Pancerniak Bartłomiej Nowakowski pomógł ciężko rannemu w wypadku

Pancerniak Bartłomiej Nowakowski pomógł ciężko rannemu w wypadku
fot. kpt. Katarzyna Sawicka „Nie zrobiłem nic nadzwyczajnego. Ja po prostu zachowałem się tak, jak powinienem” – mówi młodszy chorąży Bartłomiej Nowakowski, żołnierz 10 Brygady Kawalerii Pancernej.
istotne.pl 183 wojsko, 10bkpanc, wypadek

Reklama

Była środa, 6 marca 2019 roku. Dzień jak co dzień. Z kierunku Szprotawy do Świętoszowa jak zwykle o tej godzinie jechało dużo samochodów. Między godziną szóstą a siódmą rano większość z przemierzających tę drogę stanowią żołnierze, którzy udają się, aby rozpocząć kolejny dzień służby.

Środowy poranek nie różnił się znacznie od pozostałych w tym tygodniu, poza jednym szczegółem. Temperatura spadła do około zera stopni Celsjusza. Niby nic nie było widać, a jednak śliska nawierzchnia stanowiła zagrożenie dla poruszających się pojazdów.

– Wjeżdżaliśmy do Pruszkowa od strony Szprotawy. Minęliśmy właśnie tabliczkę „teren zabudowany”, gdy przed sobą zobaczyłem sznur stojących samochodów. Pomyślałem, że najprawdopodobniej coś się stało i bez chwili zawahania pobiegłem w stronę pierwszego auta – wspomina żołnierz 1 batalionu czołgów młodszy chorąży Bartłomiej Nowakowski.

Czołowo zderzyły się dwa samochody. Kierowca jednego z nich nie odniósł poważniejszych obrażeń, znajdował się już przed pojazdem i chodził o własnych siłach. Tyle szczęścia nie miał niestety kierujący drugim autem. Nadal pozostawał wewnątrz pojazdu.

Pancerniak:

Na miejscu zdarzenia zaskoczył mnie fakt, że tak naprawdę nikt nie starał się pomóc temu uwięzionemu w samochodzie chłopakowi. Chłopak został sam. Każdy stał i patrzył się, nie robiąc nic. Dowiedziałem się tylko, że ktoś zadzwonił po pogotowie – to była jedyna pomoc ze strony obserwujących sytuację ludzi.

Podszedłem do samochodu, w którym nadal znajdował się kierowca. Na głowie miał rozcięcie, z którego sączyła się strużka krwi. Krew leciała mu także z nosa. Na szczęście był przytomny. Nie dało się zbadać tego chłopaka i ocenić obrażeń, ponieważ był on wciśnięty w fotel.

To, co od razu przykuło moją uwagę, to były jego nogi. Chłopak miał połamane rzepki, kolana były nienaturalnie zdeformowane. Nóg nie można było wyprostować, bo stawy kolanowe były zablokowane.

Pomogłem mu na początku przede wszystkim poprzez rozmowę i uspakajanie go. Zacząłem mu mówić, żeby ze mną rozmawiał, starałem się oderwać go całkowicie od tego, co się stało, od wypadku. Ponadto, aby ulżyć mu w bólu, podtrzymywałem mu nogi, które wisiały bezwładnie zaklinowane między kierownicą a fotelem. To rzeczywiście przyniosło ulgę i chłopak przestał krzyczeć z bólu. Starałem się utrzymać go w tej pozycji, aż do przyjazdu karetki i straży.

Z silnika rozbitego samochodu zaczęły wydobywać się iskry i odgłosy syczenia. Chorąży Nowakowski polecił kilku osobom, aby spróbowały odłączyć akumulator, podczas gdy sam nie odchodził od rannego kierowcy. Po chwili na miejsce zdarzenia dotarło pogotowie i straż pożarna.

Mundurowy:

Jak na miejsce przyjechało pogotowie, to ja współpracowałem z nimi. Dobrze znałem tych chłopaków, ponieważ często spotykamy się na dyżurach. Ratownik się wkuwał, ja podawałem w tym czasie leki przeciwbólowe. Oni przygotowywali deskę, a strażacy wycinali dach, żeby można było wydobyć uwięzionego w aucie chłopaka. W takich sytuacjach trzeba postępować bardzo ostrożnie, ponieważ nigdy nie wiadomo, czy kręgosłup nie jest uszkodzony.

Podoficer, razem z pozostałymi ratownikami medycznymi, został przy rannym aż do momentu zabrania go przez śmigłowiec do szpitala w Zielonej Górze.

Młodszy chorąży Bartłomiej Nowakowski żołnierzem 10 Brygady Kawalerii Pancernej jest od 2016 roku. Obecnie służy w 1 batalionie czołgów jako Instruktor OPBMR (Obrony Przed Bronią Masowego Rażenia).

Wywiad z bohaterem można przeczytać na stronie 10 Brygady Kawalerii Pancernej.

Reklama