Bolesławianie z ul. Kubika walczą o odszkodowanie

Worki z piaskiem
fot. istotne.pl Nie zniknął problem fekaliów przy ul. Kubika. Urzędnicy przyznają, że projekt kanalizacji był błędny, ale nie znajdują podstaw, by wypłacić mieszkańcom odszkodowanie. Janusz Kocielski rozważa podanie do sądu prezydenta miasta.
istotne.pl 0 prezydent, powódź, wiesław ogrodnik, ul. kubika

Reklama

O tym, że projekt kanalizacji jest błędny, Janusz Kocielski mówił urzędnikom i wykonawcy inwestycji już ponad rok temu. Nie chcieli go wysłuchać. "Zrobiono ze mnie pieniacza, oszołoma" opowiada rozżalony bolesławianin. – "Powiedziałem wtedy tylko jedno. Poczekamy do pierwszych opadów deszczu".

Koszmar zaczął się w maju br. Wówczas państwa Kocielskich i innych mieszkańców ul. Kubika zalało intensywnie dwa razy. Ścieki miejskie pod wpływem ciśnienia zaczęły się wylewać na ulicę i spływać w dół. "Poziom wody i fekaliów sięgał 70 cm. Sami to musieliśmy wiadrami wynosić. Straż pożarna odmówiła wypompowania. Powiedzieli: trzeba poczekać, aż wsiąknie. Zapytałem: gdzie wsiąknie? W piaskowiec?" mówi Kocielski.

Pękająca kamienica przy ul. KubikaPękająca kamienica przy ul. Kubikafot. Gerard Augustyn

Kamienica, w której mieszkają poszkodowani, ma ponad 130 lat. Stoi na blokach z piaskowca. Piaskowiec namaka, chłonie fekalia jak gąbka. Dom zaczął pękać już wiosną. Piwnica jest zagrzybiona, ściany pokrywa pleśń. Nikt z mieszkańców zalanych domów nie będzie tu już trzymał ziemniaków czy innych warzyw. Wszędzie czuje się wilgoć. Jak państwo Kocielscy sobie z tym radzą? Zmuszeni są do częstego prania ubrań,wietrzenia mieszkania. Jednak, jak przyznaje Janusz Kocielski, "zbliża się zima, nikt nie będzie okien otwierał na okrągło".

Wilgoć w piwnicy państwa KocielskichWilgoć w piwnicy państwa Kocielskichfot. Gerard Augustyn

Co zrobił Urząd Miasta?

Na przełomie maja i czerwca zbudowano zaporę z worków. "Te worki nas uratowały. Dzięki nim kolejne zalania były mniej intensywne" przyznaje Maciej Kocielski, syn Janusza. Zamurowano okienka piwniczne. Wybudowano studzienkę w ogrodzie. Teraz budowany jest chodnik. "Ten chodnik ma nas uchronić. Ale wysokość krawężnika to 15–20 cm, a wysokość słupa wody to 70" z rezygnacją dodaje Maciej. To wszystko to jedynie usuwanie skutków zalań. Czy ktoś pomyślał o wyeliminowaniu ich przyczyn?

Maciej i Janusz KocielscyMaciej i Janusz Kocielscyfot. Gerard Augustyn

Na razie trwają poszukiwania winnego. "Kto podjął taką decyzję?" zastanawia się Janusz – "To inwestycja budowlana, która zagraża życiu, zdrowiu i mieniu ludzi". Dotąd był to temat tabu w Urzędzie Miasta. "Nie piszemy już żadnych pism. Urzędnicy tej kwestii nie widzą" dodaje bolesławianin.

Rodzinę boli obojętność władz miasta. "Żaden z urzędników nie pofatygował się do nas osobiście, mimo zaproszeń. Ulicy unika się jak trądu. Obowiązuje zasada: umiesz liczyć, licz na siebie" mówi Maciej. "Czekamy, tylko jak długo można czekać?! Tym bardziej że to nasze mieszkanie jest własnościowe. Walczymy o swoją własność. Ale wiadomo, że teraz nikt tego nie kupi" dodaje ojciec.

Kocielscy próbowali załatwić sprawę polubownie. Domagali się odszkodowania. Okazało się, że jest to niemożliwe. "Trzeba będzie po prostu Prezydenta Miasta Bolesławca pozwać do sądu" mówi głowa rodziny.

Póki co rodzina na bieżąco sprawdza prognozę pogody. Janusz Kocielski od maja schudł 18 kilogramów. Z nerwów. Znajomi pytają go na ulicy, czy jest chory. Syn Maciej jest coraz bardziej rozczarowany polską rzeczywistością. Myśli, podobnie jak wielu jego znajomych, o wyjeździe z kraju. Cała rodzina zastanawia się nad przeprowadzką. Nie chcą – czemu trudno się dziwić – żyć w zagrzybionym domu. "Ten dom stał 130 lat, następnych 130 nie przetrzyma na pewno" ze smutkiem dopowiada Janusz Kocielski.

Co dalej?

"Pan Kocielski miał rację" przyznaje wreszcie Wiesław Ogrodnik, wiceprezydent miasta. Najgorsze jest to, że jeszcze przed wielką inwestycją, której częścią była wymiana kanalizacji przy ul. Kubika, Urząd Miasta wynajął fachowca z Politechniki Wrocławskiej, który znalazł kilkadziesiąt błędów w projekcie. Firma Ekosystem uwzględniła około 12.

"To był olbrzymi projekt. Wiadomo, że urzędnicy nie byli w stanie tego sami sprawdzić, dlatego wynajęto zewnętrzną firmę inżynierską, która wskazała wiele błędów w projekcie, w tym błąd w komorze w ul. Kubika. Wykonawca uparł się, że projekt jest dobrze wykonany i nie będzie żadnych kłopotów. To wykonawca odpowiada za to, co zrobił. Niestety, firma nie przyznaje się do błędu" tłumaczy wiceprezydent.

Po jednym z pism Urzędu Miasta, firma chciała wadliwą kanalizację naprawić za pół ceny. Potem – z uwagi na dobrą współpracę, jak argumentowano – zdecydowała, że zrobi to nieodpłatnie. Wykonawca stawia jednak pewne warunki. UM miałby przygotować aktualną mapę do celów projektowych. I to właśnie wadliwe mapy miałyby być jedną z przyczyn partactwa przy ul. Kubika. Tyle że – jak przyznaje Wiesław Ogrodnik – "przed tak poważną inwestycją projektant powinien wynająć geodetę, który sprawdziłby dane na mapie do celów projektowych".

Co jednak z rodziną Kocielskich? Wiesław Ogrodnik przyznał, że – przy zachowaniu terminów procedur i dogadaniu się z Ekosystemem – kanalizacja mogłaby być naprawiona najwcześniej w czerwcu 2008 r. To jednak bardzo optymistyczny scenariusz. Ale i on wydaje się musztardą po obiedzie. Wiosną prawdopodobnie znowu zaczną się burze i historia się powtórzy. Do tego czasu miasto może zaproponować jedynie rozwiązania doraźne.

Finał w sądzie?

O wypłacie odszkodowania Kocielskim, zdaniem Ogrodnika, obecnie nie ma mowy. "Gdyby prezydent miał takie możliwości, załatwiłby to od ręki. Prezydent takiej decyzji podjąć nie może ze względu na ciążącą na nim odpowiedzialność za finanse publiczne" mówi zastępca Piotra Romana. Wygląda na to, że sprawa zakończy się w sądzie, tym bardziej że Urząd Miasta rozważa pozwanie Ekosystemu. A taki proces – jak wiadomo – też może trochę potrwać.

(informacja GA)

Reklama