Chuligani z Iwin bezkarni

mezczyzni-chuligani
fot. brak Kilkanaście osób z Osiedla II zgłosiło do prokuratury, że są zastraszani przez mieszkających tam chuliganów. Po trzech miesiącach sprawę umorzono.
istotne.pl 0 policja, iwiny, chuligan

Reklama

W złożonym na początku tego roku piśmie do prokuratury mieszkańcy z Iwin oskarżali trzech młodych mężczyzn. Sąsiedzi pisali o zakłócaniu przez nich porządku, ciszy nocnej, urządzaniu libacji narkotykowych i alkoholowych oraz przede wszystkim o zastraszaniu i groźbach pozbawienia życia. Wszyscy wymienieni chuligani byli wcześniej karani. Jeden z nich był już oskarżany przez inne osoby o stosowanie gróźb karalnych.

Po zgłoszeniu sprawy prokuraturze i opublikowaniu materiału na naszych łamach mężczyzna prawdopodobnie przestraszył się konsekwencji i wyjechał z Iwin do babci w Bolesławcu. Po jego przeprowadzce zapanował spokój. Trwał około trzy tygodnie. Bo młyn sprawiedliwości mielił tak wolno, że chłopakowi u babci zdążyło się znudzić. Wrócił na rodzinne osiedle, bo nie wyglądało na to, że czeka go jakakolwiek kara.

Powolna Temida

Pismo oskarżające mężczyznę złożyła w imieniu zastraszanych sąsiadów Irena. Jedyna osoba na osiedlu, która postanowiła chuliganom się przeciwstawić. Prokuratura zleciła zebranie dowodów policji. Przesłuchanie kilku świadków zajęło jej prawie dwa miesiące. Materiały przekazano prokuraturze w drugiej połowie marca. Mniej więcej w tym samym czasie Irena dostała SMS-y z pogróżkami: „Masz już przeje..ne, twoje dni są już policzone, wywiozę cię w worku foliowym do lasu” – napisał kobiecie jakiś anonim. Irena zgłosiła to na policję. Przyjęto od niej zeznania i wniosek o ściganie sprawcy. Prokuratura i policja badają sprawę drugi miesiąc.

Irena ma bardzo konkretne podejrzenia, kto jej te SMS-y wysłał, a policja wie, kto był już oskarżany wcześniej za groźby karalne przez inne osoby. Ale prokurator cierpliwie czeka, aż operatorzy przekażą potrzebne informacje o numerze, z którego wysłano SMS. Nikt operatorów specjalnie nie pogania, a ci nie mają określonego czasu na dostarczenie danych. Irena szczęśliwie wciąż żyje.

W kwietniu prokuratura umorzyła sprawę trzech chuliganów z osiedla oskarżanych przez sąsiadów o straszenie, że ich zabiją. Regina Haniszewska poinformowała, że dowody zebrane w trakcie przesłuchań były różne od treści złożonego do prokuratury pisma.

Tak różne treści, aż się w głowie nie mieści

Co innego mówią o sytuacji na osiedlu mieszkańcy, zupełnie co innego mówi oficjalnie policja i prokurator. W ocenie prokuratora to sąsiedzki konflikt, polegający głównie na zakłócaniu ciszy nocnej i spokoju publicznego. Policja mówi, że sąsiedzi najpierw dzwonią ze skargą, a po przyjeździe policji żaden z nich nie chce współpracować i nikt nie składa oficjalnych zeznań przeciw oskarżanym o burdy. A bez oficjalnych zeznań nie można prowadzić sprawy.

Irena, która ma odwagę mówić o sytuacji, twierdzi, że mieszkańcy są wciąż zastraszani i terroryzowani przez chuliganów czujących się teraz całkowicie bezkarnie. Mówi, że kiedy zgłaszała zakłócenie ciszy na policję przed świętami (dzwoniąc na 112), dyżurny najpierw ją pouczył, że dostanie mandat, jeśli to fałszywe wezwanie. I nie może jej się pomieścić w głowie, że sprawę umorzono.

– Cierpieliśmy kilka lat – mówi. – W końcu się postawiłam i co mnie spotkało? Mam dość tego, że banda gówniarzy mną rządzi, wyzywa, robi sobie libacje pod moim nosem. Oni nigdy nigdzie nie pracowali, a mają samochody, stać ich na alkohol, narkotyki. Nikogo nie szanują. Raz sklep obrzucili błotem, bo im właściciel na kreskę sprzedać nie chciał. Grozili mu. Ale on podobno najął takich łysych, co ich umieli porządnie ukarać. Mnie na łysych nie stać, ja poszłam na policję. Głupia byłam.

Nie tyle głupota, co zbytnia odwaga zgubiła Irenę. W swoich zeznaniach przeciw chuliganom, jak mówi, wyraziła się, że ma odwagę i nie boi się im postawić. Mówiła to w kontekście, że należy pokazać agresorom, że nie wszyscy się ich boją. Prokurator uznał, że Irena zbytnio się chuliganów nie boi, co oznacza chyba, że nie są aż tacy straszni. I sprawa została zamknięta.

Dzieci szczęścia

Oskarżani mężczyźni przenieśli się z bloku do tzw. chlewika należącego jednego z nich, nazywanego dzieckiem szczęścia. I nadal, jak twierdzi Irena, rządzą osiedlem. Tylko w bloku jest trochę ciszej. Nadal jeżdżą samochodami bez prawa jazdy i, choć nie zarabiają, stać ich i na benzynę, i na imprezy.

Mężczyźni przenoszący elementy samochodowe z szopy na ciężarówkęMężczyźni przenoszący elementy samochodowe z szopy na ciężarówkęfot. brak

Podobno w chlewiku i szopce za blokami jest dziupla. Sąsiedzi widzą, jak mężczyźni coś tam zostawiają, coś tam odbierają. Wszyscy, którzy korzystają z chlewika, byli karani za kradzieże. Są kolejnym pokoleniem, które nastało po złodziejach samochodów z tego osiedla, odsiadujących dziś wyroki. Policja ich zna, mają założone kartoteki.

Sąsiedzi na początku marca zauważyli, że pod szopkę podjechał duży samochód. Mężczyźni coś na niego pakowali. Jeden z sąsiadów zadzwonił na policję. Wszyscy byli pewni, że złodzieje zostaną przyłapani na gorącym uczynku. Policja sprawdziła podejrzany samochód. Przewożono nim elementy zawieszenia samochodu. Po sprawdzeniu ich w Krajowym Systemie Informacji Policyjnej, okazało się, że części nie pochodzą z kradzieży. – Oni są chyba w zmowie z policją. Chociaż nie wiem tego i nie podejrzewam, ale co można o tym wszystkim myśleć? – zastanawiała się retorycznie nad szczęściem swoich młodych sąsiadów Irena.

Masz przeje..ne

Sytuacja na Osiedlu II nie jest łatwa. Większość skłóconych osób jest ze sobą spokrewnionych. Trudno w takim konflikcie się połapać. Chociaż można by było tego wymagać od policji i prokuratora.

Irena nie jest, delikatnie mówiąc, dyplomatką. Wychowała się w trudnym środowisku i raczej w słowach nie przebiera, jak się zezłości. Nie ma też serca do policjantów. To trzeba przyznać. Podchodzi do nich z dużym dystansem i rezerwą. Mimo to szuka wsparcia na posterunku.

Funkcjonariuszom z Warty nie ufa i ich nie lubi, ale już o policjantach z Komendy Powiatowej w Bolesławcu mówi dobre rzeczy. – Wpadłam tam któregoś dnia i poprosiłam o jakiegoś mądrego policjanta, co mnie wysłucha – opowiada. Jeden ze śledczych ją przyjął, ale i tak zgłoszoną przez nią sprawę prokurator przekazał policjantom w Warcie.

Patrząc na tę sprawę po ludzku, widać jak na dłoni, że chuligani są górą. Teraz też w świetle prawa. Sprawę mieszkańców Iwin policja i prokurator potraktowali z zachowaniem wszelkich procedur i niezwykle poprawnie. Ale nie zauważono chyba, spisując zeznania i zbierając dowody, że sprawa dotyczy ludzi, a nie obojętnych na krzywdę i logicznych w swej wykładni paragrafów. I jak w SMS-ie, który dostała Irena od anonima (który raczej nigdy przez prokuraturę nie zostanie odkryty), ofiara ma w większości wypadków przeje..ne. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nie trafi do lasu w plastikowym worku.

(informacja: Grażyna Hanaf)

Reklama