiele możliwości.

Już pół godziny przed ustaloną porą pojawiło się trzech panów. Marek poprzedniego dnia przyleciał z Anglii. Krzysztof wspólnie z całą rodzinką przyjechał z Hiszpanii. A Jacek, u którego zatrzymał się Krzyś z familią, wynajął salę i pełnił rolę gospodarza. Przy bufecie krzątały się dwie panie. Chociaż wszystko było starannie ułożone, przestawiały talerze i półmiski z przekąskami. Na pierwszy rzut oka wyglądały na nastolatki. Niestety, wkrótce stuknie im trzydziestka. Przy wejściu stanął Błażej, słynny obieżyświat, który przemierzył Europę od Skandynawii po Grecję, od Wysp Kanaryjskich po wschodnie rubieże Unii Europejskiej. Jego mrzonki o podróżach przekształciły się najpierw w marzenia, później zaś stały się rzeczywistością. Tuż za nim ujrzeliśmy Grzegorza z żoną Francuzką i Katarzynę z mężem Irlandczykiem. Rzutki zawsze Jerzy i teraz przechytrzył wszystkich. Przygotował zgaduj-zgadulę o dawnych czasach. Zwyciężyła Bożenka, która na dobre zakorzeniła się w Bolesławcu i wciąż mieszka przy ulicy Staroszkolnej. Ledwie zdążyła wybić dwudziesta, gdy w drzwiach stanął długobrody jegomość w przykrótkim, unurzanym w błocie płaszczyku, po którym spływały strużki wody, bo w międzyczasie na zewnątrz rozpadał się rzęsisty deszcz. Jego przyprószone siwizną włosy świadczyły o nadmiarze przeżyć i wrażeń. Przekrzykując się, próbowaliśmy zgadnąć, któż to mógłby jeszcze przybyć. Zaraz okaże się, czy to Jędrzej z Danii, czy Hieronim z Paryża. Cóż, czekała nie tylko mnie przeolbrzymia niespodzianka. Najpierw podstarzała młodzież ujrzała ogorzałą kobiecą twarz. Później spod palta wyjrzała bladoróżowa minispódniczka. Ach, to nasza Marzena, dwudziestodziewięcioletnia matka dwójki brzdąców i przez ostatnie trzy lata liceum przewodnicząca samorządu.

To naprawdę nie było ani nużące, ani przydługie spotkanie.

  • tekst dla uczniów gimnazjów

Półoficjalny minireportaż z podejrzanego spotkania

Mówiąc pół żartem, pół serio, można stwierdzić, że było to ważne nie tylko dla nas spotkanie. Przecież w tym roku mija zarówno dziesięć lat od naszej matury, tyleż samo od wstąpienia naszego kraju do Unii Europejskiej.

Jakaż to była niespodzianka, gdy każdy z naszej paczki otrzymał tajemniczy SMS: „Rześcy dwudziestodziewięciolatkowie, żaden przekręt, czeka nas powrót do źródeł. Zbiórka arcyszanownych absolwentów bolesławieckiego ogólniaka, rocznik 2004. Zjazd tuż-tuż, czyli 1 kwietnia, godziny wczesnoranne. Miejsce spotkania: Paryż, Pola Marsowe niedaleko Wieży Eiffla, na ławeczkach stojących wzdłuż szpaleru platanów.”

Huragan myśli zaczął harcować wśród zwojów nerwowych mojej mózgownicy. Naprawdę spotkamy się wkrótce? Wielokroć planowaliśmy taki zjazd. A to po roku, a toż w pięciolecie od opuszczenia murów naszej Alma Mater. Któż mógł przypuszczać, że już niedługo naukowe chluby LO, hardzi huncwoci, rozwydrzone feministki, czyli hałaśliwe towarzystwo czwartej „a” przybieży, przyleci, przydrepce, by wziąć udział w prywatnym minimitingu.

Bladoróżowym świtem, pod starodrzewem, w pobliżu przystanku linii sześćdziesiąt dziewięć można było zauważyć grupkę na pół fantastycznie, na pół realistycznie nietuzinkowo przyodzianych nie najzamożniejszych przyjezdnych. Wśród nich wyróżniała się supermodnisia w kupionej prawdopodobnie za półdarmo na wyprzedaży spódniczce w czarno-czerwoną kratę i jasnopopielatych trzewiczkach z niby-skórki. To nierzadki widok, więc towarzystwo nie wzbudzało żadnego zainteresowania przechodniów. Wszyscy truchtem podążali ku żelaznemu symbolowi stolicy Francji, by zdążyć przed hałastrą turystów i jak najszybciej wjechać szybkobieżną windą na najwyższy poziom. Znienacka zatrzymali się przed półleżącym na ławce, na którego widok zrzedły im miny.

– Toż to Jędrek! – wykrzyknęli równocześnie.

– Czyżby niedomagał? – zapytał przerażony średniowysoki blondyn w żółtoburej bluzie.

– Ależ nie, czuję się nadzwyczaj dobrze – poważnie odezwał się Jędrzej i uważnie przyjrzał się stojącym wokół niego. – Rozpoznaję Błażeja z Anglii, Krzysztofa z Irlandii, Grześka i jego żonę Holenderkę z Hagi. Lecz któraż to z naszych koleżanek? Do tego uśmiecha się na wpół drwiąco.

– Nie bądźże taki niedomyślny – żachnęła się Żaneta. – Pamięć dziurawa jak rzeszoto nie przynosi ci chluby – dodała.

Niewiele brakowałoby, by doszło do handryczenia się, kłótni, później do wykorzystania najróżnorodniejszych środków perswazji. Zażegnano jednak nieporozumienie i całe towarzystwo w okamgnieniu zamilkło na dłuższą chwilę. Wszyscy spojrzeli ku przystrzyżonemu bukszpanowemu żywopłotowi. Stały tam trzy osoby ze sczerniałymi wielowiekowymi rowerami załadowanymi bagażami. Bez trudu, wytężając wzrok, rozpoznaliśmy Marcelego z żoną pół-Francuzką pół-Włoszką i żądnego zawsze wielu wrażeń Hieronima, który kiedyś zauważył, że udany zjazd zależy w dużej mierze od poczucia przynależności do koleżeńskiej wspólnoty. Młodzieżowe figle-migle czas zacząć.

Hołubiony przez ekslicealistów ich rzecznik – domorosły dziennikarz Ambroży W.

(informacja: PCEiKK Bolesławiec/ii)

Reklama