materiał promocyjny

Restauracja Rycerska: Magiczny bal maskowy z występem iluzjonisty Romana Słomki

Bal Maskowy w Restauracji Rycerska
fot. Restauracja Rycerska Już 23 lutego, w Restauracji Rycerska we Lwówku Śląskim, odbędzie się wyjątkowy Bal Maskowy. Główną atrakcją sobotniego balu będzie występ rewelacyjnego iluzjonisty Romana Słomki.
istotne.pl 4 bal, restauracja rycerska

Reklama

Trwa karnawał, czas dobrej zabawy i relaksu. Kultowa Restauracja Rycerska we Lwówku Śląskim (w Ratuszu) zaprasza Państwa na Magiczny Bal Maskowy, który odbędzie się w sobotę (23 lutego). Dlaczego bal będzie magiczny? Sprawi to występ niesamowitego iluzjonisty, półfinalisty programu Mam Talent – Romana Słomki. Nie możecie tego przegapić. Koszt to jedynie 130 zł za osobę. Obejmuje bogate i smaczne menu. Muzyczną oprawę balu zapewni zespół Revers. Więcej informacji i rezerwacje pod numerem telefonu: 605 455 810.

Zobaczcie jak Roman Słomka oczarował jurorów w Mam Talent!

Trochę historii

Bale maskowe w Rycerskiej

Nie od dziś wiadomo, że lwówecka Restauracja Rycerska cieszyła się niegdyś wielkim zainteresowaniem mieszkańców lwiego grodu i okolic. Po dziś, bowiem dzień możemy usłyszeć legendy jakoby „pod rycerza” zajeżdżała taksówka z drugiego końca województwa z gośćmi poszukującymi „lwóweckiego specyficznego klimatu”. Przyjeżdżali dla renomy, obsługi czy orkiestry, jaka przy odpowiedniej opłacie wygrywała żądany utwór z dedykacją. Ileż to było uciechy, gdy kochający Ryszard składał życzenia z piosenką dla kochanej Grażynki. Dla mnie osobiście restauracja Rycerska kojarzyć się zawsze będzie z wiszącymi na ścianach halabardami , moją babcia Bronią, która pracowała tam, jako szatniarka oraz bitą śmietaną z rodzynkami posypaną kakao, którą to pałaszowałem zawsze ze smakiem.

Restauracja Rycerska we Lwówku ŚląskimRestauracja Rycerska we Lwówku Śląskimfot. fotopolska.pl

Co ciekawe z miejscem tym związanych jest kilka naszych rodzinnych anegdot, jedną z nich jest to, że właśnie w Rycerskiej poznali się moi rodzice. Mama byłą kelnerką a potem kierowniczką sali, ojciec natomiast był basistą w orkiestrze restauracyjnej. Potem ich drogi się rozeszły. Paręnaście lat później w tej samej restauracji pracował mój ojczym, który był tam kelnerem, a z uwagi na dość rozbudowaną sylwetkę angażowano go również, jako bramkarza, ochroniarza wpuszczającego za opłatą gości do restauracji. Jako mały chłopak usypiałem przy dźwiękach oplatających cały lwówecki rynek, a dobiegających z sali restauracyjnej. Wtedy to poznawałem ówczesne hity parkietów dochodzące do mieszkania babci Broni przy ratuszu. Z relacji mojej mamy wiem, że dancingi te odbywały się od 20:00 do 2:00 a nawet czasem do 3:00 nad ranem, w zależności od tego jak oraz jacy goście się bawią na Sali. Bywało, że na zabawy do rycerza przybywali goście z Wrocławia, Legnicy a nawet z dalszych rejonów Polski. Taksówkarze siadali przy barze racząc się zamówionym mięsiwem z frytkami i sącząc z umiarem jedno symboliczne lwóweckie ratuszowe. Natomiast przywiezieni z daleka goście raczyli się wszelakim dostępnym dobrem procentowym stając się „królami lwóweckich parkietów”.

Owe dancingi odbywały się w soboty oraz w niedziele. Przybyłym gościom podawano zazwyczaj zestawy w postaci: flaczki, kotlet schabowy ziemniaki plus zestaw surówek, frytki plus kotlet, placek po węgiersku, pierogi, naleśniki, placki ziemniaczane.  W niedziele dużym powodzeniem cieszyły się kremówki z truskawkami podawane w szklanych pucharach, na które to przychodziły rodziny po mszy wracając z kościoła. Często też sobotni goście przychodzili na niedzielny posiłek racząc się rosołem lub kurczakiem pieczonym z frytkami i zestawem surówek. Był to tzw. „niedzielny zestaw ratunkowy na kaca”. Lwóweckie dancingi przechodziły do historii z uwagi na liczne anegdoty i niecodzienne zachowania różnych gości. Były bijatyki, były liczne zdrady i akty zazdrości, był striptiz i wspólna radość z narodzin dziecka. Były też wizyty MO przybywającej po niepokornych gości czujących rozpierającą wewnętrzną siłę oraz samouwielbienie. Bywali też i tacy, co nie mając prawa jazdy nabywali pojazd wygrany w karty. Byli tacy, którzy przy stoliku przegrywali w karty krowę. Byli poszukiwacze przygód, poszukiwacze wrażeń oraz smakosze wytrawnych trunków zawsze pod śledzika. Pani Władziu śledzik raz!! Słychać było w oddali. Barmanką była p. Jasia z Milikowa, kobieta o nietuzinkowej urodzie i karnacji oraz ww. p. Władzia.

Oprócz dancingów coroczną tradycją były bale zakładowe organizowane przez poszczególne lwóweckie zakłady pracy. Były bale pielęgniarek i służby zdrowia, były zabawy pracowników browaru oraz fabryki fabryk w Rakowicach. Odbywały się okazałe Barbórki górników z Niwnic, zostawiających sute napiwki. Jednak największym zainteresowaniem cieszyły się Bale Karnawałowe, na które to przybywało wielu lwówczan poprzebieranych za rozmaite postaci. Najczęściej po stronie męskiej byli to np.: marynarze, żołnierze, muszkieterowie, klauni, milicjanci, lekarze, myśliwi. fryzjerzy z nożycami, kolejarze itp. Znany jest fakt jak jeden mężczyzna przybył na zabawę ze strzelbą, dopiero pod koniec imprezy okazało się, że owa broń tak naprawdę była prawdziwa. Inny z kolei przybył w mundurze milicjanta, pod koniec imprezy okazał się być mało kulturalny, co spowodowało wezwanie milicji. Jakież było zdziwienie personelu jak po wylegitymowaniu obywatela okazało się, że to prawdziwy milicjant z sąsiedniego rewiru… Restauracja rycerska napędzała zarobek wielu obywatelom. Jedną z grup uprzywilejowanych byli taksówkarze, którzy tylko czekali na koniec dancingów i możliwość fajnego zarobku „urobionych delikwentów” lub pragnących zaimponować damom swego serca szczodrym panom „każącym się wieźć po okolicy”… a licznik bił cały czas bez względu na ilość wypijanego szampana czy wody ognistej.

Do zabawy na sali zawsze zagrzewał wodzirej spełniający nawet najbardziej wyszukane gusta muzyczne przybyłych gości. Największym zainteresowaniem cieszyły się hity takich zespołów jak Niebiesko Czarni, Skaldowie, Filipinki, Paul Anka czy Marino-Marini – Nie Płacz Kiedy Odjadę. Panie przybywały poprzebierane za księżniczki, hrabianki, służki i zwierzęta (kot, pantera, zebra) . Lwówecka sala jakby mogła mówić zapewne byłaby powodem niejednego rozwodu. Była też jednak miejscem gdzie poznawały się pary i rodziły prawdziwe miłości, których to owoce chadzają obok ratusza nie znając burzliwej prawdy o młodości swych rodziców. Lwówecka sala była miejscem rodzinnych spotkań, świętowania wesel, komunii, ale i ostatnich pożegnań. Dla mnie jednak zawsze pozostanie miejscem gdzie za długa drewnianą ladą siedzi babcia Bronia pomiędzy kurtkami i płaszczami bawiących się na Sali ludzi. Z bocznej sali wydobywa się głos mojej mamy pytający: – „głodny jesteś, zjadłbyś bitą śmietankę?”.

Autorem tekstu jest Przemysław Popławski. Artykuł możecie przeczytać na portalu infolwowek24.pl

Reklama