Pociski nadlatywały ze wschodu

Leon Dąbrowski
fot. istotne.pl Wywiad z uczestnikiem Powstania Warszawskiego Leonem Dąbrowskim
istotne.pl 0 wojna, powstanie warszawskie

Reklama

Rozmowa z Leonem Dąbrowskim, mieszkańcem Bolesławca, kombatantem, uczestnikiem Powstania Warszawskiego.

Boleslawiec.org: Czy Warszawa to pana rodzinne miasto?

Leon Dąbrowski: Urodziłem się w Grabowie nad Pilicą, w 1925 roku. Miałem półtora roku, jak zmarła matka. Ojciec zmarł, kiedy miałem lat dziewięć. Wychowywała mnie rodzina. Tak znalazłem się w Warszawie.

B.org: Ile miał pan lat, gdy rozpoczęła się wojna?

L.D.: W 1939 miałem czternaście lat. Chodziłem do szkoły. Kiedy wybuchła wojna, byłem w Warszawie. Widząc co się dzieje, widząc łapanki i prześladowania, młodzież zaczęła się organizować. Wstąpiłem wtedy do Oddziału Kilińskiego.

B.org: To był oddział ochotników.

L.D.:Tak. Wszyscy to byli ochotnicy. Nikt nikogo nie zmuszał. Nasza organizacja dostała zadanie ochraniania budynku poczty głównej. To zadanie wykonywałem około miesiąca, a potem nas przenieśli na ulicę Grzybowską, gdzie był szpital.

B.org: Czy powstanie zaskoczyło warszawiaków?

L.D.: Mieszkańcy spodziewali się powstania. Sam moment, w którym miał paść rozkaz, był utrzymywany jednak w tajemnicy. To była konspiracja i nie można było tego rozgłaszać.

B.org: Jak wspomina pan początek powstania?

L.D.: Było słonecznie i bardzo ciepło, gorąco. Mało jedzenia i problemy z wodą. Ciężko było. Mieliśmy mało broni. Część pochodziła z konspiracji, czasem odbierana była Niemcom. Alianci robili zrzuty, ale dużo ich przechwycili Niemcy, bo niektóre części miasta były całkowicie zajęte przez Niemców. Liczyliśmy na pomoc z zachodu, a zostawili nas samych.

B.org: Ze wschodu też nie nadeszła pomoc.

L.D.:Pamiętam takie zajście w miejscu dzisiejszego Placu Powstańców Warszawy. Tam był wysoki budynek szesnastopiętrowy, nazywano go "drapaczem chmur". Niemcy postawili na nim wieżę obserwacyjną. Kiedy powstańcy zdobyli ten budynek, wywiesili polską flagę. Wielu powstańców widziało pociski wystrzeliwane w kierunku tej flagi. Pociski nadlatywały zza Wisły, z kierunku Warszawa-Praga, a tam stacjonowali żołnierze radzieccy...

B.org: Co utkwiło panu w pamięci?

L.D.: To, że w powstaniu uczestniczyły dzieci. Nawet dwunastolatkowie roznosili informacje. Pamiętam też, jak stałem na warcie w piwnicy. Usłyszałem jakiś szmer i odchyliłem głowę zobaczyć, co się dzieje. Padł strzał prosto w to miejsce, gdzie miałem głowę. Miałem wtedy dużo szczęścia.

B.org: Walki trwały dwa miesiące, zanim powstanie upadło.

L.D.: Wszyscy myśleli, że powstanie będzie trwało przez kilka dni, a broniliśmy się aż sześćdziesiąt trzy dni. Najgorszy dla nas był moment kapitulacji. Poddawanie się i zdawanie broni. Niemcy stali, a myśmy byli rozgoryczeni.

B.org: Co wtedy stało się z panem?

L.D.:Trafiliśmy do obozu jenieckiego. Niemcy eskortowali nas do Ożarowa, gdzie nocowaliśmy. Potem przetransportowali nas do obozu w Langsdorf, czyli Łambinowicach na terenie byłego województwa opolskiego. Później nas przerzucili do obozu w głąb Niemiec. Tam był obóz wielonarodowy. Wyzwolili nas Amerykanie w kwietniu 1945 roku. Pamiętam, że Amerykanie byli przyjaźnie nastawieni do Polaków.

B.org: Od pewnego czasu trwa dyskusja, czy Powstanie Warszawskie było w ogóle potrzebne.

L.D.: Czy to powstanie było potrzebne? Ja się zgadzam, tak jak mówią niektórzy, że nie było potrzebne. Ale czy ta druga wojna była potrzebna? A te rewolucje były potrzebne? Powstania wielkopolskie, śląskie i tak dalej? Myśmy byli gnębieni na każdym kroku. Kiedy szedł żandarm, człowiek bał się i uciekał żeby się z nim nie spotkać. Myśmy byli młodzi, walczyliśmy ze względu na tego wroga.

B.org: Dziękuję za rozmowę.

Marcin Zabawa

Reklama