Pełne miłości serce Mariki

Marika Marta Zarębska
fot. istotne.pl Marika – jedna z najciekawszych wokalistek muzyki klubowej – wraz ze swoim zespołem zagrała świetny koncert w Piwnicy Paryskiej. Na podwórzu restauracji zabrzmiał nu-jazz, funky, hip-hop, d'n'bass i reggae.
istotne.pl 0 koncert

Reklama

Marika zagrała w Piwnicy Paryskiej gorący koncert dla swoich fanów, którzy bawili się z nią jeszcze na after party. Do Bolesławca została zaproszona przez fana jej muzyki Krzysztofa Krzemińskiego (Jegomościa), który dziękuje za pomoc przy organizacji koncertu. Wsparli go przyjaciele, właściciel Piwnicy Paryskiej Bogusław Nowak i Bolesławiecki Ośrodek Kultury.

Koncert zaczął się piosenką „Wierzę w cuda”, ale najwięcej o koncercie i jego sile mówi tekst „Piękne panie”, którą to piosenkę Marika zadedykowała podczas występu wszystkim dziewczynom:

Ej piękne panie
zdejmijcie z siebie ciepłe ubranie
bo nic się nie stanie Wam nie!(…)
Jamajki dziś tu jest ambasada.
Widać jak działa zielona flaga.
Ogień tu bardzo mi odpowiada.
Ta buda będzie drżała w posadach!

Wraz z Mariką w Bolesławcu byli: wspierająca ją wokalnie podczas tras Ania „Maluta”, Bartosz – perkusjonalista, Piotr – gitara, Konrad – bass, Jurek – perkusja, Michał – klawisze i trąbka oraz akustyk Tomasz.

Marika przed bolesławiecką publicznościąMarika przed bolesławiecką publicznościąfot. Krzysztof Gwizdała
Marika wystąpiła na dziedzińcu Piwnicy ParyskiejMarika wystąpiła na dziedzińcu Piwnicy Paryskiejfot. Krzysztof Gwizdała
Około 250 osób oglądało występOkoło 250 osób oglądało występfot. Krzysztof Gwizdała

Marika, otwarta na ludzi, szczera, bezpretensjonalna i bardzo utalentowana wokalistka w wywiadzie dla portalu IstotneInformacje.pl mówiła o swoich artystycznych wyborach i dojrzewaniu polegającym na tym, że coraz bardziej pozwala sobie na bycie sobą i ryzyko jakie się z tym wiąże.

Grażyna Hanaf: – Jakie są twoje ulubione piosenki?
Marika: – Jest ich kilka, „Moje serce”, ta piosenka ujęła duże grono osób, „Masz to” – to zastrzyk energii funky i jednocześnie mój ulubiony utwór. Polecam też „Stop” – pierwszą piosenkę, którą napisałam. Mam do niej duży sentyment. Jest przełamaniem konwencji w której funkcjonuję, trochę w niej jazzuję i jest to utwór bardziej balladowy niż klubowo-dyskotekowy. Podchodzę do niej sentymentalnie. Pierwszy tekst, który znalazł się na albumie po kilku latach od powstania. Napisałam go jakieś pięć lat temu. Ten czas zmienił mnie i zmienił tę piosenkę, znalazłam tam kilka mielizn artystycznych, poprawiłam je. „Stop” to papierek lakmusowy, jak człowiek wyrasta z niektórych rzeczy, zmienia się, dorasta.

Z czego wyrosłaś?
Z wiekiem zdobyłam się na to, by być bardziej szczerą i otwartą. Na początku, kiedy człowiek przeciera szlak, korzysta z bezpiecznego kręgu utartych ścieżek i w nich się porusza. Myśli, że jak komuś innemu wyszło, to i jemu to samo nieźle wyjdzie. Ja dorosłam, by robić coś po swojemu, na przekór. Zmagając się czasami z tym, czego się ode mnie wymaga.

Czego wymagają fani od Mariki?
Działa zasada podobania się tego, co już się zna, co jest oswojone. Spodziewano się po mnie albumu bardziej dance’owego, tanecznego. A ja napisałam kilka niegłupich tekstów i postanowiłam je zaśpiewać. Postanowiłam, że chcę się sprawdzić w formule piosenkowej, gdzie się bardziej śpiewa niż nawija i rymuje. I to już było zaskakujące dla osób, dla których pewne gatunki zarezerwowane są albo dla mainstreamu i popowości albo dla kręgu muzycznego, którym interesują się ich rodzice.

Dojrzewanie to dla ciebie zdobywanie autonomii artystycznej?
Moje dojrzewanie, i życiowe, i artystyczne, polega na tym, że coraz bardziej pozwalam sobie na bycie sobą i ryzyko jakie się z tym wiąże. Jeśli człowiek wbija się w formułę znaną i przez to bezpieczną, bo wymyśloną przez kogoś innego, to jest chroniony. Zasłania się tą formułą jak maską i w tym cudzym obszarze nie zostaje zraniony. Jeśli się otwiera i wystawia swoje serce na talerzu, to istnieją dwie możliwości. Albo zostanie to zrozumiane i zaakceptowane albo wyśmiane. To się wiąże zawsze z takim z ryzykiem. Pozwoliłam dać sobie szansę i zaryzykować. Reakcje są rzeczywiście takie, jak się spodziewałam. Jedni to odrzucają, inni to cenią. Ale dobrze się stało, bo kto nie ryzykuje, ten nie ma. Wiem, że dobrze robię.

Co cenią fani, co podoba się im w tekstach?
Myślę, że głównie osobisty przekaz i szczerość. Nie mam poczucia społecznej misji, tylko wydaje mi się, że wartościowe jest już to, że wyrażam siebie. Ktoś, kto ma większą wrażliwość i potrzebę ekspresji niż przeciętny Kowalski oraz iskrę bożą, pozwalającą mu na atrakcyjny przekaz, przefiltrowuje świat przez swoją wrażliwość. To daje ludziom coś niepowtarzalnego, własnego, unikalnego, jednorazowego, nowego i autentycznego. To jest coś, co warto pokazywać światu. Odbiorcy nie myślą dokładnie jak ja, ale czują, że mówię szczerze i to do nich trafia.

Czy odniosłaś sukces? Śpiewałaś na festiwalu w Opolu…
Sukces rozumiem tak, że robię to, co kocham i mogę pokazywać to ludziom grając koncerty. W komercyjnym znaczeniu niekoniecznie go odniosłam. Z tego typu muzyką, jaką gram, ciężko jest się przebić. Nie wiem dlaczego, ale ogół zakochał się w pop-rockowej stylistyce. Mam nadzieję, że to minie, jak wszystkie modne historie. Jeśli chodzi o topowe stacje radiowe – to zamknięte kręgi. Dostając zaproszenie do Opola postanowiłam pokazać, że w Polsce jest inna muzyka, bardzo popularna i lubiana. Miałam świadomość, że duża część braci z alternatywnej sceny mnie z tego powodu skrytykuje. Ale ja jestem apolityczna, jak moja twórczość. Dla mnie telewizja jest środkiem przekazu, mogę pokazać tam moje piosenki oraz to, że w muzyce dzieje się coś więcej. Reggae, funky, hip-hop, staram się złożyć kilka gatunków w taki własny, właściwy dla mnie koktajl muzyczny.

(informacja Grażyna Hanaf)

Reklama