Dusza miasta

istotne-logo
fot. istotne.pl Bolesławiec duszę zachował dzięki odbudowie poniemieckich budynków. Zniszczonych przez sowieckich wandali i powojenną nienawiść do wszystkiego, co hitlerowskie.
istotne.pl 0 literatura, historia, grażyna hanaf

Reklama

Anna Bober-Tubaj dwa lata temu wydała swoją benedyktyńską pracę „Bolesławiec 1945-1966. Zniszczenia i odbudowa”. Przeczytałam ją dopiero teraz, i to przymuszona zawodowym obowiązkiem. Z pozoru tylko jest to suchy opis dewastacji i odbudowy miasta. Stworzony z archiwalnych dokumentów. Rzeczywiście, autorka, dokumentując, uchwyciła narodziny miasta. To książka o tym, jak ocalono duszę Bolesławca.

Mój dziadek zawsze mi powtarzał, kiedy pytałam go o czasy po wojnie, że są rzeczy, o których nie może mi jeszcze powiedzieć. Uczyłam się wtedy obowiązkowo języka rosyjskiego w szkole, prenumerowałam, jak wszyscy uczniowie, rosyjskie gazetki dla dzieci oraz korespondowałam z radziecką koleżanką. Nie pamiętam, czy mój śp. dziadek zdradził mi tajemnicę, czy nie. Ale przypomniałam sobie te pytania, czytając książkę dyrektorki Muzeum Ceramiki w Bolesławcu.

Anna Bober-Tubaj dotarła do ankiety dotyczącej przebiegu działań wojennych na naszych terenach. Niemieccy mieszkańcy Bunzlau opowiadali o celowych podpaleniach miasta przez Sowietów, które w konsekwencji wywoływały rozległe pożary. Miasto nie ucierpiało bardzo na skutek działań wojennych. Było celowo podpalone przez żołnierzy Armii Czerwonej, wchodzącej do niego w triumfie. Sowieci demontowali i wywozili do ZSSR urządzenia i wyposażenie wielu bolesławieckich zakładów, m.in. Concordii. I dopuszczali się aktów grabieży i wandalizmu. Autorka znalazła w zasobach archiwum pismo Zarządu Miasta, w którym zwrócono się do Komendanta Wojsk Sowieckich w sprawie strzelania ostrą amunicją do żarówek lamp elektrycznych (przy ulicy Asnyka). Pisze też w swej książce o interwencjach ówczesnego burmistrza miasta, który nie był w stanie zabezpieczyć niezamieszkałych domów. Rosjanie byli niebezpiecznymi szabrownikami. Wywozili okna, drzwi, piece przenośne, a to, czego nie mogli zabrać, dewastowali.

fot. Anna Bober-Tubaj

Dla Sowietów ważniejsze było, by stworzyć muzeum feldmarszałka Michaiła Kutuzowa, pogromcy napoleona i bohatera rosyjskiego, niż zabezpieczyć miasto dla Polaków. Armia Czerwona w lutym 1945 r. zajęła budynek, w którym zmarł bohater (dzisiejsze Muzeum Ceramiki na ul. Kutuzowa). Zarekwirowała pamiątki po feldmarszałku z Muzeum Miejskiego (ul. Mickiewicza), z prywatnych domów i księgarń. Wszystko po to, by dwa miesiące później, w rocznicę śmierci Kutuzowa, zorganizować uroczystą paradę wojskową. Pokaz siły.

Kiedy Sowieci odeszli z miasta, nie sprzyjał poniemieckiemu miastu i jego odbudowie nowy, ludowy rząd. Jak dokumentuje Anna Bober-Tubaj, pełnomocnik rządu nakazał staranne zacieranie niemieckich napisów. A jeśli zadanie nie byłoby wykonane, groził ukaraniem winnych, czyli burmistrzów i wójtów. Nie sprzyjali mu też sami Polacy, którzy po pięciu latach horroru wojny, nie tylko chcieli zapomnieć o niemieckim panowaniu. Pragnęli zniszczyć wszystko, co hitlerowskie.

Odbudowa miasta w historycznej „niemieckiej” formie, jak pisze autorka, udała się dzięki tezom historyków podkreślających istnienie w architekturze Bolesławca elementów włoskich i śląsko-łużyckich, a nie niemieckich. Ale kiedy restaurację w rynku nazwano z włoska „Toscano” (od nazwiska włoskiego architekta), bolesławianie też zaprotestowali. Nastroje łagodziła lokalna rozgłośnia radiowa, która informowała o wielkich zasługach włoskiego budowniczego dla Bolesławca. I obco brzmiąca nazwa pozostała. Oprócz radia, jak podaje autorka, działał prężnie Powiatowy Oddział Informacji i Propagandy. Jego pracownicy tworzyli bramy triumfalne i hasła „Niech żyje Generalissimus Stalin i Przyjaźń Polsko-Radziecka” oraz „Ziemie Piastowskie były i będą nasze”.

Odbudowa zachodniej pierzei RynkuOdbudowa zachodniej pierzei Rynkufot. Anna Bober-Tubaj

Ochrona konserwatorska zmagała się więc nie tylko z realnymi zniszczeniami, ale i z propagandą. Właśnie tak budował się Bolesławiec. Miał być zupełnie nowy. Polski. Ludowy. O zachowanie niektórych zabytków toczyła się walka. Anna Bober-Tubaj opisuje bój na pisma o zachowanie poewangelickiego kościoła (dziś pw. MB Nieustającej Pomocy), który został przeznaczony do rozbiórki. Po wielu odmowach udało się ocalić XIX-wieczną wieżę. Dziś swojski i nieodzowny element panoramy miasta. Kiedyś budowla znienawidzonego narodu oprawców.

Dzięki staraniom osób kochających kamienie i sztukę, historyków, konserwatorów, historyków sztuki, architektów i muzealników, udało się zachować historyczny układ urbanistyczny miasta. To w starych kamieniach i uliczkach sprzed wieków ukryła się dusza Bolesławca. Za udokumentowanie tego fenomenu należą się Annie Bober-Tubaj największe pochwały. Książka bogato ilustrowana archiwalnymi zdjęciami m.in. bolesławianina Alojzego Skorupy, jest ważną dla mieszkańców publikacją. Zachęcam do jej poznania.

Grażyna Hanaf

Reklama