Latający Ślązak – śląski pociąg wszech czasów

Latający Ślązak
fot. Rainerhaufe (Wikimedia Commons) Dziś przekonacie się, że już w latach 30. ubiegłego wieku można było podróżować szybko i wygodnie, a odcinek 510 km pokonać w zaledwie 4,5 godziny.
istotne.pl 0 historia, pkp, pociąg, paweł skiersinis

Reklama

Zatem ruszamy w niesamowitą podróż, tym razem pociągiem, który Was zadziwi. Proszę wsiadać, drzwi zamykać, ruszamy!

Latający Ślązak

Jakiś czas temu było głośno w Polsce o Pendolino – superszybkim pociągu, który w końcu będzie jeździł po naszych torach. Wywołało to wiele emocji, albowiem nasze torowiska są średnio przygotowane i pociąg ten, jak wszyscy wiemy, nie osiągnie maksymalnej prędkości. Póki co ładnie wygląda.

Co ciekawe, już kiedyś po Górnym i Dolnym Śląsku jeździły składy z prędkością nawet do 160 km/h. Tak, to prawda, tyle że było to w latach 30. ubiegłego wieku, a linia kolejowa, jaką te szybkie pociągi obsługiwały, należała do Dyrekcji Kolei Rzeszy. Niemiecka kolej międzywojenna już wówczas osiągnęła najwyższy pułap. Pociągi takie jak Latający Hamburczyk czy lepiej nam znany Latający Ślązak należały w owym czasie do najszybszych pociągów Europy.

15 maja 1936 r. był datą szczególną dla Dolnego i Górnego Śląska oraz hitlerowskich Niemiec. Tego dnia wyruszył pierwszy raz w trasę superszybki ekspres Fliegender Schlesier, czyli Latający Ślązak, zwany też popularnie Latającym Pieronem.

Pociąg stał się sensacją na szynach. Rekord prędkości, jaki ustanowił, to 160 km/h na trasie Bytom–Berlin. Była to najwyższa zanotowana prędkość osiągnięta na odcinku od Wrocławia przez Legnicę do Berlina. Natomiast średnia prędkość wynosiła 128 km/h, co i tak było ewenementem.

Powyżej można zobaczyć jeden z takich „latających pociągów”, ale nie jest to nasz Ślązak, lecz Hamburczyk, kursujący na trasie Hamburg–Berlin. Niestety nie znalazłem żadnego nagrania z pociągiem kursującym z Bytomia, choć ten jest identyczny.

Linia kolejowa Bytom–Berlin

Latające pociągi, czyli superekspresy, miały połączyć stolicę Niemiec z ważnymi ośrodkami gospodarczymi, takimi jak Hamburg, Kolonia, Wrocław czy Górny Śląsk. Główny zamysł polegał na tym, aby handlowiec, który chce załatwić swoje sprawy w berlińskich urzędach lub dopiąć transakcję biznesową, mógł to zrobić w ciągu 1 dnia. Pociąg z Bytomia wyjeżdżał o 5:24, po 15 minutach docierał do Gliwic, po kolejnych 25 do Kędzierzyna (Kędzierzyn-Koźle). Następną stacją było Opole, na której pociąg miał postój najdłuższy na całej swojej trasie – aż 9 minut.

Następnie ruszał w kierunku Wrocławia, do którego docierał w zaledwie 40 minut. Breslau było ostatnią stacją na trasie do Berlina. Pociąg przejeżdżał jeszcze przez Środę Śląską, Legnicę i Rokitki, ale się już nie zatrzymywał. Podróż do stolicy Niemiec trwała 2 godziny i 45 minut. Na berlińskim Dworcu Śląskim, obecnie Dworcu Wschodnim, nasz Latający Ślązak dumnie wjeżdżał na peron o 9:54. Cała podróż zatem trwała 4,5 godziny.

A ile w dzisiejszej Polsce pociąg PKP potrzebuje na pokonanie tej trasy? Co najmniej 7 godzin, z tym że bezpośredni pociąg z Wrocławia do Berlina został już zlikwidowany, po 168 latach. Szkoda, że tak znane w Niemczech miasto, jakim jest Wrocław, straciło tak ważne połączenie. A przecież Wrocław jest w tym roku Europejską Stolicą Kultury. I jak turyści i goście z Niemiec mają szybko dojechać do tej przepięknej stolicy Dolnego Śląska?

Pewnie dziwi Was, jak to jest możliwe, że przedwojenny pociąg osiągał takie prędkości i w tak krótkim czasie pokonywał tak długą trasę.

Odpowiedź jest prosta. Sieć kolejowa nie była tak gęsta – po prostu na kolei było luźniej. Teraz np., aby przejechać przez aglomerację śląską pociągiem, trzeba mieć wiele cierpliwości. Pociągi nie suną tam z zawrotną prędkością, bo nie mogą.

Inną sprawą jest fakt, że stan torowisk jest słaby. Owszem, jedna z głównych międzynarodowych linii kolejowych Wrocław–Węgliniec (i dalej do Zgorzelca) została gruntownie zmodernizowana, ale to tylko kropla w morzu kolejowych potrzeb. A do tego mimo że żyjemy już w XXI w., trasa Węgliniec–Zgorzelec, choć prowadzi do granicy polsko-niemieckiej, jest niezelektryzowana. To na pewno nie pomaga. Pendolino tędy na pewno nawet w przyszłości nie pojedzie.

Superekspres prosto z Görlitz

Na koniec chcę Wam pokazać, jak bardzo nowatorski pociąg jeździł niegdyś po śląskich torach. Była to jednostka bez osobnej lokomotywy, czyli zespół trakcyjny, spalinowy. Napęd parowy miał już wówczas swoje wady. Był czasochłonny w serwisie. Co jakiś czas potrzebował uzupełniać wodę, niezbędną do produkcji pary.

Latający Ślązak miał opływową bryłę, a wyposażenie wagonów było tak urządzone, że pozwalało na pełen komfort podróży.

Jakie były ceny biletów? Konkretnych kwot niestety nie znalazłem. Na pewno były wyższe niż w jakichkolwiek innych pociągach, ale połączenie cieszyło się ogromnym zainteresowaniem, zatem cena nie mogła być aż tak bardzo wygórowana. Ponadto gdy w Berlinie organizowano Wystawę Rolną, to turyści mogli liczyć z tej okazji na zniżkę.

Ciekawostką jest to, że ten piękny pociąg był produkowany na wschodnich rubieżach Niemiec, w Görlitz, w Zakładach WUMAG. Na powyższym filmiku możecie zobaczyć w skrócie produkcję tego pociągu.

Latający Ślązak, pomimo że był ogromny sukcesem niemieckiej kolei, jednym z najlepszych, najnowocześniejszych pociągów w Europie, został zawieszony w kursowaniu w sierpniu 1939 roku. Z prostej przyczyny – oszczędności paliwa, które było bezcenne w czasie mającej wybuchnąć wojny.

Po zakończeniu działań wojennych kursowały jeszcze pociągi do Hamburga, natomiast ten na śląskich torach już nigdy się nie pojawił. A szkoda...

Paweł Skiersinis


Paweł SkiersinisPaweł Skiersinisfot. archiwum autora

Autor jest blogerem, pasjonatem historii, a szczególnie dziejów Dolnego Śląska i Polski. Dlaczego Dolny Śląsk? Jak sam mówi: – A czemu nie? Najciekawsza jest historia wokół nas, dotycząca nas samych i naszych przodków.

I dodaje: – Staram się przedstawiać historię z innej strony, w sposób ciekawy, nie typowo książkowy, pełen suchych dat i faktów. Prezentowane przeze mnie artykuły dotyczą faktów, których nie znajdziemy w podręcznikach i znanych publikacjach. Losy Dolnego Śląska są niewątpliwe ciekawe i pasjonujące, warto zatem czasem poświęcić im choć krótką chwilę.

Więcej na blogu Pawła Skiersinisa.

Reklama