Janek Wiśniewski padł

Plakat
fot. BOK-MCC „Czarny czwartek” to film o ludobójstwie. O korzeniach III Rzeczpospolitej. I również o tym, dlaczego chciano ją zastąpić IV.
istotne.pl 0 solidarność, prl

Reklama

Film Antoniego Krauze, ogłoszony polską premierą roku, opowiada bez egzaltacji o wydarzeniach w Gdyni w 1970 roku. Przed świętami Bożego Narodzenia rząd podnosi ceny żywności. Robotnicy się buntują i chcą rozpocząć strajk. Partia dusi rozruchy w zarodku, każąc wojsku strzelać do bezbronnych ludzi. Padają strzały.

Autorami scenariusza są dwaj świadkowie wydarzeń z grudnia '70. Obaj jako nastolatkowie byli wtedy w Gdańsku. Uciekli z lekcji. Michał Pruski cudem uniknął śmierci, bo znalazł się na ostrzeliwanej ulicy. Mirek Piepka obserwował dramat rozgrywający się w mieście. Po latach udało się im opowiedzieć żywą historię bez nachalnych oskarżeń i zbędnego patosu. „Czarny czwartek” pozwala widzowi na własny osąd, osobiste przeżycie wydarzeń. Z kronikarską starannością opisując 17 grudnia 1970 roku – masakrę robotników w Gdyni – nie zmusza do jedynej, słusznej interpretacji.

fot. BOK-MCC

Taki mord na ludziach, tylko po to, by uratować ideologię i zachować władzę partii, musi rodzić mścicieli. Ludzi, którzy nigdy nie pozwolą na to, by wybaczyć oprawcom. Ale by nienawidzić czterdzieści lat, trzeba świat zamienić na biały i czarny i zabetonować ten podział. Idąc na film, obawiałam się, że przede wszystkim takie będzie budził emocje. Ale autorzy pozwolili widzowi na refleksję, choć wielu będzie pewnie przeżywało skrajne emocje. Złość, nienawiść, poczucie krzywdy.

Są w tym filmie postacie poboczne, które jak klin wbijają się między skrwawioną biel dobrych a czołgi złych. Jest ich trójka. Jan Mariański (Grzegorz Gzyl), przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej, mający odwagę porozmawiać z robotnikami ze stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. Żołnierz pomagający żonie stoczniowca przedostać się do szpitala, gdzie odwieziono jej postrzelonego męża. Oraz urzędnik rozwożący nocą zawiadomienia o pochówku zabitych robotników. Te postacie są dla mnie wyjaśnieniem, dlaczego nie było w Polsce kreśleń grubą kreską. Dlaczego nie utopiono pod nią wszystkich, którzy mieli z partią cokolwiek do czynienia.

„Czarny czwartek” obrazuje, czym była walka, w powtarzanych tak często słowach: „Nie o taką Polskę walczyliśmy”. Wielu wciąż wydaje się, że po tak krwawej ofierze ludzi powinien powstać idealny, sprawiedliwy świat. I nigdy nie pozwolą na inną rzeczywistość. Sprawiedliwość interpretujemy różnie. Dla mnie to taki świat, w którym te trzy postacie, Mariańskiego, żołnierza i urzędnika, też będą mogły się odnaleźć. Dla innych nie mają w nim miejsca, z powodu krwi Janka Wiśniewskiego na rękach. Historia współczesna pyta nas o wybaczenie. Ja obejrzałam ten film w hołdzie poległym. Z myślą, że jestem wdzięczna każdemu, kto dał mi wolną Polskę.

Film „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł” grany będzie w kinie „Forum” do 9 marca. Rezerwacja kino.boleslawiec.pl.

(informacja Grażyna Hanaf)

Reklama