Emeryci i młodzi w Bolesławcu

Kobiece dłonie
fot. istotne.pl W kolejnym spotkaniu pań w Vinci poruszyłyśmy temat kontrowersyjny. Rozmawiałyśmy o emerytach i absolwentach uczelni w Bolesławcu. Zapytałam panie, czy jako prezydent miasta byłyby przychylniejsze młodym czy emerytom? Jaki naprawdę jest dzisiejszy emeryt – student Uniwersytetu Trzeciego Wieku? I czy nie lepiej jest, kiedy młodzi na jakiś czas opuszczą rodzinne miasto, by zdobyć niezbędne doświadczenie? To wszystko w naszej rozmowie w Vinci.
istotne.pl 0 kobieta, kultura, feminizm

Reklama

Rozmówczynie:

  • Magdalena Choma – ukończyła Wydział Nauk Społecznych, kierunek Socjologia, Wyższą Szkołę Bankową – Zarządzanie Zasobami Ludzkimi. Jest trenerem i coachem biznesu.
  • Anna Kozłowska – ukończyła Uniwersytet Zielonogórski, kierunek Pedagogika o specjalności Resocjalizacja i Profilaktyka Osób Niedostosowanych Społecznie. Jest na stażu w Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej.
  • Ewa Ołenicz-Bernacka – radna Rady Miasta, nauczycielka w Gimnazjum Samorządowym nr 2.
  • Wiesława Olczyk – emerytowana nauczycielka, założycielka i zarządzająca Uniwersytetem Trzeciego Wieku w Bolesławcu.

Grażyna Hanaf: Emeryci i młodzi po studiach. Obie grupy skończyły pewien etap w życiu. Jedni naukę, jedyną aktywność, którą dobrze poznali, drudzy życie zawodowe. Ekonomicznie jedni przechodzą na niższe, bo zusowskie uposażenie, drudzy zaczynają od najniższych zarobków lub bezpłatnych staży. Mimo tych wszystkich podobieństw obie grupy postrzegane są jako diametralnie różne. Dlaczego?
Magdalena Choma: Chodzi najpewniej o wiek. Różnicę wieku.
Wiesława Olczyk: Chociaż ma pani rację, że potocznie obie grupy postrzega się jako różne, to nie uważam, żeby społeczeństwo widziało tak drastycznie te różnice. Świat jest urządzony tak, że rządzą nim pewne wartości. O poziomie społeczeństwa świadczy jednak to, jaki ma stosunek do ludzi starszych. Kiedy starszych się szanuje, wtedy społeczeństwo jest wartościowe. Osoby późnej dorosłości są postrzegane przez pryzmat stereotypów. Przez wiele lat postrzegane były jako osoby na marginesie, stojące obok. I tak czasami jest teraz. Stereotypy nie znikną jeszcze przez wiele lat, może nawet nigdy nie zanikną. Ale Polacy coraz częściej, patrząc na osoby kończące pracę zawodową, zmieniają swoje opinie na ich temat. To, jakim jest się młodym, zaważy na tym, jakim będzie się emerytem.

Grażyna Hanaf, Anna Kozłowska, Wiesława Olczyk, Magdalena Choma i Ewa Ołenicz-BernackaGrażyna Hanaf, Anna Kozłowska, Wiesława Olczyk, Magdalena Choma i Ewa Ołenicz-Bernackafot. Krzysztof Gwizdała

Są kultury, które starość hołubią. Uważają za niezwykłą wartość, źródło mądrości. Jak wygląda to w Polsce?
Ewa Ołenicz-Bernacka: Przyczyn jest wiele, generalnie mówi się o takim zjawisku jak upadek, zmniejszenie rangi rodziny i zmiana struktury tej rodziny. W tradycje polskiej rodziny była wpisana wielopokoleniowość. Dziadkowie odgrywali bardzo ważną rolę. Byli autorytetami, tymi, którzy uczyli, wskazywali drogę. W moim życiu odegrali pierwszorzędna rolę. Bez nich nie byłabym tym, kim jestem. Teraz odchodzi się od tej tradycji. Relacje w rodzinie są zachwiane. Rodziny migrują, mieszkają od siebie daleko. Nie kontaktują się ze sobą tak często.

A co z ekonomicznym aspektem, jak niskie uposażenie emerytalne. Czy to nie wpływa na gorsze postrzeganie ludzi starych?
Ewa Ołenicz-Bernacka: Emerytura nauczyciela jest skromna, nawet jeśli był dyrektorem przez wiele lat. A jednak to, co dzieje się na Uniwersytecie Trzeciego Wieku, jego powstanie, świadczy o tym, że jednak nie tylko uposażenie jest ważne. Nie tylko sfera ekonomiczna decyduje, co ludzie robią w swoim życiu. Na Uniwersytecie jest cała rzesza ludzi na emeryturze.
Anna Kozłowska: Jestem kuratorem społecznym i uważam, że aspekt ekonomiczny ma bardzo duże znaczenie. Podczas studiów miałam praktyki w Holandii i na Sycylii. Tam ekonomiczna sytuacja emerytów jest znacznie wyższa. Stać ich na opiekunów. Dodatkowo ludzie starsi wychodzą na ulice i uczestniczą w życiu miasta. A wraz z nimi młodzi ludzie. Sama od ludzi starszych nauczyłam się gier w karty oraz tamtejszych tańców. To oni byli moimi nauczycielami w obcym kraju. Opowiedzieli mi o historii dawnej, historii najnowszej, o Berlusconim i przewrotach we Włoszech. Uwielbiałam z nimi przebywać. U nas brakuje społeczników, otwartości na ludzi starych. Chęci przebywania z nimi, bycia obok.
Magdalena Choma: Ale czy to nie jest kwestia mentalności? Włosi mają inną mentalność. My, Polacy, jesteśmy bardziej zamknięci. Południowcy wychodzą na ulice, starsi sami rozmawiają z młodymi. My mamy dopiero nieliczne osoby, które zmieniają wizerunek starszej osoby. Pani Olczyk jest wzorem nadchodzących zmian. Większość starszych ludzi sama się zamyka.
Wiesława Olczyk: To, jak emeryt widzi swoje życie po pracy zawodowej, zależy w zasadzie tylko od niego. Ale zgadzam się, że warunki gospodarcze i ekonomiczne bardzo wpływają na sytuację tak ludzi starszych, jak i młodszych. Najważniejsze, że aktywność człowieka nie kończy z wiekiem, jaki osiąga.

A co z polskim przekonaniem, że w pewnym wieku nie należy i nie wypada pewnych rzeczy robić? Spróbujcie kupić babci w prezencie piękną czerwoną sukienkę przylegającą do ciała i zaproście babcię na spacer w niedzielę po mieście. Co usłyszycie? Że oszalałyście, że to nie wypada w tym wieku… A Włoszka by w niej wyszła.
Magdalena Choma: Tak. To prawda, jest coś takiego w naszej mentalności. Ale jesteśmy tym pokoleniem ludzi, którzy mogą to zmieniać. Jeżeli ludzie na emeryturze będą postępować jak Wiesława Olczyk, to zmieni się myślenie społeczeństwa o emerytach.
Wiesława Olczyk: Ja, przechodząc na emeryturę, założyłam sobie, że zajmę się osobami, które zakończyły swoją działalność zawodową. Człowiek sam niewiele zrobi, trzeba dotrzeć do ludzi, zmotywować ich. Powiedzieć wprost: „Ty też to potrafisz, powinieneś się zmienić. Jeśli nie dla kogoś, to sam dla siebie”. Jeśli zmienia się jedna osoba, to ludzie zwracają na nią uwagę. Dostrzegają, że to jest ktoś inny i wyjątkowy, i idą za nim. Po 2000 roku w Polsce wielu ludzi odeszło na emerytury. Przyczyny były ekonomiczno-gospodarcze. To samo zadziało się również w Bolesławcu. Utworzenie Uniwersytetu Trzeciego Wieku było dla nich alternatywą. W 2006 roku zapisało się około 180 osób. W pierwszym roku ze względów organizacyjnych przyjęliśmy 126 osoby.

Gdyby były panie prezydentem Bolesławca i mogłyby panie sprawić, że miasto byłoby przyjazne dla jednej (tylko jednej) z tych grup, którą by panie wybrały i dlaczego?
Magdalena Choma: Gdybym była sprytnym prezydentem, postawiłbym na młodych, by ich do miasta ściągnąć. Natomiast realnie patrzący na rzeczywistość prezydent powinien wesprzeć emerytów, którzy tu żyją, mieszkają, funkcjonują. Ja wsparłabym emerytów. Dałabym więcej pieniędzy na Uniwersytet. Zorganizowałabym im aktywności fizyczne. Wsparłabym dom dziennego pobytu. Mam tam babcię i widzę, ile wizyty tam jej dają. Jest ogromnie zadowolona. Zmieniła się. Zaczęła, po śmierci męża, żyć na nowo.
Anna Kozłowska: Ja zainwestowałbym w młodych, jako prezydent, ale w taki sposób, by młodzi wciągali z powrotem w życie ludzi starszych. Jak w Holandii. Młodzi wożą starszych ludzi na wózkach. Ludzie starsi w Holandii na przykład budują tratwy i z mapami robią spływy kanałami. To było dla mnie szokujące. Młodzi ich pilnowali, wytyczali miejsca, zaznaczane w terenie ogniskami. To było prawdziwe współdziałanie bardzo młodych ludzi z ludźmi starszymi.

Jak miałoby to wyglądać w praktyce?
Anna Kozłowska: Przydałaby się jakaś instytucja, którą zarządzałaby taka osobą jak pani Olczyk. Ktoś, kto się na tym zna. Uruchomiłabym ludzi, którzy potrafią myśleć w ten sposób. Ważne byłyby młode osoby, którym zależy na takiej relacji.
Ewa Ołenicz-Bernacka: Bardzo mi się podoba to, co proponuje pani Anna. Cały czas, jak pani o tym mówiła, zastanawiałam się, jak to zrobić w praktyce. To trudne. Boję się instytucjonalizowania takich działań. To kwestia bardzo przemyślanego pomysłu na wychowanie. Odnoszę wrażenie, że proces wychowania podkreśla rolę dziadków tylko w najmłodszych latach. W przedszkolu i trzech pierwszych klasach. Potem coś się dzieje takiego, że powstaje luka. Wyższe etapy edukacyjne tego elementu są pozbawione. Potrzebna jest platforma w wychowaniu młodych w kontakcie z ludźmi starymi.

A kogo by pani wsparła jako prezydent?
Ewa Ołenicz-Bernacka: Młodzi są bardzo potrzebni, to podstawa ekonomiczna miasta. Ale jednocześnie ludzie starsi są solą tego miasta. Tworzyli je, budowali. Budowali treść tego miasta. Nie można się od nich odciąć. Mądry prezydent zrobi wszystko, by ta grupa czuła się dobrze w mieście i nie czuła się odrzucona. Mam takie wrażenie, że młody da sobie radę. Z natury jest aktywny i przedsiębiorczy. Taka jest specyfika młodego wieku. U wielu starszych ludzi może pojawiać się żal czy zmęczenie. Stawianie tak sprawy na ostrzu noża jest niemożliwe. Najważniejsze jest, by te dwie grupy połączyć.
Wiesława Olczyk: Dziś mogę powiedzieć, że studenci Uniwersytetu Trzeciego Wieku i młodzież szkolna są zintegrowanymi środowiskami. Zapraszamy dzieci na nasze wystawy i wernisaże. Młodzież widzi tę naszą aktywność. Więcej, całe osiedle odbiera nas pozytywnie. Jest to coś nowego, co w Polsce zaczęło się silnie rozwijać po 2000 roku. Na Ogólnopolskiej Konferencji Uniwersytetów Trzeciego Wieku, w której uczestniczyłam, było nas 200 osób. Obecnie jest 248 uniwersytetów w Polsce. I jest to własna inicjatywa ludzi w późnej dorosłości.
Anna Kozłowska: Mówimy o osobach starszych, które mają taką potrzebę. Ale też są i takie, które siedzą w oknie, tak się potocznie mówi. Jak dotrzeć do tych osób? Jak pomóc tym nieaktywnym?
Wiesława Olczyk: Ludzie, mając możliwość wyboru, skorzystają z tego. Jednak tylko ci, którzy mają na emeryturze dość stagnacji. Tacy, którzy odważą się, cytuję: „przekroczyć ten próg”. Życie to wymoże. Znam takie przypadki, kiedy dziadek uczy się obsługi komputera, bo wnuk w Anglii mówi mu: „Dziadku, jak to? Ty nie umiesz wysłać do mnie maila?”. I dziadek się uczy.
Magdalena Choma: Moim zdaniem najważniejsze jest to, co jest w tych ludziach. Ich energia, chęć i zapał, oraz w tym, co jest w nas, młodych. Ja, przyszła mama, tak będę chciała wychować dziecko, by miało szacunek dla starszych. Rodzice mało mają czasu dla dzieci, a co dopiero dla dziadków. Tym samym dzieci mają mniejszy kontakt z dziadkami. Z braku kontaktu może się brać też taki, a nie inny, stosunek do starszych. Warto pokazać babcię w innym świetle, jako kobietę aktywną, mającą swój własny świat.
Wiesława Olczyk: Obserwuję to zjawisko wśród osób uczęszczających na Uniwersytet Trzeciego Wieku. W tym roku jest to 164 kobiet i 28 mężczyzn. To spora grupa. Najwięcej osób to rocznik 49-50 (ponad 100 osób).

Czy nasze miasto to miasto emerytów? I dlaczego takie określenie ma zawsze zabarwienie negatywne?
Ewa Ołenicz-Bernacka: My rozmawiamy o dwóch różnych kwestiach. Jedna dotyczy aktywnych ludzi na emeryturze, którzy w sposób zaplanowany i świadomy prowadzą godny podziwu styl życia. I to jest świetna sprawa. Osobna kwestią jest próba edukacji społeczeństwa, by zmieniło swój stereotypowy stosunek do osób starszych. To chory stereotyp – stwierdzenie, że miasto emerytów to gorsze miasto. Wręcz odwrotnie, określenie „miasto emerytów” może oznaczać miasto pełne bardzo aktywnych ludzi, działających w różnych środowiskach emeryckich. Można powiedzieć, że Bolesławiec stoi emerytami, ale w jak najlepszym sensie tego słowa. Aktywnymi, którym się chce, i młodymi duchem.
Wiesława Olczyk: Nie zgodziłabym się, że Bolesławiec jest miastem emerytów. W każdym środowisku jest populacja ludzi młodszych i starszych. Może to, że jesteśmy postrzegani jako miasto emerytów wynika z aktywności emerytów. Z ich wielu działań.
Magdalena Choma: W Bolesławcu jest inaczej. Tu emeryci prężnie działają i jeśli nazywa się Bolesławiec miastem emerytów, to super. Są tu, działają, dobrze im się powodzi, dobrze im się żyje. To jest nawet fajne miasto, by przyjechać i generalnie w nim żyć.

W takim razie czego oczekują od miasta osoby po studiach? Czy miasto oferuje im coś, co ich przyciąga, zachęca do pozostania?
Anna Kozłowska: Natura młodych ludzi jest taka, że szukają nowości, chcą wyjechać, by poznać świat. Tak zdobywają doświadczenie. Próbują nowych rzeczy. Muszą się sprawdzić za granicą. Kształtuje im się system wartości, aby mogli znaleźć punkt odniesienia i odpowiedzieć sobie na pytanie, co chcieliby w życiu robić. I określenie, że młodzi stąd wyjeżdżają, bierze się właśnie z tego, że oni chcą się sprawdzić gdzieś indziej.
Magdalena Choma: Wszystko zależy od młodych. Zastanawiałam się, czego ja oczekuję od miasta. Tak naprawdę niczego od miasta nie oczekuję, bo wszystko jest w moich rękach. Rozmawiałam ze znajomymi i stwierdziliśmy się, że jeśli ktoś chce się rozwijać w jakiejś dziedzinie, to możliwe, że będzie musiał z tego powodu wyjechać do innego miasta. Jeśli chcesz być fizykiem jądrowym, to nawet Polska jest dla ciebie za mała.

Zgodzę z tym, że ostatecznie wszystko zależy od młodej osoby. Ale dokonując wyboru miejsca, w którym będę się realizować, będę patrzeć na dostępną infrastrukturę. Chociażby liczbę przedszkoli i ich dostępność. Czy w mieście jest kino, a może teatr, czy są dobre przychodnie, sprawna porodówka. Łatwy dostęp do lekarzy specjalistów. Tanie mieszkania. Albo atrakcyjne centrum handlowe…
Wiesława Olczyk: Na pewno ważne jest, by zostały uruchomione wszystkie mechanizmy mentalne, by sprawujący władzę, zarządzający miastem myśleli, o takich sprawach (infrastruktura) jak o czymś naturalnym, niezbędnie potrzebnym.
Magdalena Choma: Mentalność musi się zmienić w nas młodych. Byśmy wiedzieli, czego powinniśmy oczekiwać. W jaki sposób możemy rozmawiać. Pracodawcy w Bolesławcu są tacy sami jak w innych miastach, takie samo jest prawo. Ja ciągle wybieram Bolesławiec. Teraz zaproponowałam dyrekcji I Liceum Ogólnokształcącego zajęcia dla młodzieży, w trakcie których chciałabym im pokazać, że są tyle samo warci, co młodzież z dużych miast. Tam, gdzie pojadą na studia. By budować ich poczucie własnej wartości, by umieli rozmawiać z pracodawcą. Aby to, że pochodzą z małego miasta nie oznaczało, że są gorsi. To jest kształtowanie świadomości od samego początku.
Anna Kozłowska: Ja zaczynam swoją pracę w Bolesławcu po studiach. Mam trzyletniego synka. Pomaga mi babcia. Zaczęłam staż, chcę zacząć studia podyplomowe w Akademii Sztuk Pięknych. To nie jest złe miasto, by w nim mieszkać. Jeżeli ktoś chce, może się tu rozwijać. Nie jest łatwo, ale nie ma młodej matki, której jest łatwo. Znam młode kobiety, które przyjeżdżają do Bolesławca za pracą. Znam kobietę, która przyjechała tu, bo były u nas etaty psychologa. Została, założyła rodzinę…
Ewa Ołenicz-Biernacka: …Bo każdy zostaje z innego powodu. Ważna jest polityka prorodzinna państwa. Jesteśmy cząstką całości. I od polityki wiele zależy… Ale nie będziemy chyba poruszać tego tematu.

Dlaczego ludzie nie chcą zauważać rzeczy pozytywnych. Myśmy ich tyle znalazły?
Magdalena Choma: Bo wygodniej jest nic nie robić, siedzieć i narzekać. Zmiana mentalności to ciężka praca i długi proces.

Mam nadzieję, że nasza rozmowa pomoże w zmianie mentalności, sprowokuje do patrzenia na emerytów i młodych po studiach w inny, niestereotypowy sposób. Dziękuję paniom za rozmowę.


Panie były gośćmi kawiarenki Vinci w parku Waryńskiego. Dziękujemy za udostępnienie nam tego kameralnego wnętrza, zaaranżowanego z wielkim smakiem i pod egidą Leonarda da Vinci.

Reklama