Koniec mogilników w Iwinach

Tabliczka z napisem "Środki trujące"
fot. istotne.pl – Jestem autentycznie szczęśliwy, że mogę dziś poinformować społeczność Iwin, ale również całego powiatu bolesławieckiego o pomyślnym doprowadzeniu do finału sprawy mogilników w Iwinach – mówi radny powiatowy Robert Rosiński.
istotne.pl 0 iwiny, robert rosiński, mogilnik

Reklama

Już wkrótce dojdzie do likwidacji mogilników znajdujących się na terenie Iwin (tuż obok szosy Bolesławiec-Złotoryja, przy zakręcie do Lubkowa), w których od ponad 30 lat składowane są przeterminowane środki ochrony roślin, złożone tam przez Gminną Spółdzielnię „Samopomoc Chłopska”, dziś już nieistniejącą.

fot. Gerard Augustyn

– Gminna Spółdzielnia już nie istnieje, ale problem pozostał – mówi Robert Rosiński, radny Rady Powiatu Bolesławieckiego. – I to ogromny problem. Z moich informacji wynika, że w latach 1975-1977 przeprowadzono „akcję porządkowania”, czytaj: pozbywania się, z obiektów handlowych Gminnej Spółdzielni „SCh” przeterminowanych środków ochrony roślin. Umieszczono je w 2 betonowych „bunkrach”, dawnych magazynach materiałów wybuchowych byłych Zakładów Górniczych „Konrad” w Iwinach.

Z czasem betonowe bunkry, częściowo zasypane ziemią, obrosły trawą i drzewkami, a ludzie przestali zwracać na nie uwagę, mimo wbitej między nimi tablicy z trupią czaszką i napisem „Uwaga, środki trujące. Wstęp wzbroniony”. – Dziś, kiedy rozmawiam z ludźmi z Iwin i okolic, niewielu wie, co tam się znajduje. Tylko niektórzy starsi mieszkańcy o tym pamiętają – stwierdza Rosiński. – Tymczasem, kiedy dowiedziałem się, co tam jest, a przede wszystkim, ile tego tam jest, przeraziłem się, a potem przystąpiłem do działania. Likwidacja mogilników w Iwinach stała się jednym z najważniejszych celów w mojej pracy radnego powiatowego. Od 4 lat nieustannie składam interpelacje w tej sprawie na posiedzeniach Rady Powiatu. Oprócz tego skierowałem zapytanie do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska we Wrocławiu. Na mój wniosek Inspektorat przeprowadził rok temu kontrolę dotyczącą mogilników, która to kontrola tylko potwierdziła moje obawy i zmobilizowała mnie do jeszcze większej determinacji.

Radny Robert Rosiński od 4 lat nieustannie składał interpelacje w sprawie mogilników na posiedzeniach Rady PowiatuRadny Robert Rosiński od 4 lat nieustannie składał interpelacje w sprawie mogilników na posiedzeniach Rady Powiatufot. Gerard Augustyn

Jak podkreśla radny, mogilniki w Iwinach to prawdziwa bomba ekologiczna. – Sama ilość zgromadzonych tam trujących pestycydów robi wrażenie. Jest ich tam prawie 50 ton! – mówi Robert Rosiński. – Nikt nie potrafi w tej chwili stwierdzić z całą pewnością, czy są one właściwie zabezpieczone. Z tego, co wiem, umieszczone zostały w plastikowych beczkach. Na dodatek, w trakcie drążenia sprawy, dowiedziałem się, że mogilniki zlokalizowane są na obszarze najwyższej ochrony zasobów tzw. Głównego Zbiornika Wód Podziemnych nr 317. Mówiąc po ludzku, chodzi o bliskość ogromnego podziemnego jeziora, które jest naturalnym rezerwuarem wody pitnej dla całego powiatu bolesławieckiego! Nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby uświadomić sobie, co mogłoby się stać, gdyby zawartość mogilników przedostała się – najpierw do gruntu, a potem do wspomnianego zbiornika.

– Na szczęście moje uporczywe upominanie się o poważne potraktowanie sprawy znalazło wreszcie właściwy odzew – kontynuuje Rosiński. – W sprawę zaangażował się osobiście starosta bolesławiecki Cezary Przybylski, który kilkakrotnie interweniował: najpierw u wojewody, potem w Urzędzie Marszałkowskim we Wrocławiu. I wreszcie – po wielu sporach kompetencyjnych (w grę wchodzą niemałe pieniądze) – w marcu tego roku podpisano umowę dotyczącą likwidacji mogilników. W tej chwili jest już wyłoniony wykonawca – firma specjalistyczna, która zajmuje się likwidacją i utylizacją tego typu rzeczy.

Dla radnego najważniejszy jest jednak fakt, że wspomniana firma wchodzi na teren mogilników w przyszłym tygodniu i do początku grudnia ma wywieźć i zlikwidować zawartość mogilników, łącznie z betonową konstrukcją schronów. Co więcej, jeśli będzie taka potrzeba, wywieziona zostanie też część gruntu, znajdującego się pod mogilnikami.

fot. Gerard Augustyn

Robert Rosiński nie ukrywa radości. – To nie tylko dlatego, że walczyłem o to przez ostatnie 4 lata. I nie tylko dlatego, że z Iwinami związany jestem od 28 lat, to prawie jak mój drugi dom. Najważniejsze jest to, że zniknie kolejne wielkie toksyczne zagrożenie, które od lat zaśmieca naszą ziemię. Do tego, żebyśmy stali się krajem bezpiecznym i czystym ekologicznie jeszcze daleka droga, ale tutaj liczy się każdy, nawet najmniejszy, krok do przodu – dodaje.

(informacja ii)

Reklama