Prawy do lewego – zdrady „Solidarności”

Logo Solidarność
fot. Solidarność Wiesław Ogrodnik oskarża Danutę Maślicką i Jana Kisiliczyka o kierowanie się chęcią przejęcia władzy w mieście i zdradę „Solidarności” w wyborach w 1989 roku. O sobie mówi jeszcze gorzej – określa się „reglamentowanym” rewolucjonistą.
istotne.pl 0 solidarność, wiesław ogrodnik, danuta maślicka

Reklama

Dziś byłym członkom „Solidarności” potrzebne są lokalne okrągłe stoły. Powinni porozmawiać przy nich dla dobra demokracji. Lepsze to niż wyznania po latach, że było się reglamentowanym rewolucjonistą oraz oskarżanie o zdradę tych, którzy wzięli na siebie odpowiedzialność i zaczęli rządzić bez braci z „prawej” strony.

Drugi tom „Rocznika Bolesławieckiego” otwiera artykuł Wiesława Ogrodnika, w którym autor opisuje wybory do sejmu kontraktowego w Bolesławcu w 1989 roku. Autor pisze w nim, że Jan Kisiliczyk (były poseł, kandydat popierany przez Lecha Wałęsę) został narzucony członkom bolesławieckiej „Solidarności”. A wspierająca go grupa kierowała się chęcią przejęcia władzy w mieście i niechęcią do reszty członków Komitetu.

Zdrada według Ogrodnika

Wiesław Ogrodnik opisuje nieformalne spotkanie w domu państwa Kisiliczyków, w którym uczestniczył. Danuta Maślicka (członkini Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”) przedstawiła na nim kryteria, którymi należało się kierować podczas nadchodzących wyborów oraz pasującą do kryteriów osobę. Było to na kilka miesięcy przed oficjalnym wyborem kandydata do parlamentu, które odbyło się 20 kwietnia 1989 roku w salce katechetycznej Sanktuarium NMP podczas posiedzenia Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. „Nie była to decyzja jednomyślna […]”* – pisze Ogrodnik w swoim tekście. „Odbyła się burzliwa dyskusja. […] Rozmowa w pewnym momencie zrobiła się niesmaczna i to z obu stron. Jej apogeum było opuszczenie salki katechetycznej przez J. Kisiliczyka i D. Maślicką”*. Jak pisze Wiesław Ogrodnik, w tym krytycznym momencie i on dostał propozycję kandydowania, ale zdecydowanie odmówił. Wybór, według niego z góry ustawionego Kisiliczyka, stał się faktem.

Jak dowodzi Ogrodnik, był to początek złego. Grupa przy pośle zdradziła „braci” z Solidarności. Jan Kisiliczyk poparł przed wyborami samorządowymi nie KO „Solidarność”, a swój Obywatelski Komitet Samorządowy przy Pośle. Następnie OKS wystawił swoją własną reprezentację w wyborach i je wygrał (na 32 radnych wprowadził 17 przedstawicieli – przyp. red.). To dało możliwość wybrania członkom OKS własnego prezydenta – Józefa Króla (pierwszego prezydenta po wolnych wyborach samorządowych wybierała Rada Miasta większością głosów).

Ogrodnik kreśli też szerszy kontekst tej lokalnej zdrady. Została zaserwowana na Okrągłym Stole. Tam, pisze, przewagę zdobyła laicka lewica (Bronisław Geremek i Adam Michnik), która spychała na boczny tor „nurt niepodległościowy, narodowo-demokratyczny wierny wartościom takim jak przywiązanie do Kościoła i wiary chrześcijańskiej, duma narodowa oraz niezależność”*.

Samoodstawienie na boczny tor

Wiesław Ogrodnik pamiętnego roku 1989 miał dwukrotnie szansę, by zmienić bieg wydarzeń na scenie politycznej Bolesławca. Był członkiem komitetu KO „Solidarność” na równych prawach z Danutą Maślicką, promującą Jana Kisiliczyka. Dlaczego nie zaprotestował na nieformalnym spotkaniu w domu Kisiliczyków? Dlaczego nie szukał i nie promował swojego kandydata w trakcie tych kilku miesięcy przed formalnym spotkaniem Komitetu? W końcu dlaczego sam nie kandydował? Ma ambicje polityczne, które dziś zawiodły go na stanowisko zastępcy najwyższego urzędnika w mieście. Dlaczego, kiedy padła wówczas propozycja, odmówił? Jeśli prawdą jest, że Jan Filipek pytał Ogrodnika, czy będzie kandydował, kiedy ważyły się losy kandydata popieranego przez Wałęsę, oznacza to, że szukał kontrkandydata dla Kisiliczyka.

Ogrodnik czuje się oszukany. Uważa się za koncesjonowanego rewolucjonistę w reglamentowanej rewolucji. Uważa, że w 1989 roku wygrali ci, którzy popierali Kiszczaka i Jaruzelskiego. Dziś żałuje, że nie czytał bajek dzieciom, zamiast walczyć o wolną Polskę.

Zdrada rewolucjonisty

Nie każdy w tych pierwszych dniach wywalczonej wolności poradził sobie z samą wolnością. Zniknęła czerwona bestia, a wraz z nią rewolucjoniści bez skazy. Wolność utonęła wielu ludziom we mgle. I budowano demokrację po omacku. A ona mogła się tworzyć tylko w działaniu.

Po wygranej Obywatelski Komitet Samorządowy przy pośle zaczął swoją działalność. Wygrali wybory samorządowe, mieli większość w Radzie Miasta (17 radnych OKS, 13 radnych KO „Solidarność” i 2 radnych Stronnictwo Demokratyczne). Podział „Solidarności” był faktem. Rządzenie w Radzie, wybór przewodniczącego, potem prezydenta miasta to nie była walka z czerwonym wrogiem. To była walka z bratem. Mentalnie niedawni rewolucjoniści wszystko dzielili na białe i czerwone. Kiedy zabrakło klarownego wroga nazwano nim tych, którzy mieli inny pomysł na wolną Polskę. Ten podział na lewych i prawych solidarnościowców zaowocował IV Rzeczpospolitą. Oskarżeniami Wałęsy o współpracę z komunistami oraz podważeniem idei Okrągłego Stołu. Zaowocował szkalowaniem niepodległościowego zrywu Polaków. To, z czego moglibyśmy być dumni, nagle zamieniło się w to, czego należy się wstydzić. To najgorsza zdrada „Solidarności” jakiej dopuścili się jej twórcy.

Zapytana o komentarz Danuta Maślicka mówi, że jest dumna z tego, że działała dla „Solidarności”. – Absolutnie niczego nie żałuję – zapewnia Danuta Maślicka. – W naszym domu wszystko było podporządkowane „Solidarności”. Nasze rodzinne życie było na boku. Jestem dumna z mojej aktywności. I nie czuję się rewolucjonistką. Działając we Wrocławiu, Gdańsku i Bolesławcu poznałam wspaniałych ludzi. Chodziło nam o to, by zaprosić obywateli do rządzenia i do odpowiedzialności.

Z perspektywy lat oskarżenia Ogrodnika o zdradę części „Solidarności” nie szkodzą tak, jak jego umniejszanie samej rewolucji i walki z systemem komunistycznym. Był aktywnym uczestnikiem, a teraz daje złe świadectwo.

Korzystamy dziś z wolności, którą wywalczyli Ogrodnik i Maślicka, i Kaczyński, i Wałęsa. To był ogromny wysiłek dla nich wszystkich. To było poświęcenie, do którego nie jest zdolny każdy człowiek. Dzielenie się na lepszych i gorszych, prawych i lewych w tym kontekście podważa sens samego zrywu. Byli członkowie „Solidarności” muszą zechcieć usiąść przy wspólnym stole. I wyjaśnić sobie wiele zdrad. My możemy im podziękować za to, co zrobili dla Polski i dla nas. Demokracja nie jest doskonała. Ale nie walczyli o świat idealny, walczyli o świat wolny. Wiesław Ogrodnik pisząc o reglamentowanej rewolucji, umniejsza jej wartość. Krzywdzi nie tylko siebie, odbiera też Polakom powód do dumy z własnych dziejów. To najgorsza zdrada rewolucjonisty.

* Wiesław Ogrodnik: Wybory do sejmu kontraktowego w Bolesławcu w 1989 roku, Rocznik Bolesławiecki 2009. Bolesławiec 2010, Muzeum Ceramiki w Bolesławcu, s. 10-16

(informacja Grażyna Hanaf)

Reklama