Paweł Skiersinis: Staram się pokazywać ludzką twarz historii. A historia dotyczy każdego z nas

Paweł Skiersinis
fot. archiwum Pawła Skiersinisa W oczekiwaniu na kolejny materiał prezentujemy rozmowę z autorem naszego – bardzo poczytnego – cyklu historycznego.
istotne.pl 0 historia, paweł skiersinis

Reklama

Redakcja Istotne.pl: – Proszę się przedstawić Czytelnikom.

Paweł Skiersinis: – Jestem autorem bloga pawelskiersinis.pl – Historia z innej strony. Historia to moja wielka pasja. Jestem absolwentem Uniwersytetu Wrocławskiego, z pochodzenia nowogrodzianinem. Związany jestem także z Bolesławcem i Legnicą. W tym pierwszym urodziłem się, uczęszczałem do szkoły średniej i pracowałem. W tym drugim natomiast kontynuowałem naukę, także pracowałem i poznawałem historię oraz niezwykły klimat Małej Moskwy.

Czym się pan na co dzień zajmuje?

Obecnie mieszkam i pracuję w Anglii. Moja praca nie jest związana z historią, pracuję w branży handlowej. Kilka lat temu stawiałem pierwsze kroki w popularyzowaniu historii w katolickim tygodniku „Niedziela” – w dodatku legnickim ukazało się wówczas kilka moich tekstów, między innymi o Polakach w Bośni i o św. Janie Nepomucenie.

Wolny czas staram się spędzać aktywnie. Między innymi odwiedzam ciekawe miejsca. Niedawno byłem już po raz kolejny w Yorku. Polecam to miasto wszystkim, którzy mają okazję wybrać się do Wielkiej Brytanii. Jest to niesamowite miasto, bardzo piękne, a jego historia sięga czasów rzymskich. To tu właśnie znajduje się najstarsza i jedyna zachowana Europie w całości średniowieczna uliczka – The Shambles (ul. Rzeźnicka).

Jakiś czas temu odwiedziłem także Conisbrough. Jest to małe, senne miasteczko ze wspaniale zachowanymi ruinami zamku. Jego główną atrakcją jest jego wysoka, prawie 27-metrowa wieża (tzw. donżon), która jest doskonale zachowana i udostępniona do zwiedzania. To doskonały przykład na to, że ruiny można w ciekawy sposób zagospodarować, co z jednej strony pozwala na ich ocalenie, a z drugiej – jest niesamowitą lokalną atrakcją i, co najważniejsze, ciekawą i namacalną lekcją historii.

Skąd u pana fascynacja historią? I dlaczego to właśnie dzieje Dolnego Śląska interesują pana najbardziej?

Od dziecka interesowała mnie historia. Niewątpliwie wpływ na to mieli moi rodzice, którzy zachęcali mnie do pogłębiania swoich zainteresowań. W pewien sposób jest to też zasługa moich dziadków.

Nietrudno zauważyć, mam dość charakterystyczne, niepolsko brzmiące nazwisko. Przodkowie ze strony taty pochodzili z Wileńszczyzny. Stamtąd właśnie pochodzi moje nazwisko. Z Wileńszczyzny przenieśli się do Nowogródka, a stamtąd przyjechali na Ziemie Odzyskane. Odkąd pamiętam, interesowałem się losami swojej rodziny. Choć mojego dziadka pamiętam dobrze, to już jego opowieści niekoniecznie. Na szczęście mój tato przypominał mi to wszystko, co opowiadał jego ojciec. Były to między innymi opowieści o wojnie oraz o śmierci najmłodszego brata, który walczył w Powstaniu Warszawskim.

Z kolei losy rodziny ze strony mamy znam trochę lepiej. Babcię pamiętam doskonale i bardzo dobrze znam jej opowieści o życiu w Bośni. Jako dziecko godzinami potrafiłem słuchać, jak opowiadała o życiu w byłej Jugosławii, o Nowym Martyńcu, gdzie mieszkała, oraz o Banja Luce – zawsze podkreślała, że było to piękne miasto. Bywało nieraz, że słuchałem tej samej historii kilka razy, tak bardzo zafascynowany byłem losami swojej rodziny i osadników na bośniackiej ziemi, która przecież nie do końca była ziemią obiecaną. Żyło się tam ciężko, wojna przysporzyła wielu łez i cierpień. Wiele osób w latach 30. wyemigrowało z Bośni do Brazylii, w tym siostra mojej babci.

Zatem dziadkowie i losy rodziny zapoczątkowały moją fascynację historią, która trwa do dziś. Historia towarzyszyła mi przez wszystkie lata edukacji. Zdawałem ją na maturze, choć studiowałem administrację.

Skąd zainteresowanie Dolnym Śląskiem? Na pewno dlatego, że losy mojej rodziny są trwale związane właśnie z tym regionem. To jeden z nielicznych rejonów świata, gdzie zmieniono jego narodowościowy i kulturowy charakter. Wiemy, że ludność niemiecką zastąpili między innymi reemigranci z Bośni, przesiedleńcy z Kresów, Polacy z rumuńskiej Bukowiny czy Ukraińcy i Łemkowie z Polski wschodniej. Powojenna wymiana mieszkańców była przedsięwzięciem na ogromną skalę. Dzięki temu mamy teraz styczność ze swoistym tyglem kulturowym, bardzo charakterystycznym dla naszego regionu.

Dolny Śląsk to też nasze małe wsie i miasteczka, których historia jest niezwykle ciekawa. Często mieszkamy obok żywych świadków historii – bardziej lub mniej znanych zabytków. Poruszamy się tymi samymi szlakami komunikacyjnymi, co niegdyś dawni mieszkańcy.

Śląsk fascynuje i zadziwia. Jest wiele nieodkrytych tajemnic i niewyjaśnionych zagadek, takich jak Zamek Książ i kompleks Riese, ale także związanych z naszymi bliższymi okolicami, na przykład wojenne zbrodnie w Nowogrodźcu, dokonane przez Armię Czerwoną. Podobne wydarzenia miały miejsce też w Nawojowie Śląskim, z tą różnicą, że oprawcami byli, niestety, nowi polscy „pionierzy”, jak ich wówczas określano.

Niezwykle ciekawe i tajemnicze są katastrofy kolejowe, które wydarzyły się w okolicy Marczowa (powiat lwówecki) oraz nieopodal Bielawy Dolnej (powiat zgorzelecki), dokładnie w niemieckiej Horce, tuż przy granicy z Polską. O wypadkach tych w tamtych czasach, a były to lata 80., nie rozpisywano się, tym bardziej warto je poznać.

Nad jakim tekstem (bądź tekstami) pan obecnie pracuje?

Nad tekstem dotyczącym Kolei Doliny Bobru. Była to linia kolejowa, której część nadal istnieje jako linia do Żagania, choć jest już mało uczęszczana. Trasa ta prowadziła z Jeleniej Góry do Lwówka Śląskiego, aby dalej połączyć Jelenią Górę z dużymi ośrodkami przemysłowymi, takimi jak Wrocław.

Będzie również kolejny bardziej obszerny tekst o bolesławieckim wiadukcie kolejowym, który niewątpliwie zasługuje na uwagę jako jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Miasta Ceramiki. Bardzo możliwe, że również przedstawię mało znane łużyckie i śląskie legendy.

W planach mam publikacje o Bolesławcu, Nowogrodźcu, Łużycach i najciekawszych wydarzeniach z bardziej odległych terenów Dolnego Śląska.

Ostatnio jedna czytelniczka moich publikacji zapytała mnie, dlaczego tak często piszę o tragediach, epidemiach i innych smutnych wydarzeniach, ponieważ chciałaby więcej historii z happy endem. W tym miejscu zapewniam, że postaram się także o takie weselsze historie. Faktem jest, że często piszę o wydarzeniach tragicznych. Piszę po to, aby ukazać, że historia to też ludzkie dramaty, a nie same suche fakty i daty. Przez wieki dawni mieszkańcy Bunzlau i Namburga am Quies toczyli walkę z epidemiami, pożarami, klęskami powodzi i najazdem obcych wojsk. Staram się pokazywać ludzką twarz historii. A historia dotyczy każdego z nas, czy tego chcemy, czy nie.

Chciałbym także zaznaczyć, że moje podejście do historii oraz moje publikacje z nią związane nie mają charakteru naukowego. Staram się pisać prostym i zrozumiałym językiem, a moje teksty popularyzują historię naszych okolic, ukazują fakty z innej strony.

Jakie ma pan plany pisarskie? Czy jest szansa, że kiedyś pana teksty zostaną wydane w formie książki?

Moje plany pisarskie cały czas ewoluują. Zacząłem od prowadzenia bloga, który z miłym zaskoczeniem cieszy się dość dużym zainteresowaniem. Na początku wydawało mi się, że historia nie będzie nikogo ciekawić. Przecież obecnie odchodzi się od nauk humanistycznych, a historia kojarzona jest z wkuwaniem dat i imion polskich władców.

Niekoniecznie musi tak być. Często warto spojrzeć szerzej na dane zagadnienie. Niekoniecznie skupiać się na datach, choć są one oczywiście potrzebne i ważne.

Pytanie o książkę pojawia się już po raz kolejny. Niektórzy moi czytelni już pytali o to, inni z kolei podsuwali mi ten pomysł. Na pewno nie mam nic przeciwko. Książka byłaby interesującym przedsięwzięciem. Wiąże się ono jednak z dość dużymi kosztami. Jest to wszystko możliwe, warto o tym poważnie pomyśleć.

Obecnie skupiam się na publikacjach na blogu oraz na portalu informacyjnym Istotne.pl. Póki co to jest moim priorytetem – pisać jeszcze lepiej, bardziej ciekawie oraz szukać najbardziej nieznanych historii, dzielić się z Państwem nimi najlepiej, jak tylko potrafię.

Reklama