Nowa książka Jacka Pałki trafi do księgarń

Jacek Pałka w domu
fot. b.org Publikujemy wywiad z autorem książki
istotne.pl 0 literatura, jacek pałka

Reklama

„Bazylek daje sobie radę”, druga część zapisków, to drukowana wersja bloga (internetowego pamiętnika), prowadzonego od dwóch lat przez Jacka Pałkę. Autor ukończył filozofię na Uniwersytecie Śląskim, przez wiele lat był dziennikarzem. Obecnie pracuje jako nauczyciel angielskiego.

Boleslawiec.org: Jak rozszedł się pierwszy nakład?

Jacek Pałka: Trudno wyczuć. Urwał mi się kontakt z pierwszym wydawcą. na pewno ukazało się 3500 książek. Bardzo możliwe, że był dodruk. Wydaje mi się, że to sporo, jeśli chodzi o taką raczkującą polską prozę.

B.org: Pisze Pan o życiu z synem. Jak reagują czytelnicy na wasze przygody? Na blogu często pojawiają się opinie, że powinien Pan tak a tak wychowywać swoje dziecko...

JP: Bo każdy wie lepiej. Te ksiązki to taka komedyjka. Ja się nie zastanawiałem nigdy, czy są to rady, które pójdą pod strzechy. Podzieliłem moich czytelników na dwie grupy. Stroskane mateczki mają mi za złe, że pozwoliłem się wykąpać dziecku w wodospadzie, a przecież mogły go porwać fale i roztrzaskać o skały. Mają mi za złe, że pobłażam, że rozpieszczam, że bezeceństwa opowiadam o "dziarach". Stroskane mateczki wiedzą lepiej. Z drugiej zaś strony jest dosyć liczna grupa takich mateczek świadomych, które uważają, że wszystko jest w porządku i że każdy wychowuje dzieci według własnego pomysłu. Mam nadzieję, że większość osób ma poczucie humoru i wie, że w życiu wcale nie jest tak dokładnie jak w książce. Ja podbarwiam. Żyjemy jak normalni ludzie, to wszystko jest tylko podlane takim sensacyjnym sosikiem. Co nie oznacza, że to kit, to prawda.

B.org: Pierwsza książka była sukcesem. Chyba boli to niektórych?

JP: Z całą pokorą muszę powiedzieć, że był to niewątpliwie sukces. Nikomu z Bolesławca nie udało się wydać takiego czytadła w skali ogólnopolskiej, oczywiście nie biorę pod uwagę wydawnictw specjalistycznych. I pewnie, że to gniecie. I gniecie to ludzi z okolic kultury i sztuki. Część z nich potrafi się ze mną cieszyć sukcesem, część jest niechętna. Towarzystwo związane z wydawaniem i sprzedażą książek dosyć chłodno mnie traktuje, choć na przykład księgarnia Agora mnie wspiera, zorganizowała nawet spotkanie autorskie. Nie wiem, co się kryje za niechęcią. Czy są to kompleksy, czy niezdrowa i bezinteresowna zawiść, nie wiem. W moich rozlicznych miejscach pracy ludzie są skłonni przemilczeć to, co robię. Nie ma żadnych komentarzy. Nikt nie rzuca się gratulacjami, nikt też nie obmawia.

B.org: Wystąpił Pan u boku samotnych ojców w programie "Rozmowy w Toku". No i jak?

JP: To trzeba trochę rozgadać. Ja nie jestem takim klasycznym samotnym tatą, bo wychowuję Michała wspólnie z jego mamą. Razem, ale osobno. Ja do tego programu nie pasowałem. Znalazłem się tam, bo był pomysł na trochę inny odcinek pod tytułem "nietypowe ojcostwo". Niestety było miejsce tylko dla trzech bohaterów, ja się znalazłem wśród samotnych ojców. Tylko, że ja uroczyście zdementowałem na początku, że ja tak jakby nie mam z tą sytuacją wiele wspólnego. To jest bardzo fajny, pożyteczny, rozrywkowy program. Cieszyli się czytelnicy bloga, bo mogli zobaczyć w końcu jak wyglądam.

B.org: Czym zajmuje się Pan na co dzień.

JP: Uczę angielskiego w Zespole Szkół Mechanicznych. Pracuję też w różnych szkołach prywatnych. Robię też różne inne rzeczy. I nic więcej.

B.org: A co do tej pory Pan robił? Jakieś inne publikacje, prócz książki?

JP: Zajmowałem się dziennikarstwem. Przeszedłem chyba przez wszystkie bolesławieckie czasopisma.

B.org: I jak Pana wrażenia?

JP: Ja się wykręcę od odpowiedzi. Do towarzystwa dziennikarskiego nie pasowałem, bo po prostu tego nie czułem. Wolałem administrować niż chodzić na wywiady. Lubiłem składać makietę, pisać felietony, niż rozmawiać z czytelnikami. Z pewnością są w lokalnych mediach ludzie rzetelni, którzy potrafią wiele. Trudno mi powiedzieć, jak się znajdują media w rzeczywistości. Myślę, że jest dobrze, że załatwiają wiele potrzebnych rzeczy.

B.org: Nie widać u Pana komputera...

JP: Bo nie mam! To jest pewien fenomen mojej pracy. Ja wszystkie moje książki napisałem w kafejkach internetowych albo na komputerze mojego ojca lub w szkole. Oczywiście po zajęciach albo w czasie przerw.

Zobacz także

Blog "przygody pana bazylka"

Strona wydawnictwa - informacje o książce

Reklama