Zgadzam się z niektórymi komentarzami, w których zaznaczono, iż tradycja śląska wyjechała po 45 roku. Absolutnie nie rozumiem zdania, że "zalał was Wołyń i Lwów". Brzmi to co najmniej tak, jakby najechała nas horda tatarska. A tymczasem ten Wołyń i Lwów to przecież wielu z nas. Tak samo - pani Gessler naprawdę nie została przygotowana przez producentów programu - jak Polonia bośniacka i wiele innych tradycji, które się tu spotkały. Kuchnia mojego rodzinnego domu to tradycje małopolskie z elementami bośniackimi i Kujawy. Pamiętam, jak w szkole koleżanka mówiła, że u niej na wigilię je się kutię - było to dla mnie danie mityczne, ale dzięki "Wołyniowi i Lwowowi" mogłam je poznać.
Nie twierdzę, że to źle, by ktoś w prowadzonej na Dolnym Śląsku restauracji miał śląskie potrawy. Przecież wszystkie kryminały Krajewskiego z Breslau w tle czyta się tak smakowicie. Ale po co mówić takie rzeczy i do tego wyrażać takie zdziwienie, jak zrobiła to pani Gessler? Tradycja śląska nie jest naszą tradycją. Nie ma się chyba jednak co dziwić, kiedyś czytałam wywiad z panią Gessler, w którym mówiła o swym dawnym zdziwieniu, że nie wszyscy znają w Polsce to arcypolskie danie jakim jest chłodnik z botwinki (zwany przecież litewskim)... A przecież nie trzeba być etnografem, by rozumieć, że kuchnia polska ma wiele twarzy, np. półocno-wschodnią z wpływami litewskimi i białoruskimi, w których wzrastała pani Gessler.